piątek, 27 września 2013

Rozdział siedemnasty. Lepiej się wynoś. Dopóki jeszcze możesz!

Muzyka w tle: KLIK
Andrzej:
Nie mogłem wyrzucić ze swojej myśli tego, co zdarzyło się w ostatnim czasie. Nie potrafiłem spać, nie mogłem jeść, nic mi się nie chciało – najchętniej leżałbym cały dzień w łóżku. Już nawet treningi mnie tak nie cieszyły jak kiedyś. Chciałem po prostu, by ta informacja nigdy nie obiła mi się o moje uszy.
Cholera, co ja narobiłem?!
Zamknąłem oczy, by ponownie to wszystko przeżyć. Co robiłem za każdym razem, gdy tylko zamykałem powieki, by dać im trochę odpoczynku. Ale od paru dni on – odpoczynek – gdzieś zniknął.

Telefon dzwoniący rano. Zaspany człowiek, który go odbiera, czyli Ty. Słowa: „Otwórz mi, przyszłam z Tobą pogadać.” Dopiero, kiedy mówisz, że już idziesz do drzwi, gdy naciskasz zakończenie połączenia, dochodzi do Ciebie, że to nie Twoja kobieta, a Twoja przyjaciółka. Zaspany naciskasz na klamkę i wpuszczasz dziewczynę do środka. Ta jakby przygaszona rozbiera się w Twoim przedpokoju i posłusznie idzie za Tobą do kuchni, gdzie robisz sobie herbatę z cytryną i dwoma łyżeczkami cukru. Proponujesz jej to samo, ale ona jedynie kręci przecząco głową i jakby zaciska spierzchnięte wargi. Dopiero teraz zauważasz, że oczy ma podkrążone, zupełnie jakby nie spała kilka dni. Pytasz najzwyczajniej w świecie, po przyjacielsku, co się dzieje, że wygląda jak cień człowieka, a ta zaczyna płakać. Chociaż właściwie nie, nie płakać. Ona zaczyna wyć, wyć jak wilk do księżyca podczas pełni. Zaraz przed nią kucasz, a ona wtula się w Twoje ramiona. Mówi, że nie może tego z siebie wydusić, że nie chce tego, ale musi Ci o tym powiedzieć.
A potem następują te słowa, które zmieniły cały Twój świat: „Za parę miesięcy będziesz tatą.”
Do teraz zastanawiasz się, kiedy do tego wszystkiego doszło. I nie wiesz. Nie masz bladego pojęcia. Ale ona była kocicą, z nią najwięcej czasu spędzałeś w łóżku, dlatego tak trudno Ci się w tym wszystkim połapać. Ale wiesz jedno: Nie okłamałaby Cię w tej sprawie.  

Patrycja: Obudził mnie dzwonek do drzwi, spojrzałam na zegarek wskazywał 8:57. Zdziwiłam się, bo nikogo o tej porze się nie spodziewałam, wstałam narzuciłam na ramiona bluzę i ubrałam legginsy. Spojrzałam przez wizjer i otworzyłam drzwi.
-Dzień dobry kominiarz, można wejść?
-Proszę bardzo — wpuściłam mężczyznę do środka, zdziwiłam się, bo mieli być ok. 12, a tu przed 9. Sprawdził wentylację pomieszczeń, która była dobra.
-Wszystko jest w porządku, proszę tutaj tylko podpisać — złożyłam podpis w wyznaczonym miejscu.
-Proszę bardzo
-Dziękuję, życzę miłego dnia i do widzenia
-Dziękuję i wzajemnie, do widzenia.
Zamknęłam za sobą drzwi i zastanawiałam się, co by tutaj zrobić iść dalej spać czy zrobić sobie śniadanie?

Andrzej:
Planowałem zrobić jej niespodziankę, chociaż właściwie to miałem ochotę by najzwyczajniej w świecie się do niej przytulic. Miała być ukojeniem dla moich skołatanych myśli i nerwów, ale gdy tylko zobaczyłem ją jak żegna z uśmiechem jakiegoś mężczyznę i to ubraną tylko w bluzę i leginsy… No, aż mną zatrząsnęło.
Biegiem pokonałem tych kilka schodów i zaraz dzwoniłem do jej drzwi, a potem również waliłem w nie pięścią. Otworzyła mi zaskoczona, a ja niewiele myśląc sam wprosiłem się do jej mieszkania.

Patrycja:
Moje rozmyślania przerwał ponownie dzwonek do drzwi, czyżby czegoś zapomniał pan kominiarz i się wrócił? Kolejny raz już dzisiaj otworzyłam drzwi.
-Andrzej? Co Ty tutaj robisz?
-Co to był za facet? — od razu naskoczył na mnie, jakbym nie wiadomo, co zrobiła.
-Kominiarz, o co ci znów chodzi?
-Kominiarz, tak wcześnie rano?
-Miał być po 12…
-Wiem, czytałem ogłoszenie wiszące na drzwiach. Dlaczego więc był już teraz? To na pewno był kominiarz?
-Skąd ja to mam wiedzieć? Tak na pewno, o co mnie posądzasz??
 -O nic. Tylko nie za bardzo rozumiem...
-Jak bym sama to wiedziała... mogłeś się go zapytać, co tak wcześnie tutaj robił, jak mi nie wierzysz. — skierowałam swoje kroki do kuchni i wstawiłam wodę na kawę.
-Kochanie, przecież wiesz, że Ci wierzę. Tylko... - westchnął, wchodząc do kuchni i zaraz przytulił się do moich pleców, gdy stałam oparta o jedną z kuchennych szafek
- Tylko...
-Tylko, co? Znów jesteś zazdrosny? Albo czekaj boisz się, że mógł być to jakiś zboczeniec? - Nie powiedział już nic. Po prostu cichutko westchnął i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, o ile było to możliwe. Położył swój podbródek na czubku mojej głowy, wcześniej mnie tam całując. To było takie kochane, ale coś mi tutaj nie pasowało, a w dodatku był jakiś taki spięty? -Wszystko w porządku? — zapytałam odwracając się do niego i patrząc mu prosto w oczy.
-Tak, tak. W najlepszym - odpowiedział, patrząc gdzieś w nieokreślony jasno punkt, a nie w kierunku moich oczu. Co najzwyczajniej w świecie znaczyło, że kłamie.
-Dlaczego nie mówisz mi prawdy? Co się stało?
-Mówię prawdę.
-Kłamiesz, dobra jak nie chcesz to nie mów... — wyszłam z kuchni kierując się do sypialni, w poszukiwaniu jakiegoś ubrania.
 -Patrycja... - wyjęczał, podążając za mną - Patrycja proszę Cię...
- O co mnie prosisz? Mieliśmy być wobec siebie szczerzy pamiętasz?
-Chcesz, żebym był szczery? Tego właśnie chcesz? Dobra. Jestem ojcem, rozumiesz? Za 9 miesięcy, a może trochę mniej, będę miał potomka. I co? Zadowolona teraz jesteś?
 - Z Laurą? -wyszeptałam tylko tyle potrafiłam w tym momencie, wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego. Opadłam na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach.
-Zrozum, nie planowałem tego... Nie wiem, jakim cudem, skoro się zabezpieczaliśmy i... -
 Czyli chcesz powiedzieć, że miałeś nas obie jednocześnie?
-Pat, kotku... Nie mów tak. To był tylko jeden jedyny raz i... Nie miałaś się o tym dowiedzieć. Nie chciałem, żebyś sobie pomyślała, że jestem niewierny, ale...
-Wyjdź, zostaw mnie samą. A najlepiej to idź do Lau ona Cię teraz potrzebuje bardziej niż ja... - nie mogłam uwierzyć w to, co mi przed chwilą powiedział, ignorując płynące łzy, próbowałam się jakoś ogarnąć.
-Patrycja, przepraszam. - usiadł obok mnie i próbował przyciągnąć do siebie - Przecież wiesz, że Cię kocham. Ty jesteś najważniejsza.
- Zostaw mnie! Wiesz gdzie mam twoje przeprosiny?! Ciekawe jak Ty byś się poczuł jakbym to ja taki numer odstawiła?! - wstałam z łóżka i miałam zamiar wyjść stamtąd, ale Andrzej mi na to nie pozwolił. Zaraz pojawił się przede mną, zagradzając mi wyjście z pokoju.
 -Jeżeli to byłoby moje dziecko, to nie ma żadnego problemu, wiesz o tym.
 -Chyba według ciebie nie ma problemu. Chwileczkę czy istnieje jeszcze inny potencjalny tatuś?
-Nie ma problemu, bo to jest mój błąd, tak? To ja będę za niego płacił. Jak inny? Skoro powiedziała, że to ja jestem ojcem...
-Jesteś pewien, że nikogo innego oprócz ciebie nie ma? Ty nic nie rozumiesz... Owszem twój i to sprawia, że nas już nie ma…
-Ty ze mną zrywasz, ze mną zrywasz? - stał i wpatrywał się we mnie jakby zobaczył ducha, biedny nawet się zapowietrzył. Ciągle powtarzał, że z nim zrywam. Kompletnie zignorował moje pytanie, czy nikogo innego nie ma. Tak jakby nie był pewien i próbował wyrzucić to z pamięci. -Andrzej czy Ty mnie słuchasz? Nie rozumiesz, że to nie ma sensu? Rodzina powinna być pełna, a nierozbita. Sam przekreśliłeś nasz związek…
 -Patuś, błagam Cię. Nie mów tak. Wybacz mi, błagam, proszę. Zrobię wszystko! - facet zwariował, padł na kolana i chwycił mnie za uda. - Laura nie jest ważna, zrozum!
- Nie uważasz, że na to już jest za późno? Ty nigdy byś nie wybaczył kobiecie, która Cię zdradziła, więc dlaczego ja mam to zrobić?! Proszę Cię wyjdź, chcę być sama.
W końcu wstał. To chyba był najgorszy widok w moim życiu. Wpatrywał się we mnie z takim żalem, ale czego on oczekiwał, że przyjmę go z otwartymi ramionami i powiem, że nic się nie stało, że wszystko będzie dobrze? Nie mogłam na to pozwolić. Zawalił, to jego sprawa.
-Zawsze będę Cię kochał. To właśnie usłyszałam, gdy wychodził, omijając mnie szerokim łukiem. Miałam ochotę odpowiedzieć, że ja jego też, ale nie mogłam tego zrobić. To nie przeszłoby mi przez gardło. A potem, gdy wyszedł, rozpłakałam się. Najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam i to nie był taki płacz, gdy on był obok. To było coś gorszego, o wiele gorszego...

Andrzej:
Wiedziałem, że to nie będzie łatwe, ale nie wiedziałem, że będzie to aż takie trudne. Ona nie miała się o tym dowiedzieć, nigdy. Miałem to załatwić raz na zawsze z Laurą, a tymczasem wyszło całkiem inaczej niż bym chciał.
Ona już o wszystkim wiedziała i na pewno w tej chwili mnie nienawidziła. Nie mogłem znieść tej myśli, że straciłem ją przez takie głupstwo. Nie wiedziałem jak to się mogło stać. Zawsze się zabezpieczaliśmy, a że ten jeden jedyny raz… Cholera!
Z Patrycją kochałem się parę razy, a jednak nigdy nic takiego się nie zdarzyło, a tutaj ten jeden cholerny błąd i moje życie obróciło się do góry nogami.
To naprawdę nie było sprawiedliwe.
Ale fakt, nie byłoby czegoś takiego, gdyby nie moja głupota. Wiedziałem to, bo to przecież oczywiste…

***
Sunny: Dziękujemy naszym wspaniałym siatkarzom za wszystkie emocje, które nam dostarczyli podczas ME. Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce i nic tego nie zmieni.
Nisiek: Faith, hope, love. ZAWSZE, co by się nie działo!

piątek, 20 września 2013

Rozdział szesnasty. Nad przepaścią swoich pragnień znów pojawiliśmy się. Jaka siła nas tam ciągnie? Czy skoczymy w nią czy nie?

Muzyka w tle: KLIK
Laura:
W życiu nie spodziewałabym się tego, co wydarzyło się całkiem niedawno. Byłam we Włoszech i to nie raz, w końcu uwielbiam ten kraj, ten język, kulturę – po prostu to wszystko. Spędziłam tam kupę czasu, bawiąc się i imprezując z nowo poznanymi Włochami i Włoszkami. Z kilkoma mężczyznami trafiłam nawet do łóżka, w końcu wiadomo, jakimi są kochankami. Ale tego jednego zapamiętałam na długo. Tak jak i on zapamiętał mnie.
A teraz, po dosyć długim okresie ciszy z obydwóch stron, nagle zadzwonił do mnie i pyta się czy jestem w Polsce. Odpowiedziałam, że tak, oczywiście, przecież mieszkam w stolicy. Jego pytanie, czy może przyjechać, by pooglądać Polskę – kompletnie mnie ścięło. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś go zobaczę. A jednak, los płata niezłego figla.
I takim sposobem zostałam cudownym przewodnikiem, dla mojego wakacyjnego, włoskiego romansu.

Patrycja:
Dzisiejszy dzień, jak zresztą parę poprzednich nie należał do łatwych. Nie dość, że było dużo zakuwania to jeszcze jakieś prace do zrobienia, na piekielne zaliczenie. Szczerze to miałam już dość tych studiów, mimo że kochałam właśnie to co wiązało się z Serbią, a przed wszystkim z językiem tego pięknego kraju. Zajęcia wyjątkowo dzisiaj skończyły się wcześniej, to chyba to słońce tak podziałało na naszych psorów i dali nam trochę luzu, oczywiście pozornego. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam na dziedziniec Uniwersytetu tym samym mierząc się z mocno przygrzewającym słońcem. Wyszperałam z torebki moje okularki i założyłam je na nos. Ruszyłam przed siebie rozkoszując się wspaniałą aurą, która dzisiaj zachęcała wszystkich do wyjścia z domu. Postanowiłam dzisiaj, że przespaceruję się spokojnie do domku, w sumie co mi szkodzi pooddychać świeżym powietrzem?
Zapominając o wszystkich swoich sprawach, nawet o tym że wyłączyłam telefon i go potem nie włączyłam ponownie i to że w tym momencie ktoś do mnie dzwoni umknęło to mojej uwadze.

Andrzej:
Jechałem jak na zabicie na uczelnię Patrycji. Chciałem jej zrobić niespodziankę i czekać na nią, by odwieźć ją do domu. No ale oczywiście, niespodzianka mi się nie udała, bo ona stamtąd długo nie wychodziła, a wiedziałem przecież że ma do tej i do tej zajęcia. Nawet jakby potrzebowała posiedzieć w bibliotece, to przecież w godzinę by się wyrobiła.
Próbowałem się dodzwonić, ale telefon miała wyłączony. Głupie myśli chodziły mi po głowie – że może coś jej się stało, że może zgubiła telefon czy, że ma jakieś kłopoty na uczelni, o których mi nie mówiła. Tak, może trochę wydziwiałem, ale martwiłem się jak głupi. Jeszcze nigdy dotąd tak nie miałem.
W końcu zdenerwowałem się i wsiadłem w swój samochód, by odpalić go i opuścić uczelniany parking. Przejeżdżałem powoli po ulicach, rozglądając się dookoła, czy aby nigdzie jej nie dostrzegę. W końcu zauważyłem ją w parku, jak rozmawiała z jakimś wysokim brunetem. Dopóki nie zaparkowałem i nie ruszyłem w ich stronę, nie poznałem go.

Patrycja:
Przemierzałam właśnie park, stąd było już niedaleko do domu. Słońce coraz bardziej zaczynało o sobie przypominać, zrobiło się bardzo ciepło. Rozpięłam płaszczyk bo czułam, że zaraz się w nim ugotuję, a zdjąć nie zdejmę przecież nie ma już takiego lata, a w dodatku powiał chłodny i przenikający na wskroś wiatr. Dzisiaj park zgromadził multum ludzi wokół drzew, wszystkie ławki były zajęte, nawet na murku przy fontannie siedziało sporo osób.
-Ciao Patrizia — usłyszałam gdzieś z boku znajomy głos, który próbowałam sobie przypomnieć. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę i moim oczom ukazał się wysoki, wysportowany i opalony mężczyzna, który przyciągał spojrzenia wszystkich młodych dam znajdujących się w parku.
-Ciao Matteo, what are you doing here? — przywitaliśmy się z uśmiechem na ustach.
-A walk in the park and visit the city. — nie powiem, że się nie zdziwiłam bo wtedy bym skłamała, tyle się dowiedziałam bo z przeciwległej strony nadciągała wściekła Lau.

Matteo:
Spotkałem się z Laurą, polską dziewczyną, którą kompletnie zawróciła mi w głowie. Fakt, miałem swoją ukochaną, ale to co przeżyłem wtedy z tamtą dziewczyną… To było coś do nieopisania. Moja kobieta nigdy się o tym nie dowiedziała. Nie wiedziała, że gdy wyjadę do Polski, to pierwsze co zrobię, to odwiedzę Lau. A miałem taką straszną ochotę się z nią zobaczyć. Naprawdę tęskniłem.
To było takie cudowne uczucie, gdy ktoś w całkowicie obcym kraju mówił w Twoim języku jakby to był jego ojczysty, albo jakbyś nie wyniósł się z żadnych Włoch, jakbyś był u siebie. To Laura sprawiała, że tak się tutaj czułem. Dlatego kompletnie nie reagowałem, gdy poprosiła mnie, bym zaczekał na zewnątrz sklepu. Akurat zauważyłem naprzeciwko jakiś park i tam się udałem, wcześniej informując o tym dziewczynę.
I kolejna niespodzianka, całkiem przypadkiem spotkałem drugą Polkę, którą było dane mi poznać. To była najlepsza przyjaciółka mojej Lau, z którą również spędziło się dużo czasu, gdy razem jeździły na wakacje. Gdybym teraz miał je obok siebie przystawić, nie potrafiłbym się zdecydować, która jest piękniejsza. Przecież kiedyś uwielbiałem obie.

Laura:
Nareszcie wyszłam z tego cholernego sklepu, no ileż można stać w tej kolejce z kilkoma rzeczami. Dzierżyłam w ręce spore zakupy i szukałam wzrokiem mojego kompana. Miał czekać na mnie w parku, a tymczasem gdzie polazł? Nigdzie go nie widziałam. Dopiero kiedy znalazłam się przy fontannie mój wzrok przykuły dwie postacie Matteo stał z jakąś lafiryndą i w dodatku się zaśmiewali w najlepsze. Krew mnie zalewała po prostu, a kiedy okazało się, ze rozmawia z Pat to jeszcze bardziej się wkurzyłam .
-Hello my lovebirds, what so live spoken?? — zapytałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-O co ci chodzi? — odparła jakże niewzruszona przyjaciółeczka.

Andrzej:
Powoli ruszyłem w ich stronę, gdy jeszcze nadeszła Laura z zakupami! Raz, że zdziwiłem się ogromnie, kiedy zobaczyłem, że jednak potrafi robić zakupy! Dwa… Podeszła do Patrycji i tego brunecika. Nic z tego nie rozumiałem. Niby kiedyś były przyjaciółkami, teraz jakiś kryzys i znowu były przyjaciółkami, które spotykają się w parku?
Ale nie, tak nie było. Widziałem już z daleka – a przecież miałem sokoli wzrok – jak Lau pogardliwie patrzy na Patrycję, coś do niej mówiąc gdy chwyta za rękę swojego kolegę. Patrycja tylko przyjęła obronną pozę, a przynajmniej tak to można było zaobserwować z boku.
Jednak mimo wszystko, postanowiłem interweniować, żeby w razie czego się nie pozabijały.
-Zabierasz mi kolejnego chłopaka? – usłyszałem krzyk Laury, a Patrycja tylko prychnęła i roześmiała się nerwowo – To on przyjechał do mnie, nie do Ciebie!
-Weźże się puknij, idiotko. Spotkałam go przypadkiem, do domu wracałam! Nie moja wina, że mnie zawołał.
-Akurat, uważaj, bo Ci uwierzę. Ty zwyczajna…
Niemal biegiem ruszyłem te kilka metrów.  Nie chciałem, by zaczęły się wyzywać na środku parku. A wiedziałem, co Laura miała na myśli. Trudno było sobie tego nie dopowiedzieć.
-Hej, przestańcie! Pat, słoneczko, dlaczego nie odbierasz moich telefonów? – rzuciłem, gdy po dobiegnięciu ucałowałem ją przelotnie w policzek.
To musiało naprawdę dziwacznie wyglądać, dla tego faceta, który wyglądał jak Włoch. Zresztą, nie tylko dla niego. Ludzie z parku też pewnie z zainteresowaniem oglądali zajście na samym środku tego spokojnego miejsca.

Patrycja: Nie no nie dość, że przylazła z tymi tobołami (swoja drogą zrobiła zakupy jakby co najmniej 15 ludzi miała gościć w swoich progach) to jeszcze śmiała mnie obrażać. Dobrze, że chociaż Matteo nie rozumiał o co się rozchodzi, ta jak sobie coś ubzdura to koniec normalnie. Zaraz jednak jej mina zrzedła kiedy pojawił się obok nas Andrzej, jej twarz zrobiła się aż purpurowa. Helom przed momentem mówiła o Matteo jak o swoim chłopaku, teraz do Andrzeja się zaś klei o niee, tego już za wiele. - Pat, słoneczko, dlaczego nie odbierasz moich telefonów? -Przepraszam kochanie zapomniałam włączyć telefon, mieliśmy dzisiaj apel i prosili na ten czas o wyłączenie komórek, żeby nie zakłócały spokoju. — przytuliłam się do swojego faceta potęgując u Laury furię, ale się powstrzymywała i dobrze kamuflowała, pff myśli że nie widzę za kogo ona mnie ma?!
Andrzej:
Jak tylko przytuliłem Patrycję cała złość mi na nią przeszła. Właściwie to nie obchodziło mnie nawet to, że ten kompletnie obcy gość wpatrywał się we mnie jakoś tak dziwnie, mimo, że Laura mocno trzymała go za rękę!
Czy byłem zazdrosny? Nie, wiadomo, że nie. Przecież była moją przyjaciółką, przez chwilę była nawet moją dziewczyną, ale teraz byłem z Patrycją. I naprawdę nic takiego nie czułem.
Chociaż właściwie chyba się oszukiwałem, bo gdy usłyszałem nazwisko Martino, zaraz oderwałem się od Pat i odciągnąłem Laurę od towarzystwa.
-Co Ty wyrabiasz? Czy Ty wiesz kim on jest? – mruknąłem wściekły, ale ona tylko roześmiała się – Nie śmiej mi się tutaj w twarz! Laura, martwię się o ciebie!
-O mnie się martwisz? Akurat teraz? Akurat gdy teraz jestem szczęśliwa?
-Szczęśliwa? Przy nim? Zwariowałaś kompletnie. – wywróciłem oczami – Obudź się!
-Co? Boli Cię to? Przecież masz Patrycję, z którą zresztą chyba flirtuje Matteo…
-Ona się nie da…
-Ona, Andrzejku, spędziła z nim o wiele więcej imprez niż ja przez cały ten czas. Zna go chyba jeszcze lepiej niż ja. I co? Dalej jej ufasz?
-Ufam z całego serca, Laura. Ale to sprawa między nią a mną. – chrząknąłem odrobinę zbity z tropu, gdy zerknąłem kąta oka na scenę gdy Patrycja naśmiewała się z Martino -  Powiedz mi lepiej, dlaczego?
-Dlaczego co? – zapytała jakimś takim zmienionym głosem.
-Dlaczego Martino?
-Dlaczego Ty się tak go uparłeś, do cholery? Zrobił ci coś, czy jak?
-Martwię się o Ciebie! Przecież jesteś moją przyjaciółką. Razem tyle przeżyliśmy. Wiem, że stać się na więcej! Dlaczego się z nim zadajesz?
-Bo to, czego chcę najbardziej, jest już nieosiągalne, wiesz? Ale nie bój się będę o to walczyła.
-No i…
-Bardzo dobrze? Andrzejku, ptaszku kochany, nie wiem czy tak dobrze dla Ciebie i dla Patrycji. Ale skoro sam mówisz, żebym o Ciebie walczyła… Zacznę od teraz! – nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy poczułem na swoich wargach muśnięcie jej warg.
Zrozumiałem co się dzieje, dopiero wtedy, kiedy oderwała się ode mnie, a w jej stronę biegła wściekła Patrycja. Zdążyła jeszcze spojrzeć na mnie z takim wielkim żalem w oczach, którego jeszcze nigdy dotąd nie widziałem, naprawdę. To wręcz rozdarło mi serce.

Patrycja:
- Co Ty sobie wyobrażasz w ogóle, coo? Ręce precz od Andrzeja, zrozumiano?!
-Sam Andrzejek właśnie powiedział mi, żebym o niego walczyła. Więc ja sobie nic nie wyobrażam, na wszystko dostałam pozwolenie!
-Masz coś na swoją obronę? Andrzej?! Tylko mu tutaj nie zamydlaj oczu!
-Ja nic... Przecież... Kochanie o co Ty mnie posądzasz?
-Stwierdzam fakty, nie udawaj niewiniątka! Najwyraźniej jednak przeszkadzam Wam w poczynaniach tak więc żegnam i życzę miłej dalszej konwersacji! — jak tak bardzo chce to proszę bardzo niech idzie sobie to tej ehh szkoda słów ja nie miałam najmniejszej ochoty ich oglądać, więc poszłam do domu. Zrobiłam sobie ciepłej herbatki i spoglądałam przez okno patrząc na ludzi zmierzających do pracy i wracających do domu rodziców, dzieci.

Andrzej:
Znowu spieprzyłem sprawę. Jak mogłem tego nie przewidzieć? Chociaż właściwie, to przecież nigdy nie mogłem tego zrobić. Ona była nieprzewidywalna. Dlaczego więc Patrycja tak bardzo się zdenerwowała, gdy to wszystko się stało? Przecież ją znała, przeżyły tyle lat wspólnie. Jak mogła o tym wszystkim zapomnieć?
-Patrycja! Błagam Cię! Patrycja! – wołałem bezradnie, a potem ruszyłem za nią. Jakimś cudem zniknęła mi z pola widzenia, ale wiedziałem, że i tak zastanę ją w mieszkaniu.
I miałem rację. Tam właśnie była, gdy piła herbatę stojąc przy oknie. Skradałem się jak mogłem najciszej, całe szczęście – w tym momencie oczywiście – że nie zamknęła drzwi. Ten jeden jedyny raz byłem jej za to ogromnie wdzięczny.
-Pat, kochanie… - wyszeptałem, gdy oparłem się o framugę prowadzącą do kuchni. Wystarczyło, bym szepnął, a ona już upuściła filiżankę z gorącą herbatą. A potem, opuszczając miejsce zbrodni, nagle dopadła do mnie i zaczęła trzaskać mnie pięściami po klatce piersiowej. – Przepraszam.
-W dupie mam Twoje przepraszam! Sprawiłeś, że pozbyłam się mojej ulubionej filiżanki. Całowałeś się z Laurą na moich oczach. Jak mogłeś!
-Pat…
-Jak mogłeś do cholery?! – wrzasnęła ze łzami w oczach – Jak?
-Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza!
-W dupie mam te Twoje stopniowanie, jeżeli to tak ma wyglądać!  Albo kochasz mnie, tak jak to zawsze twierdzisz, albo idziesz do Laury!
-Zostaję. Zostaję na zawsze, przecież wiesz! Jesteś dla mnie najważniejsza na całym świecie! – warknąłem i sprawiłem, że stała mocno we mnie przytulona. – Nic tego nie zmieni! Kocham Cię Pat.

Martino:
To było zaplanowane już wcześniej, ale nie wiedziałem, że wyjdzie z tego aż taka impreza. Była olśniewająco piękna, nie mogłem oderwać oczu. Fakt, faktem te polskie imprezy nie były najlepsze, ale Laura tak ubrana… Mógłbym z nią wtedy iść gdziekolwiek by chciała, bym poszedł!
Właśnie wlewaliśmy w siebie kolejną kolejkę przy barze, kiedy ona nagle mocno się do mnie przytuliła i wyszeptała, że jestem najlepszy.
-Nie żartuj sobie – mruknąłem, wtulając nos w jej włosy. – Co się dzieje?
-Dobrze, że tu jesteś. Dobrze, że będziesz tutaj grał. Nareszcie mogę doprowadzić do szału Andrzejka. Bo wiesz… On chyba jednak coś do mnie czuje. A ja mam zamiar tego dowieść. Pomożesz mi w tym?
-Mam grać Twojego kochanka? – zapytałem, na co ona tylko pokiwała smutno głową, a potem ponownie zapytała mnie, czy jej w tym pomogę.
Cóż ja mogłem jej dziś odpowiedzieć? Zgodziłem się. Nie mogło być przecież inaczej.
I takim sposobem wplątałem w największe gówno w moim życiu, o czym mogłem przekonać się dopiero później.

***
Wplątujemy i Martino. Już za kilkanaście godzin pierwszy mecz ME. Jakie to cudowne uczucie! W końcu na pewno będzie dobrze!

piątek, 13 września 2013

Rozdział piętnasty. Coś staje na przeszkodzie. Coś jest o krok od zniszczenia.

Muzyka w tle: KLIK

Patrycja:
Minęła dużo czasu i nie wiadomo kiedy, a już przywiało - wręcz dosłownie - listopad. Wiało jak cholera, jak zwykle o tej porze. Ludzie powyciągali już jakieś płaszcze, w końcu przyszła już na nie pora. Zimno, ponuro, wietrznie i w dodatku padał deszcz. Dzisiaj pierwszy listopada - Dzień Wszystkich Świętych i obiecałam sobie, że pójdę na grób dziadka. Tak dawno tam już nie byłam… a to wszystko przez mojego ojca, on nigdy nie odczuwał potrzeby chodzenia w takie miejsca, bo jak on to mówił, to zwykła starta czasu, prędzej mama szła za wszystkich i świeciła świeczkę. Nie mieć czasu dla własnego ojca? Nie ważne jaki był, ojciec to ojciec. Postanowiłam, że nigdy nie będę taka jak on, nieczuła na ludzką krzywdę.
Obudziłam się kilka minut po godzinie 7 i było już pospane, tak mi się nie chciało wychodzić z ciepłego łóżeczka, ale w końcu zebrałam się i wstałam. Wstawiłam wodę na herbatę i poszłam wziąć ciepłą kąpiel. Odświeżona, ubrana, najedzona mogłam wyruszyć z domu. Ubrana w ciemne dżinsy, biały dziergany sweterek — ręczna robota mojej kochanej babci, która uwielbiała robić na drutach różne rzeczy — zamszowe, szarawe kozaki po kolana, czerwony płaszczyk i chustę w panterkę mogłam wyjść na zewnątrz. Do ręki torebka i obowiązkowo parasolka. Przemierzałam warszawskie uliczki mijając co rusz ludzi idących w kierunku cmentarza lub z niego. Kupiłam kilka zniczy od miłej starszej pani i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku na grób mojego kochanego dziadka Nikodema, którego nie dane mi było poznać osobiście. Pamiętam go tylko z opowieści babci i ze zdjęć. Babcia zawsze się śmiała, że był przystojny, a panny ustawiały się w kolejce do dziadka. W końca jak mówi przysłowie: Za mundurem panny sznurem. Poznali się na wojnie i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na pewno byli piękną parą.
Zapaliłam znicz i ustawiłam na płycie nagrobka, uśmiechnęłam się bo przypomniała mi się babci opowieść.

Siedziałyśmy z babcią przy kominku i piłyśmy naszą ulubioną herbatkę z dzikiej róży. Babunia wyjęła z szafy duże pudło ze zdjęciami, była ona sama, z dziadkiem, taty zdjęcia też tam były jak był mały, potem jak już chodził do szkoły, ze ślubu rodziców też były zdjęcia, a wszystkie takie piękne. Trzymała w ręku zdjęcie dziadka w mundurze i już chciała przejść do innych, ale ją zatrzymałam.
-Ale dziadziuś był przystojny
-Żebyś Patrysiu wiedziała, że był, ile złamał niewieścich serc kochaniutka ehhh… do dzisiaj żałuję pewnych podjętych decyzji, pamiętaj drogie dziecko kieruj się sercem i nie patrz na innych, co oni ci powiedzą bo potem będzie za późno.
-Ale skąd właściwie możemy wiedzieć, że serce nas dobrze poprowadzi?
-Spójrz na mnie. Gdyby nie serduszko, nie zaufałabym Twojemu dziadkowi. Nie urodziłby się Twój tato, nie byłoby i Ciebie.
-Co masz na myśli mówiąc, że byś mu nie zaufała?
-Ach, wiesz jak to wtedy było…  Tyle kobiet wokół, a Nikuś był taki uroczy. Na każdym kroku myślałam, że wciąż mnie okłamuje. Wiesz, niby był ze mną, ale wcześniej zerwał z jedną, to jak było źle – to wracał do niej. Taka zakręcona historia.
-Więc co się zmieniło?
-Nic się nie zmieniło. Tak naprawdę to ja zawsze byłam pierwsza.
-Ale kiedyś mówiłaś, że poznaliście się na wojnie…
-To ja go poznałam. A tak naprawdę, to on od zawsze mnie obserwował. Wiesz, taki nieśmiały chłopaczek. Dopiero potem, jak już wszyscy dorośli na siłę, bo wojna do tego zmusiła, ujawnił się.
-Cudowna historia babciu…
-Do opowiadania, może tak. Ale do przeżycia, niestety nie. Ciągłe rozstania, powroty, kłótnie, godzenie się. I to nie było ważne, że wojna, że to wszystko.
-Nie bałaś się, że go wtedy stracisz?
-Jedna strata w tą, czy w tą. Wtedy się o tym nie myślało, żyło się jakby w innym świecie.
-Ale jednak wam się udało.
-Dużo czasu przy tym zmarnowaliśmy. Gdybyśmy tylko mogli cofnąc czas… Pamiętaj o tym Patusiu, nigdy ale to przenigdy nie marnuj niepotrzebnie czasu. Albo z kim jesteś, albo nie jesteś. Nie bawcie się w kotka i myszkę.  Zresztą, serce ci na to nie pozwoli.

Pamiętam, że wtedy się jeszcze śmiałam, gdy babcia to mówiła. A teraz… Wcale nie było mi do śmiechu.
W oddali majaczyła jakaś znana mi postać, mimowolnie skierowałam w tamtą stronę mój wzrok. Moje serce na chwilę zamarło, kilkanaście metrów dalej stał Andrzej i wpatrywał się w pomnik przy którym stał. Chwilę później odwrócił się i nasze spojrzenia się spotkały, ale ja uciekłam wzrokiem w druga stronę, bo w moim kierunku zmierzali rodzice Laury. Zaczęłam nerwowo rozglądać się czy gdzieś jej tutaj nie ma.

A w głowie pojawiła się wizja kłótni Dominika i Andrzeja:
- Taki z ciebie macho?! A nawet tej wariatki nie umiesz upilnować??
- O co ci chodzi?
- O Laurę, a o co!
- Co znowu Laura?
- Co znowu Laura?! Próbowała coś zrobić Patrycji, rozumiesz! Nie wiem co takiego, nie chce mi powiedzieć! Ale jak leżała to nagle zaczęła się rzucać i…
-I co?
-I krzyczała przez sen! To nie jest normalne Andrzej! Zresztą sam widziałeś, jak wyglądała!
 -Może…
-Nie szukaj wymówek! To na pewno była sprawka Laury! Musisz coś z tym zrobić, do cholery! Ona Ci ją wykończy! I za co? Za to, że wróciła tutaj, dla Ciebie? Nie zaprzeczaj. Wszyscy wiedzą, że tak jest! Zrób coś, błagam Cię! Nie daj sobie jej odejść!

-Patrysiu…
-Przepraszam, ale się spieszę — tyle zdołałam z siebie wydusić i uciekłam stamtąd.
Już któryś raz z kolei czy to już jest mi pisane do końca życia? Nic ci ludzie mi nie zrobili, ale Lau tak i jakoś nie bardzo miałam ochotę z nimi rozmawiać. Minęłam bramę, która prowadziła na cmentarz i przeszłam na drugą stronę ulicy. Chciałam w spokoju wrócić do domu i napić się ciepłej herbaty, ale ktoś mnie wołał:
-Pat zaczekaj!

Andrzej:
Widziałem ją. Tak pięknie wyglądała w tym czerwonym płaszczu. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz to przerwała, bo uciekała przed rodzicami Laury. Nie musiałem nic mówić rodzicom, ani bratu, bo oni w mig zrozumieli co się dzieje.
-No leć synku, leć.
Nikt nie musiał mi tego powtarzać. Szybko się przeżegnałem i wręcz wybiegłem za nią.
-Pat, zaczekaj! - Nie odwróciła się, a tylko przyśpieszyła – Patrycja! Co się znowu stało?! – warknąłem, doganiając ją i szarpiąc za łokieć – Powiedz mi!
-Zostaw mnie – wyjęczała przez łzy, których nie mogłem znieść. – Puszczaj!
-Powiedz mi!
-Zostaw mnie, jeżeli nie chcesz, by stała Ci się jakaś krzywda! Zresztą nie ważne, ja na to nie pozwolę! -O czym Ty mówisz?
-Wystarczy, że ja wiem, o czym! – wyrwała mi się, dalej płacząc – Zostaw mnie, proszę Cię!
 -Przecież było tak dobrze, co znowu się stało? Co wymyślasz?
-Sugerujesz, że coś wymyślam? Nie Andrzej, nic nie wymyślam. To życie wymyśla za mnie, do jasnej cholery! Myślisz, że nie chcę być z Tobą szczęśliwa? Ale nie mogę!
-Nie wiem! Ale wydaje się, jakbyś nie chciała! Ciągle coś nie tak!
-Bo tak naprawdę jest – ciągle coś nie tak, a ja chcę Cię chronić idioto, rozumiesz?
 Idioto. Chronić Cię. Idioto. I właśnie w tej chwili jej uwierzyłem. Nie wtedy, kiedy rozmawiałem z Dominem, a dopiero teraz, kiedy powiedziała mi to wprost. Niewątpliwie czuła się zraniona, wiem to. W końcu ja jej nie wierzyłem, a przecież powinienem. Teraz wiedziałem, że Laura znowu coś wykombinowała. Inaczej Patrycję by to tak nie bolało.
-Nie musisz mnie chronić. Sam sobie z nią poradzę – spojrzała na mnie zaskoczona – Wiem, powinienem wcześniej Ci uwierzyć, ale…
-Dopiero teraz to się nie liczy – mruknęła, wściekła na mnie – Nie liczy się, rozumiesz?
-Wszystko się liczy, Pat.
-Nie, teraz nie. Nie liczy.
-Patrycja proszę…
-Powinieneś być ze mną, wiesz? Od początku!
-Wiem, że zwaliłem! Ale naprawię to! Teraz już na zawsze będę z Tobą, rozumiesz? Obiecuję Ci to, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Od tego momentu wierzę Ci, wierzę Ci, choćby wszyscy zaczęliby uważać mnie za wariata!
Wykrzyczałem to, w końcu. Nie ważne, że przed tym cholernym cmentarzem, gdzie ludzi było dziś pełno i wpatrywali się we mnie jak w idiotę, ale ważne było to, że ona wiedziała.
-Andrzej…
-Wróćmy do domu, obojętnie którego. Zrobimy sobie herbaty i posiedzimy, dobra?
Pokiwała tylko głową. Pozwoliła nawet chwycić się za rękę, ale przy tym rozejrzała się dokładnie. A potem ruszyliśmy w stronę jej mieszkania.
Rozlało się, ot tak po prostu. Jakby nagle ktoś włączył jakiś przycisk, by zaczęło padać. Moje wycieraczki przestawały powoli nadążać, a jeszcze był dzisiaj ruch na drogach jak oszalały. Na szczęście nam nigdzie się nie spieszyło, to też wracaliśmy powolutku i spokojnie. W końcu zaparkowaliśmy pod jej blokiem, to znaczy ja wypuściłem ją wcześniej, by zrobiła nam ciepłej herbaty, a sam szukałem jakiegoś miejsca do zaparkowania. Gdy to się udało, pognałem do klatki i wbiegłem na jej piętro. Nawet nie pukałem, tylko nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka, zamykając drzwi na zamek.

Patrycja:
Nie otwierałam nawet parasola tylko szybciutko pognałam do klatki, a potem do mieszkania. Kiedy pojawiłam się na swoim piętrze i chciałam otworzyć drzwi zobaczyłam leżącą na wycieraczce kopertę. Po dłuższym zastanowieniu podniosłam ją i otworzyłam drzwi wchodząc od środka. Rzuciłam ja na komodę zostawiając na później. Rozebrałam okrycie wierzchnie i poszłam do kuchni wstawić wodę na herbatę i ustawiając dwa kubki na stole. Wróciłam do przedpokoju i zabrałam kopertę, siadając na krześle kuchennym zastanawiałam się czy chcę wiedzieć co w niej się znajduje.

Andrzej:
Od razu przeszedłem do kuchni i to było najlepsze, co mogłem zrobić. Zobaczyłem ją, jak siedzi tam i wpatruje się w coś jak zaczarowana. Czajnik z zagotowaną wodą piszczał, ale ona się nie ruszyła.
-Patrycja! – huknąłem, wyłączając gaz. Już miałem zrobić jej kazanie jaka to ona jest, ale gdy podniosła na mnie mokre od łez oczy… Wymiękłem. – Pat, słoneczko, co… - nie musiałem dokańczać, bo rzuciła mi się w oczy wielka koperta. Momentalnie porwałem je w dłonie, a ona wręcz rzuciła się na mnie z pazurami, krzycząc, bym ją zostawił. - Co przede mną ukrywasz?
-Nic.
 -Więc czy mogę ją otworzyć? – pokręciła głową przecząco – Dlaczego?
-Bo sama nie wiem co tam zastanę, czy…
-Czy pogróżki od Laury, czy coś innego? – teraz już pokiwała głową – No to sprawdzę pierwszy. Tak? Mogę? Dziękuję – mruknąłem w końcu, kiedy mi przyzwoliła.
Ostrożnie rozerwałem kopertę i wyciągnąłem stamtąd kartki papieru, skąd wyleciały jakieś zdjęcia. Chrząknąłem i opierając się o kuchenne meble zacząłem czytać:
„Wiem, że to dawna sprawa, ale myślę, że chciałabyś wiedzieć, kto tak wcześniej urządził Twoją babcię. Mam na to bezsprzeczne dowody. Doskonale wiem, że Ty masz świadomość, kto to jest. Pozdrawiam”
Potem szybko rozłożyłem zdjęcia i mimo długiego oglądania, nie mogłem dojść do tego, kto to niby mógł zrobić. A fakt, było widać jakiegoś mężczyznę i leżącą kobietę, nad którą się pochylał. -To nie Laura, spójrz lepiej. – mruknąłem, a chwilę po podaniu koperty, usłyszałem jej płacz. Chociaż właściwie to nie był płacz, a jakiś taki spazm, który przeszedł w ryk. – Pat, słoneczko…
-To on, to on… Nie spodziewałam się tego po nim. Andrzej, to on!

Patrycja:
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam, nie to się nie dzieje naprawdę. Niech ktoś powie, że to tylko sen. Wpatrywałam się w te zdjęcia i z każdą minutą zaczynałam nienawidzić własnego przyjaciela. Człowieka, który pomógł mi pozbierać się po tym wszystkim co mnie spotkało, człowieka któremu zaufałam bezgranicznie i który był zawsze. A tu nagle okazuje się, że osoba którą szanujesz i w jakiś sposób kochasz jest sprawcą wypadku, w którym ranna zostaje bliska ci osoba. W mojej głowie pojawił się natłok myśli. Co on tutaj robił?? Chciał zrobić mi niespodziankę i mnie odwiedzić? Ale najgłośniejszym pytaniem było to dlaczego uciekł stamtąd? Jak ostatni tchórz! Znając go to jechał bardzo szybko, a polskie drogi to nie amerykańskie drogi. Odkąd pamiętałam lubił szybką jazdę raz mnie nawet zabrał i myślałam, że mi serce z piersi wyskoczy. Nigdy więcej już nie wsiadłam do jego auta, ale o tym fakcie wolałam nie wspominać Andrzejowi bo by się wściekł. Z tej bezradności upadłam na ziemię, cały świat zaczynał się walić po raz kolejny.
-Jaki on Patrycja, powiedz mi! — ukucnął i próbował mnie podnieść.
-Jaka ja byłam głupia, tak mu ufałam…
-Patuś, jaki on?
 -Max…
-Ten amerykański siatkarz? — pokiwałam twierdząco głową. Jednym szybkim ruchem podniósł mnie do góry i mocno przytulił. Już nie miałam siły płakać, czułam się taka bezradna wobec otaczającego mnie świata, dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie? Co ja takiego zrobiłam?
-Andrzej dlaczego mnie to spotyka? Czy ja komuś coś zrobiłam?
-Nie wiem Pat, naprawdę nie wiem skarbie.
Chwilę później leżeliśmy przytuleni w salonie na kanapie, Andrzej przykrył nas kocem. Nie rozmawialiśmy tylko sobie „odpoczywaliśmy”. Było mi tak dobrze, tak fajnie cieplutko i milusio. Tak mogłoby już pozostawać na zawsze.

***
Już za tydzień zaczynają się ME. Oby to był dobry i przede wszystkim pomyślny dla nas turniej. Trzymajmy mocno kciuki!

sobota, 7 września 2013

Rozdział czternasty. W zemście i w miłości ko­bieta jest większym bar­barzyńcą niż mężczyzna.

Muzyka w tle: KLIK

Patrycja:
Wracałam do domu przez park, zresztą jak zawsze, bo tędy było najbliżej. Było już dość późno musiałam pomóc Justynie posprzątać kawiarnię dzisiaj byłyśmy tylko we dwie, a ruch był nieziemski. Koleżanka Ania była na L4, a Dawid na wyjeździe służbowym także musiałyśmy dać sobie radę same. Byłam już niedaleko bloku, kiedy poczułam jak ktoś przystawia mi coś do twarzy, próbowałam się bronić, ale na nic się to zdało. Świat zaczął wirować, a ja czułam, że upadam na ziemię.
Ocknęłam się w jakieś opuszczonej fabryce, takie odnosiłam wrażenie, światło okropnie raziło w oczy, gdzieś nade mną świeciła się żarówka, nie było klosza, który by ją osłaniał. Ręce miałam wykręcone do tyłu zakute w kajdanki, które były przełożone przez jakąś rurę. Próbowałam coś z tym zrobić, ale na daremnie. Naprzeciwko mnie na krześle siedziała ona. Zadowolona jak jeszcze nigdy, planowała to od dawna teraz się nadarzyła świetna okazja, bo Andrzej wyjechał na kilka dni. Miała wolną rękę, od zawsze udawała taką dobrą i współczującą, a tutaj proszę, jaka prawdziwa twarz się ujawniła. Cały czas się głupkowato szczerzyła.
- I co teraz powiesz coo? Nie szarp się i tak stąd nie uciekniesz.
-Co chcesz tym wskórać? Myślisz, że go odzyskasz?!
-Zamknij się suko, co Ty w ogóle wiesz?? No właśnie nic, nie wiesz, co było między nami, zburzyłaś to i zapłacisz za tę krzywdę
-Powinnaś się leczyć
-Milcz! A teraz zdychaj tutaj, jednego pajaca będzie mniej — podeszła i uderzyła mnie kilkanaście razy.
- Nigdy nie mogłaś tego znieść, że on woli kogoś innego niż ciebie
-Powiedziałam, żebyś się zamknęła! Właśnie teraz mi się uda spełnić to, co sobie założyłam, a Ty nam nie przeszkodzisz! Także narka — i najzwyczajniej w świecie sobie polazła stąd
-Ratunku!!  
-I tak Cię nikt tutaj nie usłyszy — bezczelnie zaczęła się śmiać i wyszła zamykając drzwi na kłódkę?! No pięknie teraz to już koniec… Miałam wrażenie, że dni mijają i nie ma końca to wszystko, Lau nie pojawiła się od tamtej pory ani razu. Próbowałam się jakoś wyswobodzić, ale nic z tego w dodatku coraz bardziej brakowało mi sił na cokolwiek, chciałam tylko żeby to piekło się już skończyło. Czy to tak wiele?? Jak można być taką bestią i zostawić kogoś na pastwę losu. Tak strasznie chciało mi się pić, bo jedzenie to tam jakoś można było to obejść, ale picie najważniejsze. Jeśli miałam tutaj skonać to chciałam żeby moja męka właśnie dobiegła końca…
Nie wiem ile to trwało, ale udało mi się stamtąd wydostać, nie wiem ile czasu minęło i czy ktoś w ogóle przejął się tym, że mnie nie ma i rozpoczął poszukiwania. Szłam wzdłuż jakiejś drogi, miałam nadzieję, że się nie zgubiłam nie miałam już siły dalej iść. Cały czas powtarzałam sobie, że już niedaleko, że za moment będę na miejscu. Musiała mnie wywieźć poza miasto, bo szłam i szłam i końca nie było widać. Czułam się wybrakowana i taka słaba, że miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Nareszcie udało mi się dojść do parku stąd już jest nie daleko do mojego mieszkania, ale żeby się już nic po drodze nie stało to byłaby bajka.
-Ty suko, nie wierzę po prostu nie wierzę, Ty się zawsze wywiniesz! — usłyszałam za sobą znany głos i odwróciłam się w tym kierunku. Laura szła szybkim krokiem w moją stronę, nie miałam siły żeby biec i ukryć się gdzieś przed nią. Skąd ona się u licha tutaj wzięła?? Nie mogłaby mi dać już spokoju?? Poczułam jak chwyta moje włosy i zaczyna ciągnąć za sobą razem z moim ciałem prawie po chodniku. -Ałaaa to boli przestań! — krzyczałam z bólu, ale jej to sprawiało ogromną radość, że sprawia komuś ból, że sprawia go właśnie mnie. Ona po prostu się śmiała i nie przestawała się nade mną pastwić na ulicy.

Dominik:
Właściwie z domu wyszedłem tylko na chwilę, bo mama zapomniała kupić parę rzeczy na zakupach, więc wysłała mnie bym ja to zrobił. Oczywiście dla mnie nie było żadnego problemu, w końcu jak tutaj przyjeżdżałem, to obiecałem sobie, że będę pomagał rodzicom, w czym tylko będę mógł. Próbowali odciągnąć mnie od tego pomysłu i po prostu robili swoje, ale to zazwyczaj kończyło się na tym, że kłóciłem się z nimi. Jednak to niczego nie zmieniło, więc walczyłem z nimi dalej.
Na szczęście teraz mama sama, a może chcąc się mnie na chwilę pozbyć, poprosiła mnie o załatwienie tych spraw.
-Jak jeździsz baranie! – usłyszałem jakiś wrzask, a potem głośny klakson. Odwróciłem się w stronę, skąd ten dźwięk dochodził, ale to nie to zwróciło całą moją uwagę. Wtedy zauważyłem, że na trawniku ktoś leży, a co najgorsze – była to jakaś młoda kobieta!
Biegiem ruszyłem w tamtą stronę, a gdy już nad nią stanąłem, myślałem, że normalnie zacznę krzyczeć. To była Patrycja!

Andrzej:
Wróciłem z długiej podróży, oczywiście meczowej i pierwsze, co zrobiłem, to pojechałem do Warszawy. Miałem ochotę przytulić się do piersi mojej dziewczyny i najzwyczajniej w świecie, trochę z nią pobyć. Zawód siatkarza był o tyle niewdzięczny, że tego czasu na tego typu pieszczoty było naprawdę nie wiele.
A ja właśnie miałem ochotę zobaczyć się z moją Patrycją. Jakie jednak było moje zdziwienie, gdy nie zastałem jej w domu.
-Jeszcze wczoraj mówiła mi, że nic takiego nie robi, że siedzi w domu – mruknąłem do siebie i wyciągając telefon z kieszeni, wybrałem jej numer. Jednak nikt po drugiej stronie mi nie odpowiedział.

Dominik:
Prosiła mnie, bym nie dzwonił po pogotowie. Wręcz błagała mnie, żebym zabrał ją do domu i dał jej odpocząć. Uległem, oczywiście. Czuwaliśmy przy niej wszyscy. Mama, gdy ją tylko zobaczyła, zaraz zaczęła nad nią płakać. Faktycznie, wyglądała tragicznie. Była bardzo słaba i zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, że nie dzwoniłem po pogotowie. Ale jej stan nie pogarszał się, bo po prostu leżała odwrócona do wszystkich tyłem i miarowo oddychała, więc pewnie spała.
-Co się stało? Co mogło sprawić, że ona aż tak źle wygląda? – zapytała moja mama, kiedy przeszedłem do kuchni, by czegoś się napić.
-Nie wiem mamo – jęknąłem – Ale to na pewno nic dobrego. Ktoś ją skrzywdził i ja się dowiem, kto to był.
-A co jeżeli to był Andrzej?
-Sama w to nie wierzysz. On ją kocha z całego serca. Poza tym… Przecież Delecta grała.
-Ale…
-Mamo, jestem pewien, że to nie był Andrzej. – rzuciłem – Znam go, znam ich oboje. Ta cała ich młodzieńcza miłość nie mogła się ot tak skończyć. To musiał być ktoś inny. Idę przy niej czuwać. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłem, nie wzywając pogotowia.

Andrzej:
Nie wiedziałem, co mam robić. Siedziałem pod tymi cholernymi drzwiami już chyba drugą godzinę, jej sąsiedzi dziwnie się na mnie patrzyli, kiedy tylko robiłem im przejście na schodach. Siedziałem tutaj, a jej wciąż nie było. Przecież już dawno skończyła pracę, wczoraj miała tą samą zmianę. Poszła gdzieś z Justyną? Nawet jeśli, odebrałaby. Wiedziała, że dziś wracam. Wiedziała, że będę się martwic.
Bezradnie jeszcze raz wybrałem jej numer, ale dalej nikt nie odbierał. Wstałem z zimnych betonowych schodów i ruszyłem w stronę wyjścia z klatki. Postanowiłem usiąść wygodnie w samochodzie. Przeparkuję go, by widzieć, kiedy będzie wracała do klatki.

Dominik:
Wróciłem do mojego pokoju, akurat w momencie, kiedy tamta zaczęła wiercić się na łóżku z wielkim bólem wymalowanym na twarzy. Pewnie wszystko ją bolało, w końcu było tragicznie.
-AAAAAAAAA – otworzyła usta i wrzasnęła, rzucając się jak oszalała – Błagam Cię, nie rób tego. Błagam, Laura, proszę. Zrobię wszystko, co zechcesz. Nie rób tego, nie zabijaj go. Zabij mnie. Mnie zabij, to przecież zawsze chodziło o mnie, prawda?
-Patrycja! – rzuciłem się w jej stronę, pochylając się nad nią. – Patrycja, obudź się! To się nie dzieje! Obudź się!
-Andrzej!
-Patrycja! – wrzasnąłem, wręcz rzucając nią po łóżku. Do mojego pokoju, zwabiona moim okrzykiem weszła mama. – Do cholery jasnej, Pati!
-Coś jest nie tak! Wzywam pogotowie! – rzuciła mama i pobiegła do przedpokoju.
-Nienawidzę Cię! Rujnujesz mi wszystko! – wrzasnęła, a potem nagle otworzyła oczy pełne łez i chwila minęła zanim mnie poznała – Dominik…
-To był tylko zły sen, Pat. To tylko zły sen. – zacząłem ją uspokajać, przygarniając do siebie. Objęła mnie i przytuliła się do mnie jak mała małpka do swojej mamy – Już jest dobrze. Wszystko w porządku.
-Dominik czy…
-Nie mamo. Wszystko w porządku. To był tylko zły sen, prawda Pat?
-To był tylko zły sen.

Andrzej:
Nie wiem ile czasu siedziałem w samochodzie, ale ten czas strasznie mi się dłużył. Właściwie już miałem iść pochodzić po okolicy i spróbować później dobić się do Patrycji, kiedy poczułem, jak mój telefon wibruje.
Momentalnie wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Andrzej, Patrycja jest u mnie – usłyszałem jakiś znajomy głos i kamień spadł mi z serca. Na chwilę odchyliłem telefon od ucha i zerknąłem na napis „Dominik dzwoni” a wtedy to poczułem się tak spokojny, jak jeszcze nigdy dotąd.
-Dzięki, zaraz będę stary. – mruknąłem i rozłączyłem się, równocześnie zapalając silnik. Teraz pytanie: Co ona tam robiła?

Dominik:
-Prosiłam Cię, Domin! – mruknęła ze łzami w oczach
-Musiałem to zrobić!
-Po co, dlaczego? Właśnie nie chciałam, by zobaczył mnie w takim stanie! Nie da mi się spokoju, będzie chciał o wszystkim wiedzieć!
-Nie musi Cię męczyć, sam mu o tym powiem. – spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc – Patrycja, znalazłem Cię w parku, rozumiesz? Potem miałaś jakiś koszmar, błagałaś o coś Laurę! Jak mam mu o tym nie powiedzieć?
-Nie chcę by…
-By co? By cierpiał? On cierpi, jak z Tobą jest coś nie tak! Uwierz mi, gdybym ja miał taką kobietę, wolałbym wiedzieć o niej wszystko. On wcale nie jest inny.
-Skąd wiesz, że mnie ma? – zniecierpliwiona założyła ręce na piersiach.
-Trudno tego nie przewidzieć po tylu latach. Ciągnie Was do siebie i jak razem nie skończycie, to naprawdę będzie tragedia. Czas wyrzucić wszystkie Romea i Julie. Tu, w dzisiejszych czasach, mamy miłość aż po grób.

Andrzej:
Dobrze, że doskonale wiedziałem, gdzie mieszka Dominik. Właściwie, to nie było trudne, przecież się znaliśmy. Oboje kiedyś do niej świrowaliśmy, jednak w porę dostrzegł, że nie ma ze mną szans. Został przyjacielem, w zasadzie nas obojga i dobrze się stało, bo właśnie teraz oboje go potrzebowaliśmy.
Zaparkowałem z piskiem opon i zaraz wyskoczyłem z samochodu, biegiem przemierzając dystans do klatki. Tam zadzwoniłem na domofon i zaraz otworzyła mi jego mama.  Kilka sekund i stałem już pod ich drzwiami i znów niecierpliwie dawałem znak, że stoję tu i czekam, aż ktoś mi otworzy.
-Drugie drzwi od prawej – rzuciła tylko pani Alina, a ja mrucząc szybkie dzień dobry, ruszyłem w tamtą stronę. Drzwi były otwarte, więc bezpardonowo tam wszedłem.
-Pat, kochanie… - wyszeptałem widząc ją jak przytula się do Dominika, jednak na dźwięk mojego głosu, oderwała się od niego i wręcz rzuciła mi się w ramiona. Objąłem ją najmocniej jak tylko potrafiłem, na co ona tylko jęknęła, że nie tak mocno. Pokierowałem ją w stronę Dominowego krzesła i usiadłem z nią, trzymając ją na kolanach. Odwróciłem się w jego stronę, by mógł odczytać z mojego ruchu warg „dzięki stary”. I tak zrobił, kiwając głową, a potem pokazał mi, że zostawia nas samych. Kiedy to zrobił, oderwałem ją od swojego torsu i zapytałem, co się dzieje.
-Proszę Cię, nie pytaj o nic. Po prostu mnie przytul.
Nie odpowiedziała mi, po prostu poprosiła mnie o coś takiego.  Trudno było nie spełnić jej prośby. Po raz kolejny umożliwiłem jej zatonięcie w moim uścisku i całusach we włosy. Nie wytrzymałbym, gdyby coś jej się stało. Była dla mnie ważna, najważniejsza zaraz po mojej rodzinie. I wiedziałem to już teraz – zrobię wszystko, by i ona w przyszłości stała się moją rodziną. Moją żoną, matką mych dzieci. Moją i tylko moją. Patrycją Wrona.  

***
Z małym opóźnieniem, ale już jest J
Mamy nadzieję, że nie macie nam tego za złe, wynikła wyjątkowa sytuacja. Tak znowu się coś dzieje i tak będzie do końca. Możemy zdradzić jedynie to, że będą zawirowania - rozstania i powroty...
Ale więcej już za tydzień!
Pozdrawiamy, hej.