piątek, 20 września 2013

Rozdział szesnasty. Nad przepaścią swoich pragnień znów pojawiliśmy się. Jaka siła nas tam ciągnie? Czy skoczymy w nią czy nie?

Muzyka w tle: KLIK
Laura:
W życiu nie spodziewałabym się tego, co wydarzyło się całkiem niedawno. Byłam we Włoszech i to nie raz, w końcu uwielbiam ten kraj, ten język, kulturę – po prostu to wszystko. Spędziłam tam kupę czasu, bawiąc się i imprezując z nowo poznanymi Włochami i Włoszkami. Z kilkoma mężczyznami trafiłam nawet do łóżka, w końcu wiadomo, jakimi są kochankami. Ale tego jednego zapamiętałam na długo. Tak jak i on zapamiętał mnie.
A teraz, po dosyć długim okresie ciszy z obydwóch stron, nagle zadzwonił do mnie i pyta się czy jestem w Polsce. Odpowiedziałam, że tak, oczywiście, przecież mieszkam w stolicy. Jego pytanie, czy może przyjechać, by pooglądać Polskę – kompletnie mnie ścięło. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś go zobaczę. A jednak, los płata niezłego figla.
I takim sposobem zostałam cudownym przewodnikiem, dla mojego wakacyjnego, włoskiego romansu.

Patrycja:
Dzisiejszy dzień, jak zresztą parę poprzednich nie należał do łatwych. Nie dość, że było dużo zakuwania to jeszcze jakieś prace do zrobienia, na piekielne zaliczenie. Szczerze to miałam już dość tych studiów, mimo że kochałam właśnie to co wiązało się z Serbią, a przed wszystkim z językiem tego pięknego kraju. Zajęcia wyjątkowo dzisiaj skończyły się wcześniej, to chyba to słońce tak podziałało na naszych psorów i dali nam trochę luzu, oczywiście pozornego. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam na dziedziniec Uniwersytetu tym samym mierząc się z mocno przygrzewającym słońcem. Wyszperałam z torebki moje okularki i założyłam je na nos. Ruszyłam przed siebie rozkoszując się wspaniałą aurą, która dzisiaj zachęcała wszystkich do wyjścia z domu. Postanowiłam dzisiaj, że przespaceruję się spokojnie do domku, w sumie co mi szkodzi pooddychać świeżym powietrzem?
Zapominając o wszystkich swoich sprawach, nawet o tym że wyłączyłam telefon i go potem nie włączyłam ponownie i to że w tym momencie ktoś do mnie dzwoni umknęło to mojej uwadze.

Andrzej:
Jechałem jak na zabicie na uczelnię Patrycji. Chciałem jej zrobić niespodziankę i czekać na nią, by odwieźć ją do domu. No ale oczywiście, niespodzianka mi się nie udała, bo ona stamtąd długo nie wychodziła, a wiedziałem przecież że ma do tej i do tej zajęcia. Nawet jakby potrzebowała posiedzieć w bibliotece, to przecież w godzinę by się wyrobiła.
Próbowałem się dodzwonić, ale telefon miała wyłączony. Głupie myśli chodziły mi po głowie – że może coś jej się stało, że może zgubiła telefon czy, że ma jakieś kłopoty na uczelni, o których mi nie mówiła. Tak, może trochę wydziwiałem, ale martwiłem się jak głupi. Jeszcze nigdy dotąd tak nie miałem.
W końcu zdenerwowałem się i wsiadłem w swój samochód, by odpalić go i opuścić uczelniany parking. Przejeżdżałem powoli po ulicach, rozglądając się dookoła, czy aby nigdzie jej nie dostrzegę. W końcu zauważyłem ją w parku, jak rozmawiała z jakimś wysokim brunetem. Dopóki nie zaparkowałem i nie ruszyłem w ich stronę, nie poznałem go.

Patrycja:
Przemierzałam właśnie park, stąd było już niedaleko do domu. Słońce coraz bardziej zaczynało o sobie przypominać, zrobiło się bardzo ciepło. Rozpięłam płaszczyk bo czułam, że zaraz się w nim ugotuję, a zdjąć nie zdejmę przecież nie ma już takiego lata, a w dodatku powiał chłodny i przenikający na wskroś wiatr. Dzisiaj park zgromadził multum ludzi wokół drzew, wszystkie ławki były zajęte, nawet na murku przy fontannie siedziało sporo osób.
-Ciao Patrizia — usłyszałam gdzieś z boku znajomy głos, który próbowałam sobie przypomnieć. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę i moim oczom ukazał się wysoki, wysportowany i opalony mężczyzna, który przyciągał spojrzenia wszystkich młodych dam znajdujących się w parku.
-Ciao Matteo, what are you doing here? — przywitaliśmy się z uśmiechem na ustach.
-A walk in the park and visit the city. — nie powiem, że się nie zdziwiłam bo wtedy bym skłamała, tyle się dowiedziałam bo z przeciwległej strony nadciągała wściekła Lau.

Matteo:
Spotkałem się z Laurą, polską dziewczyną, którą kompletnie zawróciła mi w głowie. Fakt, miałem swoją ukochaną, ale to co przeżyłem wtedy z tamtą dziewczyną… To było coś do nieopisania. Moja kobieta nigdy się o tym nie dowiedziała. Nie wiedziała, że gdy wyjadę do Polski, to pierwsze co zrobię, to odwiedzę Lau. A miałem taką straszną ochotę się z nią zobaczyć. Naprawdę tęskniłem.
To było takie cudowne uczucie, gdy ktoś w całkowicie obcym kraju mówił w Twoim języku jakby to był jego ojczysty, albo jakbyś nie wyniósł się z żadnych Włoch, jakbyś był u siebie. To Laura sprawiała, że tak się tutaj czułem. Dlatego kompletnie nie reagowałem, gdy poprosiła mnie, bym zaczekał na zewnątrz sklepu. Akurat zauważyłem naprzeciwko jakiś park i tam się udałem, wcześniej informując o tym dziewczynę.
I kolejna niespodzianka, całkiem przypadkiem spotkałem drugą Polkę, którą było dane mi poznać. To była najlepsza przyjaciółka mojej Lau, z którą również spędziło się dużo czasu, gdy razem jeździły na wakacje. Gdybym teraz miał je obok siebie przystawić, nie potrafiłbym się zdecydować, która jest piękniejsza. Przecież kiedyś uwielbiałem obie.

Laura:
Nareszcie wyszłam z tego cholernego sklepu, no ileż można stać w tej kolejce z kilkoma rzeczami. Dzierżyłam w ręce spore zakupy i szukałam wzrokiem mojego kompana. Miał czekać na mnie w parku, a tymczasem gdzie polazł? Nigdzie go nie widziałam. Dopiero kiedy znalazłam się przy fontannie mój wzrok przykuły dwie postacie Matteo stał z jakąś lafiryndą i w dodatku się zaśmiewali w najlepsze. Krew mnie zalewała po prostu, a kiedy okazało się, ze rozmawia z Pat to jeszcze bardziej się wkurzyłam .
-Hello my lovebirds, what so live spoken?? — zapytałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-O co ci chodzi? — odparła jakże niewzruszona przyjaciółeczka.

Andrzej:
Powoli ruszyłem w ich stronę, gdy jeszcze nadeszła Laura z zakupami! Raz, że zdziwiłem się ogromnie, kiedy zobaczyłem, że jednak potrafi robić zakupy! Dwa… Podeszła do Patrycji i tego brunecika. Nic z tego nie rozumiałem. Niby kiedyś były przyjaciółkami, teraz jakiś kryzys i znowu były przyjaciółkami, które spotykają się w parku?
Ale nie, tak nie było. Widziałem już z daleka – a przecież miałem sokoli wzrok – jak Lau pogardliwie patrzy na Patrycję, coś do niej mówiąc gdy chwyta za rękę swojego kolegę. Patrycja tylko przyjęła obronną pozę, a przynajmniej tak to można było zaobserwować z boku.
Jednak mimo wszystko, postanowiłem interweniować, żeby w razie czego się nie pozabijały.
-Zabierasz mi kolejnego chłopaka? – usłyszałem krzyk Laury, a Patrycja tylko prychnęła i roześmiała się nerwowo – To on przyjechał do mnie, nie do Ciebie!
-Weźże się puknij, idiotko. Spotkałam go przypadkiem, do domu wracałam! Nie moja wina, że mnie zawołał.
-Akurat, uważaj, bo Ci uwierzę. Ty zwyczajna…
Niemal biegiem ruszyłem te kilka metrów.  Nie chciałem, by zaczęły się wyzywać na środku parku. A wiedziałem, co Laura miała na myśli. Trudno było sobie tego nie dopowiedzieć.
-Hej, przestańcie! Pat, słoneczko, dlaczego nie odbierasz moich telefonów? – rzuciłem, gdy po dobiegnięciu ucałowałem ją przelotnie w policzek.
To musiało naprawdę dziwacznie wyglądać, dla tego faceta, który wyglądał jak Włoch. Zresztą, nie tylko dla niego. Ludzie z parku też pewnie z zainteresowaniem oglądali zajście na samym środku tego spokojnego miejsca.

Patrycja: Nie no nie dość, że przylazła z tymi tobołami (swoja drogą zrobiła zakupy jakby co najmniej 15 ludzi miała gościć w swoich progach) to jeszcze śmiała mnie obrażać. Dobrze, że chociaż Matteo nie rozumiał o co się rozchodzi, ta jak sobie coś ubzdura to koniec normalnie. Zaraz jednak jej mina zrzedła kiedy pojawił się obok nas Andrzej, jej twarz zrobiła się aż purpurowa. Helom przed momentem mówiła o Matteo jak o swoim chłopaku, teraz do Andrzeja się zaś klei o niee, tego już za wiele. - Pat, słoneczko, dlaczego nie odbierasz moich telefonów? -Przepraszam kochanie zapomniałam włączyć telefon, mieliśmy dzisiaj apel i prosili na ten czas o wyłączenie komórek, żeby nie zakłócały spokoju. — przytuliłam się do swojego faceta potęgując u Laury furię, ale się powstrzymywała i dobrze kamuflowała, pff myśli że nie widzę za kogo ona mnie ma?!
Andrzej:
Jak tylko przytuliłem Patrycję cała złość mi na nią przeszła. Właściwie to nie obchodziło mnie nawet to, że ten kompletnie obcy gość wpatrywał się we mnie jakoś tak dziwnie, mimo, że Laura mocno trzymała go za rękę!
Czy byłem zazdrosny? Nie, wiadomo, że nie. Przecież była moją przyjaciółką, przez chwilę była nawet moją dziewczyną, ale teraz byłem z Patrycją. I naprawdę nic takiego nie czułem.
Chociaż właściwie chyba się oszukiwałem, bo gdy usłyszałem nazwisko Martino, zaraz oderwałem się od Pat i odciągnąłem Laurę od towarzystwa.
-Co Ty wyrabiasz? Czy Ty wiesz kim on jest? – mruknąłem wściekły, ale ona tylko roześmiała się – Nie śmiej mi się tutaj w twarz! Laura, martwię się o ciebie!
-O mnie się martwisz? Akurat teraz? Akurat gdy teraz jestem szczęśliwa?
-Szczęśliwa? Przy nim? Zwariowałaś kompletnie. – wywróciłem oczami – Obudź się!
-Co? Boli Cię to? Przecież masz Patrycję, z którą zresztą chyba flirtuje Matteo…
-Ona się nie da…
-Ona, Andrzejku, spędziła z nim o wiele więcej imprez niż ja przez cały ten czas. Zna go chyba jeszcze lepiej niż ja. I co? Dalej jej ufasz?
-Ufam z całego serca, Laura. Ale to sprawa między nią a mną. – chrząknąłem odrobinę zbity z tropu, gdy zerknąłem kąta oka na scenę gdy Patrycja naśmiewała się z Martino -  Powiedz mi lepiej, dlaczego?
-Dlaczego co? – zapytała jakimś takim zmienionym głosem.
-Dlaczego Martino?
-Dlaczego Ty się tak go uparłeś, do cholery? Zrobił ci coś, czy jak?
-Martwię się o Ciebie! Przecież jesteś moją przyjaciółką. Razem tyle przeżyliśmy. Wiem, że stać się na więcej! Dlaczego się z nim zadajesz?
-Bo to, czego chcę najbardziej, jest już nieosiągalne, wiesz? Ale nie bój się będę o to walczyła.
-No i…
-Bardzo dobrze? Andrzejku, ptaszku kochany, nie wiem czy tak dobrze dla Ciebie i dla Patrycji. Ale skoro sam mówisz, żebym o Ciebie walczyła… Zacznę od teraz! – nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy poczułem na swoich wargach muśnięcie jej warg.
Zrozumiałem co się dzieje, dopiero wtedy, kiedy oderwała się ode mnie, a w jej stronę biegła wściekła Patrycja. Zdążyła jeszcze spojrzeć na mnie z takim wielkim żalem w oczach, którego jeszcze nigdy dotąd nie widziałem, naprawdę. To wręcz rozdarło mi serce.

Patrycja:
- Co Ty sobie wyobrażasz w ogóle, coo? Ręce precz od Andrzeja, zrozumiano?!
-Sam Andrzejek właśnie powiedział mi, żebym o niego walczyła. Więc ja sobie nic nie wyobrażam, na wszystko dostałam pozwolenie!
-Masz coś na swoją obronę? Andrzej?! Tylko mu tutaj nie zamydlaj oczu!
-Ja nic... Przecież... Kochanie o co Ty mnie posądzasz?
-Stwierdzam fakty, nie udawaj niewiniątka! Najwyraźniej jednak przeszkadzam Wam w poczynaniach tak więc żegnam i życzę miłej dalszej konwersacji! — jak tak bardzo chce to proszę bardzo niech idzie sobie to tej ehh szkoda słów ja nie miałam najmniejszej ochoty ich oglądać, więc poszłam do domu. Zrobiłam sobie ciepłej herbatki i spoglądałam przez okno patrząc na ludzi zmierzających do pracy i wracających do domu rodziców, dzieci.

Andrzej:
Znowu spieprzyłem sprawę. Jak mogłem tego nie przewidzieć? Chociaż właściwie, to przecież nigdy nie mogłem tego zrobić. Ona była nieprzewidywalna. Dlaczego więc Patrycja tak bardzo się zdenerwowała, gdy to wszystko się stało? Przecież ją znała, przeżyły tyle lat wspólnie. Jak mogła o tym wszystkim zapomnieć?
-Patrycja! Błagam Cię! Patrycja! – wołałem bezradnie, a potem ruszyłem za nią. Jakimś cudem zniknęła mi z pola widzenia, ale wiedziałem, że i tak zastanę ją w mieszkaniu.
I miałem rację. Tam właśnie była, gdy piła herbatę stojąc przy oknie. Skradałem się jak mogłem najciszej, całe szczęście – w tym momencie oczywiście – że nie zamknęła drzwi. Ten jeden jedyny raz byłem jej za to ogromnie wdzięczny.
-Pat, kochanie… - wyszeptałem, gdy oparłem się o framugę prowadzącą do kuchni. Wystarczyło, bym szepnął, a ona już upuściła filiżankę z gorącą herbatą. A potem, opuszczając miejsce zbrodni, nagle dopadła do mnie i zaczęła trzaskać mnie pięściami po klatce piersiowej. – Przepraszam.
-W dupie mam Twoje przepraszam! Sprawiłeś, że pozbyłam się mojej ulubionej filiżanki. Całowałeś się z Laurą na moich oczach. Jak mogłeś!
-Pat…
-Jak mogłeś do cholery?! – wrzasnęła ze łzami w oczach – Jak?
-Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza!
-W dupie mam te Twoje stopniowanie, jeżeli to tak ma wyglądać!  Albo kochasz mnie, tak jak to zawsze twierdzisz, albo idziesz do Laury!
-Zostaję. Zostaję na zawsze, przecież wiesz! Jesteś dla mnie najważniejsza na całym świecie! – warknąłem i sprawiłem, że stała mocno we mnie przytulona. – Nic tego nie zmieni! Kocham Cię Pat.

Martino:
To było zaplanowane już wcześniej, ale nie wiedziałem, że wyjdzie z tego aż taka impreza. Była olśniewająco piękna, nie mogłem oderwać oczu. Fakt, faktem te polskie imprezy nie były najlepsze, ale Laura tak ubrana… Mógłbym z nią wtedy iść gdziekolwiek by chciała, bym poszedł!
Właśnie wlewaliśmy w siebie kolejną kolejkę przy barze, kiedy ona nagle mocno się do mnie przytuliła i wyszeptała, że jestem najlepszy.
-Nie żartuj sobie – mruknąłem, wtulając nos w jej włosy. – Co się dzieje?
-Dobrze, że tu jesteś. Dobrze, że będziesz tutaj grał. Nareszcie mogę doprowadzić do szału Andrzejka. Bo wiesz… On chyba jednak coś do mnie czuje. A ja mam zamiar tego dowieść. Pomożesz mi w tym?
-Mam grać Twojego kochanka? – zapytałem, na co ona tylko pokiwała smutno głową, a potem ponownie zapytała mnie, czy jej w tym pomogę.
Cóż ja mogłem jej dziś odpowiedzieć? Zgodziłem się. Nie mogło być przecież inaczej.
I takim sposobem wplątałem w największe gówno w moim życiu, o czym mogłem przekonać się dopiero później.

***
Wplątujemy i Martino. Już za kilkanaście godzin pierwszy mecz ME. Jakie to cudowne uczucie! W końcu na pewno będzie dobrze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz