Muzyka w tle: KLIK
Patrycja:
Minęła dużo czasu i nie wiadomo kiedy, a już przywiało - wręcz dosłownie - listopad. Wiało jak cholera, jak zwykle o tej porze. Ludzie powyciągali już jakieś płaszcze, w końcu przyszła już na nie pora. Zimno, ponuro, wietrznie i w dodatku padał deszcz. Dzisiaj pierwszy listopada - Dzień Wszystkich Świętych i obiecałam sobie, że pójdę na grób dziadka. Tak dawno tam już nie byłam… a to wszystko przez mojego ojca, on nigdy nie odczuwał potrzeby chodzenia w takie miejsca, bo jak on to mówił, to zwykła starta czasu, prędzej mama szła za wszystkich i świeciła świeczkę. Nie mieć czasu dla własnego ojca? Nie ważne jaki był, ojciec to ojciec. Postanowiłam, że nigdy nie będę taka jak on, nieczuła na ludzką krzywdę.
Obudziłam się kilka minut po godzinie 7 i było już pospane, tak mi się nie chciało wychodzić z ciepłego łóżeczka, ale w końcu zebrałam się i wstałam. Wstawiłam wodę na herbatę i poszłam wziąć ciepłą kąpiel. Odświeżona, ubrana, najedzona mogłam wyruszyć z domu. Ubrana w ciemne dżinsy, biały dziergany sweterek — ręczna robota mojej kochanej babci, która uwielbiała robić na drutach różne rzeczy — zamszowe, szarawe kozaki po kolana, czerwony płaszczyk i chustę w panterkę mogłam wyjść na zewnątrz. Do ręki torebka i obowiązkowo parasolka. Przemierzałam warszawskie uliczki mijając co rusz ludzi idących w kierunku cmentarza lub z niego. Kupiłam kilka zniczy od miłej starszej pani i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku na grób mojego kochanego dziadka Nikodema, którego nie dane mi było poznać osobiście. Pamiętam go tylko z opowieści babci i ze zdjęć. Babcia zawsze się śmiała, że był przystojny, a panny ustawiały się w kolejce do dziadka. W końca jak mówi przysłowie: Za mundurem panny sznurem. Poznali się na wojnie i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na pewno byli piękną parą.
Zapaliłam znicz i ustawiłam na płycie nagrobka, uśmiechnęłam się bo przypomniała mi się babci opowieść.
Siedziałyśmy z babcią przy kominku i piłyśmy naszą ulubioną herbatkę z dzikiej róży. Babunia wyjęła z szafy duże pudło ze zdjęciami, była ona sama, z dziadkiem, taty zdjęcia też tam były jak był mały, potem jak już chodził do szkoły, ze ślubu rodziców też były zdjęcia, a wszystkie takie piękne. Trzymała w ręku zdjęcie dziadka w mundurze i już chciała przejść do innych, ale ją zatrzymałam.
-Ale dziadziuś był przystojny
-Żebyś Patrysiu wiedziała, że był, ile złamał niewieścich serc kochaniutka ehhh… do dzisiaj żałuję pewnych podjętych decyzji, pamiętaj drogie dziecko kieruj się sercem i nie patrz na innych, co oni ci powiedzą bo potem będzie za późno.
-Ale skąd właściwie możemy wiedzieć, że serce nas dobrze poprowadzi?
-Spójrz na mnie. Gdyby nie serduszko, nie zaufałabym Twojemu dziadkowi. Nie urodziłby się Twój tato, nie byłoby i Ciebie.
-Co masz na myśli mówiąc, że byś mu nie zaufała?
-Ach, wiesz jak to wtedy było… Tyle kobiet wokół, a Nikuś był taki uroczy. Na każdym kroku myślałam, że wciąż mnie okłamuje. Wiesz, niby był ze mną, ale wcześniej zerwał z jedną, to jak było źle – to wracał do niej. Taka zakręcona historia.
-Więc co się zmieniło?
-Nic się nie zmieniło. Tak naprawdę to ja zawsze byłam pierwsza.
-Ale kiedyś mówiłaś, że poznaliście się na wojnie…
-To ja go poznałam. A tak naprawdę, to on od zawsze mnie obserwował. Wiesz, taki nieśmiały chłopaczek. Dopiero potem, jak już wszyscy dorośli na siłę, bo wojna do tego zmusiła, ujawnił się.
-Cudowna historia babciu…
-Do opowiadania, może tak. Ale do przeżycia, niestety nie. Ciągłe rozstania, powroty, kłótnie, godzenie się. I to nie było ważne, że wojna, że to wszystko.
-Nie bałaś się, że go wtedy stracisz?
-Jedna strata w tą, czy w tą. Wtedy się o tym nie myślało, żyło się jakby w innym świecie.
-Ale jednak wam się udało.
-Dużo czasu przy tym zmarnowaliśmy. Gdybyśmy tylko mogli cofnąc czas… Pamiętaj o tym Patusiu, nigdy ale to przenigdy nie marnuj niepotrzebnie czasu. Albo z kim jesteś, albo nie jesteś. Nie bawcie się w kotka i myszkę. Zresztą, serce ci na to nie pozwoli.
Pamiętam, że wtedy się jeszcze śmiałam, gdy babcia to mówiła. A teraz… Wcale nie było mi do śmiechu.
W oddali majaczyła jakaś znana mi postać, mimowolnie skierowałam w tamtą stronę mój wzrok. Moje serce na chwilę zamarło, kilkanaście metrów dalej stał Andrzej i wpatrywał się w pomnik przy którym stał. Chwilę później odwrócił się i nasze spojrzenia się spotkały, ale ja uciekłam wzrokiem w druga stronę, bo w moim kierunku zmierzali rodzice Laury. Zaczęłam nerwowo rozglądać się czy gdzieś jej tutaj nie ma.
A w głowie pojawiła się wizja kłótni Dominika i Andrzeja:
- Taki z ciebie macho?! A nawet tej wariatki nie umiesz upilnować??
- O co ci chodzi?
- O Laurę, a o co!
- Co znowu Laura?
- Co znowu Laura?! Próbowała coś zrobić Patrycji, rozumiesz! Nie wiem co takiego, nie chce mi powiedzieć! Ale jak leżała to nagle zaczęła się rzucać i…
-I co?
-I krzyczała przez sen! To nie jest normalne Andrzej! Zresztą sam widziałeś, jak wyglądała!
-Może…
-Nie szukaj wymówek! To na pewno była sprawka Laury! Musisz coś z tym zrobić, do cholery! Ona Ci ją wykończy! I za co? Za to, że wróciła tutaj, dla Ciebie? Nie zaprzeczaj. Wszyscy wiedzą, że tak jest! Zrób coś, błagam Cię! Nie daj sobie jej odejść!
-Patrysiu…
-Przepraszam, ale się spieszę — tyle zdołałam z siebie wydusić i uciekłam stamtąd.
Już któryś raz z kolei czy to już jest mi pisane do końca życia? Nic ci ludzie mi nie zrobili, ale Lau tak i jakoś nie bardzo miałam ochotę z nimi rozmawiać. Minęłam bramę, która prowadziła na cmentarz i przeszłam na drugą stronę ulicy. Chciałam w spokoju wrócić do domu i napić się ciepłej herbaty, ale ktoś mnie wołał:
-Pat zaczekaj!
Andrzej:
Widziałem ją. Tak pięknie wyglądała w tym czerwonym płaszczu. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz to przerwała, bo uciekała przed rodzicami Laury. Nie musiałem nic mówić rodzicom, ani bratu, bo oni w mig zrozumieli co się dzieje.
-No leć synku, leć.
Nikt nie musiał mi tego powtarzać. Szybko się przeżegnałem i wręcz wybiegłem za nią.
-Pat, zaczekaj! - Nie odwróciła się, a tylko przyśpieszyła – Patrycja! Co się znowu stało?! – warknąłem, doganiając ją i szarpiąc za łokieć – Powiedz mi!
-Zostaw mnie – wyjęczała przez łzy, których nie mogłem znieść. – Puszczaj!
-Powiedz mi!
-Zostaw mnie, jeżeli nie chcesz, by stała Ci się jakaś krzywda! Zresztą nie ważne, ja na to nie pozwolę! -O czym Ty mówisz?
-Wystarczy, że ja wiem, o czym! – wyrwała mi się, dalej płacząc – Zostaw mnie, proszę Cię!
-Przecież było tak dobrze, co znowu się stało? Co wymyślasz?
-Sugerujesz, że coś wymyślam? Nie Andrzej, nic nie wymyślam. To życie wymyśla za mnie, do jasnej cholery! Myślisz, że nie chcę być z Tobą szczęśliwa? Ale nie mogę!
-Nie wiem! Ale wydaje się, jakbyś nie chciała! Ciągle coś nie tak!
-Bo tak naprawdę jest – ciągle coś nie tak, a ja chcę Cię chronić idioto, rozumiesz?
Idioto. Chronić Cię. Idioto. I właśnie w tej chwili jej uwierzyłem. Nie wtedy, kiedy rozmawiałem z Dominem, a dopiero teraz, kiedy powiedziała mi to wprost. Niewątpliwie czuła się zraniona, wiem to. W końcu ja jej nie wierzyłem, a przecież powinienem. Teraz wiedziałem, że Laura znowu coś wykombinowała. Inaczej Patrycję by to tak nie bolało.
-Nie musisz mnie chronić. Sam sobie z nią poradzę – spojrzała na mnie zaskoczona – Wiem, powinienem wcześniej Ci uwierzyć, ale…
-Dopiero teraz to się nie liczy – mruknęła, wściekła na mnie – Nie liczy się, rozumiesz?
-Wszystko się liczy, Pat.
-Nie, teraz nie. Nie liczy.
-Patrycja proszę…
-Powinieneś być ze mną, wiesz? Od początku!
-Wiem, że zwaliłem! Ale naprawię to! Teraz już na zawsze będę z Tobą, rozumiesz? Obiecuję Ci to, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Od tego momentu wierzę Ci, wierzę Ci, choćby wszyscy zaczęliby uważać mnie za wariata!
Wykrzyczałem to, w końcu. Nie ważne, że przed tym cholernym cmentarzem, gdzie ludzi było dziś pełno i wpatrywali się we mnie jak w idiotę, ale ważne było to, że ona wiedziała.
-Andrzej…
-Wróćmy do domu, obojętnie którego. Zrobimy sobie herbaty i posiedzimy, dobra?
Pokiwała tylko głową. Pozwoliła nawet chwycić się za rękę, ale przy tym rozejrzała się dokładnie. A potem ruszyliśmy w stronę jej mieszkania.
Rozlało się, ot tak po prostu. Jakby nagle ktoś włączył jakiś przycisk, by zaczęło padać. Moje wycieraczki przestawały powoli nadążać, a jeszcze był dzisiaj ruch na drogach jak oszalały. Na szczęście nam nigdzie się nie spieszyło, to też wracaliśmy powolutku i spokojnie. W końcu zaparkowaliśmy pod jej blokiem, to znaczy ja wypuściłem ją wcześniej, by zrobiła nam ciepłej herbaty, a sam szukałem jakiegoś miejsca do zaparkowania. Gdy to się udało, pognałem do klatki i wbiegłem na jej piętro. Nawet nie pukałem, tylko nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka, zamykając drzwi na zamek.
Patrycja:
Nie otwierałam nawet parasola tylko szybciutko pognałam do klatki, a potem do mieszkania. Kiedy pojawiłam się na swoim piętrze i chciałam otworzyć drzwi zobaczyłam leżącą na wycieraczce kopertę. Po dłuższym zastanowieniu podniosłam ją i otworzyłam drzwi wchodząc od środka. Rzuciłam ja na komodę zostawiając na później. Rozebrałam okrycie wierzchnie i poszłam do kuchni wstawić wodę na herbatę i ustawiając dwa kubki na stole. Wróciłam do przedpokoju i zabrałam kopertę, siadając na krześle kuchennym zastanawiałam się czy chcę wiedzieć co w niej się znajduje.
Andrzej:
Od razu przeszedłem do kuchni i to było najlepsze, co mogłem zrobić. Zobaczyłem ją, jak siedzi tam i wpatruje się w coś jak zaczarowana. Czajnik z zagotowaną wodą piszczał, ale ona się nie ruszyła.
-Patrycja! – huknąłem, wyłączając gaz. Już miałem zrobić jej kazanie jaka to ona jest, ale gdy podniosła na mnie mokre od łez oczy… Wymiękłem. – Pat, słoneczko, co… - nie musiałem dokańczać, bo rzuciła mi się w oczy wielka koperta. Momentalnie porwałem je w dłonie, a ona wręcz rzuciła się na mnie z pazurami, krzycząc, bym ją zostawił. - Co przede mną ukrywasz?
-Nic.
-Więc czy mogę ją otworzyć? – pokręciła głową przecząco – Dlaczego?
-Bo sama nie wiem co tam zastanę, czy…
-Czy pogróżki od Laury, czy coś innego? – teraz już pokiwała głową – No to sprawdzę pierwszy. Tak? Mogę? Dziękuję – mruknąłem w końcu, kiedy mi przyzwoliła.
Ostrożnie rozerwałem kopertę i wyciągnąłem stamtąd kartki papieru, skąd wyleciały jakieś zdjęcia. Chrząknąłem i opierając się o kuchenne meble zacząłem czytać:
„Wiem, że to dawna sprawa, ale myślę, że chciałabyś wiedzieć, kto tak wcześniej urządził Twoją babcię. Mam na to bezsprzeczne dowody. Doskonale wiem, że Ty masz świadomość, kto to jest. Pozdrawiam”
Potem szybko rozłożyłem zdjęcia i mimo długiego oglądania, nie mogłem dojść do tego, kto to niby mógł zrobić. A fakt, było widać jakiegoś mężczyznę i leżącą kobietę, nad którą się pochylał. -To nie Laura, spójrz lepiej. – mruknąłem, a chwilę po podaniu koperty, usłyszałem jej płacz. Chociaż właściwie to nie był płacz, a jakiś taki spazm, który przeszedł w ryk. – Pat, słoneczko…
-To on, to on… Nie spodziewałam się tego po nim. Andrzej, to on!
Patrycja:
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam, nie to się nie dzieje naprawdę. Niech ktoś powie, że to tylko sen. Wpatrywałam się w te zdjęcia i z każdą minutą zaczynałam nienawidzić własnego przyjaciela. Człowieka, który pomógł mi pozbierać się po tym wszystkim co mnie spotkało, człowieka któremu zaufałam bezgranicznie i który był zawsze. A tu nagle okazuje się, że osoba którą szanujesz i w jakiś sposób kochasz jest sprawcą wypadku, w którym ranna zostaje bliska ci osoba. W mojej głowie pojawił się natłok myśli. Co on tutaj robił?? Chciał zrobić mi niespodziankę i mnie odwiedzić? Ale najgłośniejszym pytaniem było to dlaczego uciekł stamtąd? Jak ostatni tchórz! Znając go to jechał bardzo szybko, a polskie drogi to nie amerykańskie drogi. Odkąd pamiętałam lubił szybką jazdę raz mnie nawet zabrał i myślałam, że mi serce z piersi wyskoczy. Nigdy więcej już nie wsiadłam do jego auta, ale o tym fakcie wolałam nie wspominać Andrzejowi bo by się wściekł. Z tej bezradności upadłam na ziemię, cały świat zaczynał się walić po raz kolejny.
-Jaki on Patrycja, powiedz mi! — ukucnął i próbował mnie podnieść.
-Jaka ja byłam głupia, tak mu ufałam…
-Patuś, jaki on?
-Max…
-Ten amerykański siatkarz? — pokiwałam twierdząco głową. Jednym szybkim ruchem podniósł mnie do góry i mocno przytulił. Już nie miałam siły płakać, czułam się taka bezradna wobec otaczającego mnie świata, dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie? Co ja takiego zrobiłam?
-Andrzej dlaczego mnie to spotyka? Czy ja komuś coś zrobiłam?
-Nie wiem Pat, naprawdę nie wiem skarbie.
Chwilę później leżeliśmy przytuleni w salonie na kanapie, Andrzej przykrył nas kocem. Nie rozmawialiśmy tylko sobie „odpoczywaliśmy”. Było mi tak dobrze, tak fajnie cieplutko i milusio. Tak mogłoby już pozostawać na zawsze.
***
Już za tydzień zaczynają się ME. Oby to był dobry i przede wszystkim pomyślny dla nas turniej. Trzymajmy mocno kciuki!
Minęła dużo czasu i nie wiadomo kiedy, a już przywiało - wręcz dosłownie - listopad. Wiało jak cholera, jak zwykle o tej porze. Ludzie powyciągali już jakieś płaszcze, w końcu przyszła już na nie pora. Zimno, ponuro, wietrznie i w dodatku padał deszcz. Dzisiaj pierwszy listopada - Dzień Wszystkich Świętych i obiecałam sobie, że pójdę na grób dziadka. Tak dawno tam już nie byłam… a to wszystko przez mojego ojca, on nigdy nie odczuwał potrzeby chodzenia w takie miejsca, bo jak on to mówił, to zwykła starta czasu, prędzej mama szła za wszystkich i świeciła świeczkę. Nie mieć czasu dla własnego ojca? Nie ważne jaki był, ojciec to ojciec. Postanowiłam, że nigdy nie będę taka jak on, nieczuła na ludzką krzywdę.
Obudziłam się kilka minut po godzinie 7 i było już pospane, tak mi się nie chciało wychodzić z ciepłego łóżeczka, ale w końcu zebrałam się i wstałam. Wstawiłam wodę na herbatę i poszłam wziąć ciepłą kąpiel. Odświeżona, ubrana, najedzona mogłam wyruszyć z domu. Ubrana w ciemne dżinsy, biały dziergany sweterek — ręczna robota mojej kochanej babci, która uwielbiała robić na drutach różne rzeczy — zamszowe, szarawe kozaki po kolana, czerwony płaszczyk i chustę w panterkę mogłam wyjść na zewnątrz. Do ręki torebka i obowiązkowo parasolka. Przemierzałam warszawskie uliczki mijając co rusz ludzi idących w kierunku cmentarza lub z niego. Kupiłam kilka zniczy od miłej starszej pani i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku na grób mojego kochanego dziadka Nikodema, którego nie dane mi było poznać osobiście. Pamiętam go tylko z opowieści babci i ze zdjęć. Babcia zawsze się śmiała, że był przystojny, a panny ustawiały się w kolejce do dziadka. W końca jak mówi przysłowie: Za mundurem panny sznurem. Poznali się na wojnie i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na pewno byli piękną parą.
Zapaliłam znicz i ustawiłam na płycie nagrobka, uśmiechnęłam się bo przypomniała mi się babci opowieść.
Siedziałyśmy z babcią przy kominku i piłyśmy naszą ulubioną herbatkę z dzikiej róży. Babunia wyjęła z szafy duże pudło ze zdjęciami, była ona sama, z dziadkiem, taty zdjęcia też tam były jak był mały, potem jak już chodził do szkoły, ze ślubu rodziców też były zdjęcia, a wszystkie takie piękne. Trzymała w ręku zdjęcie dziadka w mundurze i już chciała przejść do innych, ale ją zatrzymałam.
-Ale dziadziuś był przystojny
-Żebyś Patrysiu wiedziała, że był, ile złamał niewieścich serc kochaniutka ehhh… do dzisiaj żałuję pewnych podjętych decyzji, pamiętaj drogie dziecko kieruj się sercem i nie patrz na innych, co oni ci powiedzą bo potem będzie za późno.
-Ale skąd właściwie możemy wiedzieć, że serce nas dobrze poprowadzi?
-Spójrz na mnie. Gdyby nie serduszko, nie zaufałabym Twojemu dziadkowi. Nie urodziłby się Twój tato, nie byłoby i Ciebie.
-Co masz na myśli mówiąc, że byś mu nie zaufała?
-Ach, wiesz jak to wtedy było… Tyle kobiet wokół, a Nikuś był taki uroczy. Na każdym kroku myślałam, że wciąż mnie okłamuje. Wiesz, niby był ze mną, ale wcześniej zerwał z jedną, to jak było źle – to wracał do niej. Taka zakręcona historia.
-Więc co się zmieniło?
-Nic się nie zmieniło. Tak naprawdę to ja zawsze byłam pierwsza.
-Ale kiedyś mówiłaś, że poznaliście się na wojnie…
-To ja go poznałam. A tak naprawdę, to on od zawsze mnie obserwował. Wiesz, taki nieśmiały chłopaczek. Dopiero potem, jak już wszyscy dorośli na siłę, bo wojna do tego zmusiła, ujawnił się.
-Cudowna historia babciu…
-Do opowiadania, może tak. Ale do przeżycia, niestety nie. Ciągłe rozstania, powroty, kłótnie, godzenie się. I to nie było ważne, że wojna, że to wszystko.
-Nie bałaś się, że go wtedy stracisz?
-Jedna strata w tą, czy w tą. Wtedy się o tym nie myślało, żyło się jakby w innym świecie.
-Ale jednak wam się udało.
-Dużo czasu przy tym zmarnowaliśmy. Gdybyśmy tylko mogli cofnąc czas… Pamiętaj o tym Patusiu, nigdy ale to przenigdy nie marnuj niepotrzebnie czasu. Albo z kim jesteś, albo nie jesteś. Nie bawcie się w kotka i myszkę. Zresztą, serce ci na to nie pozwoli.
Pamiętam, że wtedy się jeszcze śmiałam, gdy babcia to mówiła. A teraz… Wcale nie było mi do śmiechu.
W oddali majaczyła jakaś znana mi postać, mimowolnie skierowałam w tamtą stronę mój wzrok. Moje serce na chwilę zamarło, kilkanaście metrów dalej stał Andrzej i wpatrywał się w pomnik przy którym stał. Chwilę później odwrócił się i nasze spojrzenia się spotkały, ale ja uciekłam wzrokiem w druga stronę, bo w moim kierunku zmierzali rodzice Laury. Zaczęłam nerwowo rozglądać się czy gdzieś jej tutaj nie ma.
A w głowie pojawiła się wizja kłótni Dominika i Andrzeja:
- Taki z ciebie macho?! A nawet tej wariatki nie umiesz upilnować??
- O co ci chodzi?
- O Laurę, a o co!
- Co znowu Laura?
- Co znowu Laura?! Próbowała coś zrobić Patrycji, rozumiesz! Nie wiem co takiego, nie chce mi powiedzieć! Ale jak leżała to nagle zaczęła się rzucać i…
-I co?
-I krzyczała przez sen! To nie jest normalne Andrzej! Zresztą sam widziałeś, jak wyglądała!
-Może…
-Nie szukaj wymówek! To na pewno była sprawka Laury! Musisz coś z tym zrobić, do cholery! Ona Ci ją wykończy! I za co? Za to, że wróciła tutaj, dla Ciebie? Nie zaprzeczaj. Wszyscy wiedzą, że tak jest! Zrób coś, błagam Cię! Nie daj sobie jej odejść!
-Patrysiu…
-Przepraszam, ale się spieszę — tyle zdołałam z siebie wydusić i uciekłam stamtąd.
Już któryś raz z kolei czy to już jest mi pisane do końca życia? Nic ci ludzie mi nie zrobili, ale Lau tak i jakoś nie bardzo miałam ochotę z nimi rozmawiać. Minęłam bramę, która prowadziła na cmentarz i przeszłam na drugą stronę ulicy. Chciałam w spokoju wrócić do domu i napić się ciepłej herbaty, ale ktoś mnie wołał:
-Pat zaczekaj!
Andrzej:
Widziałem ją. Tak pięknie wyglądała w tym czerwonym płaszczu. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz to przerwała, bo uciekała przed rodzicami Laury. Nie musiałem nic mówić rodzicom, ani bratu, bo oni w mig zrozumieli co się dzieje.
-No leć synku, leć.
Nikt nie musiał mi tego powtarzać. Szybko się przeżegnałem i wręcz wybiegłem za nią.
-Pat, zaczekaj! - Nie odwróciła się, a tylko przyśpieszyła – Patrycja! Co się znowu stało?! – warknąłem, doganiając ją i szarpiąc za łokieć – Powiedz mi!
-Zostaw mnie – wyjęczała przez łzy, których nie mogłem znieść. – Puszczaj!
-Powiedz mi!
-Zostaw mnie, jeżeli nie chcesz, by stała Ci się jakaś krzywda! Zresztą nie ważne, ja na to nie pozwolę! -O czym Ty mówisz?
-Wystarczy, że ja wiem, o czym! – wyrwała mi się, dalej płacząc – Zostaw mnie, proszę Cię!
-Przecież było tak dobrze, co znowu się stało? Co wymyślasz?
-Sugerujesz, że coś wymyślam? Nie Andrzej, nic nie wymyślam. To życie wymyśla za mnie, do jasnej cholery! Myślisz, że nie chcę być z Tobą szczęśliwa? Ale nie mogę!
-Nie wiem! Ale wydaje się, jakbyś nie chciała! Ciągle coś nie tak!
-Bo tak naprawdę jest – ciągle coś nie tak, a ja chcę Cię chronić idioto, rozumiesz?
Idioto. Chronić Cię. Idioto. I właśnie w tej chwili jej uwierzyłem. Nie wtedy, kiedy rozmawiałem z Dominem, a dopiero teraz, kiedy powiedziała mi to wprost. Niewątpliwie czuła się zraniona, wiem to. W końcu ja jej nie wierzyłem, a przecież powinienem. Teraz wiedziałem, że Laura znowu coś wykombinowała. Inaczej Patrycję by to tak nie bolało.
-Nie musisz mnie chronić. Sam sobie z nią poradzę – spojrzała na mnie zaskoczona – Wiem, powinienem wcześniej Ci uwierzyć, ale…
-Dopiero teraz to się nie liczy – mruknęła, wściekła na mnie – Nie liczy się, rozumiesz?
-Wszystko się liczy, Pat.
-Nie, teraz nie. Nie liczy.
-Patrycja proszę…
-Powinieneś być ze mną, wiesz? Od początku!
-Wiem, że zwaliłem! Ale naprawię to! Teraz już na zawsze będę z Tobą, rozumiesz? Obiecuję Ci to, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Od tego momentu wierzę Ci, wierzę Ci, choćby wszyscy zaczęliby uważać mnie za wariata!
Wykrzyczałem to, w końcu. Nie ważne, że przed tym cholernym cmentarzem, gdzie ludzi było dziś pełno i wpatrywali się we mnie jak w idiotę, ale ważne było to, że ona wiedziała.
-Andrzej…
-Wróćmy do domu, obojętnie którego. Zrobimy sobie herbaty i posiedzimy, dobra?
Pokiwała tylko głową. Pozwoliła nawet chwycić się za rękę, ale przy tym rozejrzała się dokładnie. A potem ruszyliśmy w stronę jej mieszkania.
Rozlało się, ot tak po prostu. Jakby nagle ktoś włączył jakiś przycisk, by zaczęło padać. Moje wycieraczki przestawały powoli nadążać, a jeszcze był dzisiaj ruch na drogach jak oszalały. Na szczęście nam nigdzie się nie spieszyło, to też wracaliśmy powolutku i spokojnie. W końcu zaparkowaliśmy pod jej blokiem, to znaczy ja wypuściłem ją wcześniej, by zrobiła nam ciepłej herbaty, a sam szukałem jakiegoś miejsca do zaparkowania. Gdy to się udało, pognałem do klatki i wbiegłem na jej piętro. Nawet nie pukałem, tylko nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka, zamykając drzwi na zamek.
Patrycja:
Nie otwierałam nawet parasola tylko szybciutko pognałam do klatki, a potem do mieszkania. Kiedy pojawiłam się na swoim piętrze i chciałam otworzyć drzwi zobaczyłam leżącą na wycieraczce kopertę. Po dłuższym zastanowieniu podniosłam ją i otworzyłam drzwi wchodząc od środka. Rzuciłam ja na komodę zostawiając na później. Rozebrałam okrycie wierzchnie i poszłam do kuchni wstawić wodę na herbatę i ustawiając dwa kubki na stole. Wróciłam do przedpokoju i zabrałam kopertę, siadając na krześle kuchennym zastanawiałam się czy chcę wiedzieć co w niej się znajduje.
Andrzej:
Od razu przeszedłem do kuchni i to było najlepsze, co mogłem zrobić. Zobaczyłem ją, jak siedzi tam i wpatruje się w coś jak zaczarowana. Czajnik z zagotowaną wodą piszczał, ale ona się nie ruszyła.
-Patrycja! – huknąłem, wyłączając gaz. Już miałem zrobić jej kazanie jaka to ona jest, ale gdy podniosła na mnie mokre od łez oczy… Wymiękłem. – Pat, słoneczko, co… - nie musiałem dokańczać, bo rzuciła mi się w oczy wielka koperta. Momentalnie porwałem je w dłonie, a ona wręcz rzuciła się na mnie z pazurami, krzycząc, bym ją zostawił. - Co przede mną ukrywasz?
-Nic.
-Więc czy mogę ją otworzyć? – pokręciła głową przecząco – Dlaczego?
-Bo sama nie wiem co tam zastanę, czy…
-Czy pogróżki od Laury, czy coś innego? – teraz już pokiwała głową – No to sprawdzę pierwszy. Tak? Mogę? Dziękuję – mruknąłem w końcu, kiedy mi przyzwoliła.
Ostrożnie rozerwałem kopertę i wyciągnąłem stamtąd kartki papieru, skąd wyleciały jakieś zdjęcia. Chrząknąłem i opierając się o kuchenne meble zacząłem czytać:
„Wiem, że to dawna sprawa, ale myślę, że chciałabyś wiedzieć, kto tak wcześniej urządził Twoją babcię. Mam na to bezsprzeczne dowody. Doskonale wiem, że Ty masz świadomość, kto to jest. Pozdrawiam”
Potem szybko rozłożyłem zdjęcia i mimo długiego oglądania, nie mogłem dojść do tego, kto to niby mógł zrobić. A fakt, było widać jakiegoś mężczyznę i leżącą kobietę, nad którą się pochylał. -To nie Laura, spójrz lepiej. – mruknąłem, a chwilę po podaniu koperty, usłyszałem jej płacz. Chociaż właściwie to nie był płacz, a jakiś taki spazm, który przeszedł w ryk. – Pat, słoneczko…
-To on, to on… Nie spodziewałam się tego po nim. Andrzej, to on!
Patrycja:
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam, nie to się nie dzieje naprawdę. Niech ktoś powie, że to tylko sen. Wpatrywałam się w te zdjęcia i z każdą minutą zaczynałam nienawidzić własnego przyjaciela. Człowieka, który pomógł mi pozbierać się po tym wszystkim co mnie spotkało, człowieka któremu zaufałam bezgranicznie i który był zawsze. A tu nagle okazuje się, że osoba którą szanujesz i w jakiś sposób kochasz jest sprawcą wypadku, w którym ranna zostaje bliska ci osoba. W mojej głowie pojawił się natłok myśli. Co on tutaj robił?? Chciał zrobić mi niespodziankę i mnie odwiedzić? Ale najgłośniejszym pytaniem było to dlaczego uciekł stamtąd? Jak ostatni tchórz! Znając go to jechał bardzo szybko, a polskie drogi to nie amerykańskie drogi. Odkąd pamiętałam lubił szybką jazdę raz mnie nawet zabrał i myślałam, że mi serce z piersi wyskoczy. Nigdy więcej już nie wsiadłam do jego auta, ale o tym fakcie wolałam nie wspominać Andrzejowi bo by się wściekł. Z tej bezradności upadłam na ziemię, cały świat zaczynał się walić po raz kolejny.
-Jaki on Patrycja, powiedz mi! — ukucnął i próbował mnie podnieść.
-Jaka ja byłam głupia, tak mu ufałam…
-Patuś, jaki on?
-Max…
-Ten amerykański siatkarz? — pokiwałam twierdząco głową. Jednym szybkim ruchem podniósł mnie do góry i mocno przytulił. Już nie miałam siły płakać, czułam się taka bezradna wobec otaczającego mnie świata, dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie? Co ja takiego zrobiłam?
-Andrzej dlaczego mnie to spotyka? Czy ja komuś coś zrobiłam?
-Nie wiem Pat, naprawdę nie wiem skarbie.
Chwilę później leżeliśmy przytuleni w salonie na kanapie, Andrzej przykrył nas kocem. Nie rozmawialiśmy tylko sobie „odpoczywaliśmy”. Było mi tak dobrze, tak fajnie cieplutko i milusio. Tak mogłoby już pozostawać na zawsze.
***
Już za tydzień zaczynają się ME. Oby to był dobry i przede wszystkim pomyślny dla nas turniej. Trzymajmy mocno kciuki!
Kochammmm. Wkurza mnie Laura przez nią Patrycja znowu się roztała, z Wroną. Dobrze że Andrzej nie dał za wygraną ! Są fajna parą miło tak czytać jak się kochają i wspierają. Też mam nadzieję że tak będzie zawsze. :) Mam nadzieje, że żadna Laura ich nie rozdzieli.
OdpowiedzUsuńHistoria babci Patrycji była piękna, widać prawdziwa miłość zwycieża:) Ta historia troche przypomina mi Andrzeja i Pat. Oby też się kochali mimo wszystko.
POZDRAWIAM !!!
Paulka
Andrzej w końcu stanowczy i wszystko zrobił jak należy. Myślałam, że znowu się rozejdą i kicha. Jednak trafili razem do mieszkania :)
OdpowiedzUsuńLaura, Max, wszyscy w koło uprzykrzają im życie ;/
Pozdrawiam