niedziela, 13 października 2013

Rozdział dziewiętnasty. Spadam. Nie czuję ciała i tylko błagam o łaskę trwania jeszcze. Spadam, zostaniesz sama.

Muzyka w tle: KLIK

Patrycja:
Co się wtedy stało? Dlaczego nic nie potrafię sobie przypomnieć? — te myśli przez cały czas pojawiały się w mojej głowie. Z Andrzejem nie było ani źle ani rewelacyjnie. Niby wszystko było w normie, ale tak jakby gdzieś wędrował. Obecny ciałem, ale nie duszą. Siedziałam przy jego łóżku, prawie w ogóle stąd nie wychodząc chyba, że tylko do toalety. Co ja narobiłam? Po co w ogóle tutaj wracałam i zburzyłam wszystko to, co było już poukładane?
-Pani Patrycjo proszę wrócić do domu i odpocząć
-Wolę zostać tutaj…
-Proszę iść odpocząć, nic mu się tutaj nie stanie jest pod dobrą opieką. Proszę się nie martwić — w efekcie końcowym pielęgniarka przekonała mnie do powrotu do domu. Teraz nic nie było ważniejsze od zdrowia Andrzeja. Ucałowałam go w czoło i opuściłam salę. Tak naprawdę nie wiedziałam czy chciałam wrócić do tego mieszkania, bo to ono o wszystkim mi przypominało. Miałam dosłownie 50 metrów do klatki schodowej, kiedy poczułam okropnie silny ból w klatce piersiowej, zdążyłam usiąść na ławeczce, chciałam wziąć głębszy oddech, ale nie mogłam. Wtedy też zaczęły wracać wspomnienia: skok, krzyki, wyciągnięcie z wody, kłótnia, ktoś wpada do wody, zapłakany Nikola, nigdzie wokół nie ma Urosa ani Andrzeja, szpital. Od kilku dobrych minut obok mnie stały pani Asia i babcia.
-Patusiu dziecko, co się dzieje? — babcia była bardzo zdenerwowana, a pani Asia zmartwiona.
-Wszystko dobrze, troszeczkę słabo mi się zrobiło — nadal trzymałam rękę na klatce piersiowej, nie widziałam twarzy, wszystko było białe, dlatego postanowiłam, z musze to z Nikoli wyciągnąć nawet siłą. Musiał mi powiedzieć, co się tam stało i dlaczego Andrzej znalazł się w szpitalu.
-Dziecko czy Ty, aby nie jesteś w ciąży? — babcia i jej zabójcze pytania.
-Nie, ciekawe, z kim… -No jak to, z kim z Andrzejkiem chyba
-Nie — miałam powiedzieć, że to raczej Laura nie ja, ale się ugryzłam w język.
-Chodźmy w takim razie na górę i zrobimy sobie herbatki — i poszłyśmy, pani Asia wzięła ode mnie torebkę i weszłyśmy do klatki. Traktowana byłam, co najmniej jak laleczka z porcelany.
-Nie jestem obłożnie chora, babciu!
-Nie wyglądasz najlepiej może wybrałabyś się do lekarza, hmm?
-Nic mi nie jest, muszę wykonać jeden telefon i wracam.
-Apropo telefonów, twoja mama do mnie dzwoniła, bo nie mogła się do ciebie dodzwonić — nie no ktoś chyba sobie płata figle.
-To chyba jakiś żart, przecież…
-Ktoś im ukradł dokumenty, byli wtedy na lotnisku, ale nie wsiedli do tego samolotu — z wrażenia aż usiadłam na kanapie, pani Asia przytuliła mnie do siebie. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy same z siebie właśnie uświadomiłam sobie, że naraziłam życie Andrzeja z własnej głupoty.
-Przepraszam musze wykonać jeden telefon. — poszłam do sypialni zamykając za sobą drzwi i wybrałam numer Nikoli odebrał po 4 sygnałach.
-Hej Nikola
-Cześć Pati
-Możesz mi powiedzieć, co się z Wami dzieje?
-Z nami? Co masz na myśli?
-Z Tobą i Urosem, nie odzywacie się od tamtej pory. Nikola muszę wiedzieć, co tam się wydarzyło, proszę powiedz mi!
-No wiesz, treningi, mecze... Uros wyjechał do Włoch, też pewnie jest zajęty - usłyszałam jego niepewny głos i już wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Nikola, o co chodzi?
-Patrycja, przecież Ci mówię, że nie mamy czasu. Nic innego...
-Kłamiesz, co się takiego stało, że to ukrywasz?
-Skąd wiesz, że coś ukrywam?
-Nikola za długo Cię znam, żeby nie wiedzieć, kiedy kłamiesz, zresztą takie rzeczy się czuje
-Nienawidzę kobiet - usłyszałam - Posłuchaj, teraz to jest naprawdę nieodpowiedni moment.
-A kiedy taki nastąpi? Za 100 lat czy może wcale?
-Dlaczego Ci tak na tym zależy? Nie wiesz, że gdy mniej wiesz, tym lepiej śpisz?!
-Jest to dla mnie ważne, nie potrafisz tego zrozumieć?! Nie, to jest sprawa wysokiej rangi inaczej bym Cię o to nie prosiła!
-Nie musisz się denerwować! - mruknął - Poczekasz aż w przyszłym tygodniu będę w Warszawie, czy...?
-Czy co? Wiesz, co ci powiem? Że wcale nie chcesz się ze mną spotkać i mnie zwodzisz, nie to nie i tak się dowiem prawdy cześć! — rozłączyłam się byłam taka wściekła na Nikolę myślałam, że można na niego liczyć, jako na przyjaciela, ale nie w tym wypadku. Kogoś chronił i coś ukrywał, ale obiecałam sobie, że się dowiem, co się tam rozegrało. Czułam się wściekła i bezradna, nikt mi nie chciał pomóc… Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę
-Mogę na chwilkę? — w drzwiach pojawiła się pani Asia.
-Oczywiście, proszę bardzo
-Patrycja słoneczko może Ty mi powiesz, co z Andrzejem, nie mogę się z nim skontaktować, a czuję, że stało się coś złego… — no i co ja miałam powiedzieć, mamie Andrzeja?
-To znaczy, bo ja... - zaczęłam się plątać, bezradnie siadając na łóżku.
-Coś wiesz prawda? Powiedz mi, proszę. — obie siedziałyśmy na łóżku, zastanawiałam się jak mam to powiedzieć
-Poniekąd to przeze mnie…
-Co się stało Patrycja?
-Bo, bo… — z moich oczu zaczęły płynąć potoki łez. -Matko Patusiu, co się stało? -To wszystko moja wina…
-Co jest Twoją winą?
-Gdybym wtedy nie pojawiła się na tym moście…
-Matko kochana, na jakim moście, co się tam wydarzyło?
-Właśnie w tym jest problem, że nie wiem, pamiętam tylko tyle, że skoczyłam i ktoś mnie wyciągnął z wody…
-I co było dalej
-Słyszałam kłótnię, potem się ocknęłam i nie widziałam Andrzeja, nie wiedziałam, co się z nim stało, dopiero w szpitalu…
-Coś nie tak prawda?
-On leży podpięty pod jakąś aparaturą i nie jest jakby sobą, ciałem jest obecny, ale duszą gdzieś indziej, nie wiem, co się stało, to wszystko moja wina, gdybym wtedy tam się nie pojawiła nie naraziłabym jego życia…
-Patusiu dziecko to nie Twoja wina — próbowała mnie przytulić, ale się wyrwałam, nie byłam przecież tego godna nie po tym, co zrobiłam Andrzejowi
-Moja i tylko moja… — wstałam z łóżka i znów poczułam ten okropny ból w klatce piersiowej
-Patrycja, oddychaj spokojnie — słyszałam jak pani Asia do mnie mówi, uklęknęła obok mnie i trzymała za ramiona, znów te wspomnienia, ale teraz jakby troszeczkę rozjaśnione nadal to samo, ale pojawiło się coś nowego, a mianowicie pojawiła się wizja kłótni Urosa i Andrzeja, szarpali się, stali nie daleko rzeki. Powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego Nikola nie chciał o tym rozmawiać, on doskonale wiedział, co się stało i krył Urosa. -Patrycja
-Już wszystko dobrze
-Na pewno?
-Tak…
-Zaprowadzisz mnie do Andrzeja?
-Tak
Ubrałam się i poszłyśmy do szpitala, w którym do niedawna leżałam jeszcze ja, a teraz był tam Andrzej. Postanowiłam, że poczekam na korytarzu, niech pobędą sami.
-I co powiedział lekarz? — zapytałam po jej wizycie u doktora, ale widziałam po twarzy pani Asi, że nie jest najlepiej, czyli coś poważnego.
-Patusiu, kochana... - przygarnęła mnie do siebie, przytulając do siebie mocno.
-Coś poważnego, prawda?
-Nie wiem jak Ci to mam powiedzieć, po prostu.
-Najlepiej jak najprościej, prosto z mostu
-Bo widzisz... On miał przeszczep.
-Ale jak to, dlaczego? - moje oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki, co ja narobiłam...
-Lekarz powiedział mi, że gdy go dostali do szpitala, to on już umierał. To była szybka decyzja. Jego telefon nie działał, był cały zalany. Dlatego nikogo nie powiadomili.
-To on wtedy wskoczył do wody i mnie wyciągnął... nie to nie tak miało być, dlaczego mi to robisz, Boże nie pozwól mu odejść - usiadłam na krzesełku chowając twarz w dłoniach.
-Patusiu, lekarz powiedział mi, że wszystko w porządku, musi tylko do siebie dojść. Po prostu będzie potrzebował odrobiny więcej wypoczynku.
-To w ogóle nie powinno się zdarzyć, odkąd się pojawiłam, pojawiły się same problemy. Przepraszam.... - spojrzałam na mamę Andrzeja, a on lekko się uśmiechnęła i przytuliła do siebie.
-On Cię kocha, od zawsze. Jak mogłabym być przeciwko jego szczęściu?
-Może moi rodzice mieli rację, nie jestem odpowiednią kobietą dla niego... Zresztą nie powinnam teraz stawać na drodze jego i Laury.
-Zwariowałaś chyba. On teraz najbardziej Cię potrzebuje. Widzisz gdzieś tutaj Laurę? - pokręciłam przecząco głową - No właśnie. Zresztą nie wydaje mi się, żeby to była prawda. Przecież on jest mądrym chłopakiem, zawsze się zabezpiecza, prawda? - zwariowałam, jego matka pytała mnie czy jej syn jest odpowiedzialny w łóżku?
-Tak, Laura lubi być „bajkopisarzem” to fakt, wyglądał na przejętego jak o tym mi mówił. Ona go przekonała, ale jak. Też nie uwierzyłam początkowo, ale jak powiedział, że jeden jedyny raz miał nas obie, to poczułam się wykorzystana, może gdybym inaczej wtedy postąpiła nie doszło by do tego i normalnie mógłby grać, a tak to…
-To nie Twoja wina, naprawdę. Poradzi sobie z tym. Ty jesteś dla niego ważniejsza niż siatkówka.
-Ale ja nie chcę być ważniejsza, niż ona - siatkówka, ile poświęcił czasu na to żeby osiągnąć to, co ma teraz i nagle koniec?!
-To nie będzie koniec. Wszyscy pomożemy mu w tym, żeby znowu wrócił do gry. A wiesz, dlaczego poświęcał na nią tak dużo czasu? Bo nie było Ciebie.
-I to mu wyszło na dobre, przepraszam, ale pójdę już muszę coś jeszcze załatwić. — wybiegłam stamtąd, musiałam jak najszybciej znaleźć Nikolę i poważnie z nim porozmawiać.

Andrzej:
Właściwie wszystko mnie bolało. Niby słuchałem lekarzy, którzy coś do mnie mówili, ale nie miałem siły by cokolwiek im odpowiedzieć. Czułem się naprawdę dziwnie. Niby byłem tutaj, wszystko słyszałem, widziałem i czułem, jednak… To w dalszym ciągu nie byłem ja. Co chwilę miałem jakieś wizje, czy coś w tym stylu. Trudno mi określić właściwie, co to było. Niby byłem tutaj, a nagle widziałem jakąś kobietę, dziecko w różnych sytuacjach. Czułem coś na wzór tęsknoty. A potem nagle obraz zmieniał się i widziałem jakąś pracę przy samochodach. I to, czego jeszcze nigdy nie zobaczyłem – kogoś, kto odbijał się w samochodowym lusterku. Ten ktoś mrugnął, a potem nagle wyciągnął język. I nagle obraz mi się zmienił, znów byłem w szpitalu, ale właśnie gryzłem się w wyciągnięty język.
-Andrzejku, kochanie! – usłyszałem głos jakiejś kobiety i dopiero teraz zauważyłem swoją matkę. Wyjęczałem coś, a ona usiadła obok i przytuliła mnie do swojej matczynej piersi. Cholera jasna, chciałem jej coś powiedzieć, powiedzieć, co widziałem, zapytać czy wie, co się dzieje, usłyszeć gdzie jest Patrycja, a tym czasem nie mogłem nic.
Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, o co w tym wszystkim chodzi. Czy ja umieram?

Patrycja:
Miałam wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że to tylko sen i zaraz się z niego ocknę. Kupiłam bilet i wsiadłam do pociągu musiałam to zrobić, miałam tylko nadzieję, że go znajdę. Po sześciu godzinach byłam na miejscu i pierwsze miejsce, do którego poszłam była hala. I dobrze trafiłam właśnie żegnał się z kolegami i wsiadał do samochodu.
-Cześć Nikola
-Pati... Ty tutaj? - zdziwił się na mój widok tak jak jeszcze nigdy.
-Nie, wiesz rozmawiasz z moim sobowtórem. Nie chciałeś ze mną rozmawiać przez telefon, to przynajmniej teraz mnie nie zbędziesz półsłówkami.
-Nie poddasz się, prawda?
-Brawo za spostrzegawczość, nie dopóki się nie dowiem, który z Was za tym stoi. Uros czy Ty?
-To był wypadek
-Tak to się teraz nazywa?
-Posłuchaj... Byliśmy wściekli, rozumiesz? Gdyby nie to wszystko, gdyby on przy Tobie był...
-Nikogo o nic nie prosiłam?! Najlepiej by było gdybyście mnie tam zostawili, przynajmniej nie było by problemu! Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że brałeś w tym udział...
-To właśnie ja Cię nie zostawiłem i to dzięki mnie żyjesz! On nie wiedział, co ma robić, stał i nad Tobą płakał! I Uros...
-Chyba byłoby lepiej dla ans wszystkich jakbyście mnie tam zostawili. Co, Uros zwiał tak po prostu, bo co, bo wystraszył się, że go zamkną tak? Że zgłosi ktoś na policję fakt, iż próbował kogoś utopić i prawie mu się to udało?? — Andrzej płakał? To do niego nie podobne, w końcu czas zmienia ludzi widocznie w niego przypadku tak się stało.
-Patrycja... Nie mogłem nic na to poradzić, okej? Chciałem Ciebie żywą, a Andrzej... Co mogłem zrobić?
-Mogłeś temu zapobiec, zawiodłam się na Tobie…
-Patrycja, proszę...
-Pozdrów Jasmine i dziewczynki, i podziękuj Urosowi za przysługę, cześć — moje przypuszczenia okazały się trafne, Uros próbował zabić Andrzeja. Pięknie wprost przecudownie i kto okazał się temu wszystkiemu winny? Oczywiście ja…
-Patrycja, przepraszam!

Nikola:
Zawaliłem, naprawdę to zawaliłem. Nie chciałem by to tak wyszło, ale co mogłem na to wszystko poradzić, no, co? Co chwilę kląłem w myślach, bo przecież chodziło o Patrycję, o tą dziewczynę, która zawróciła w głowie mojemu bratu, która na początku była taka zagubiona… O dziewczynę, którą od początku polubiłem, nawet niektórzy mnie ostrzegali, żebym uważał i żebym się nie zapędził, czyli po prostu: bym nie wskoczył jej do łóżka. Ale przecież była Jasmine i były dziewczynki – one były najważniejsze.
Westchnąłem i nie wiele myśląc wybrałem numer swojego brata, ale gdy usłyszałem informację, że telefon znajduje się poza zasięgiem, przypomniałem sobie, że sam wrzuciłem jego telefon do wody. W tym momencie zorientowałem się, że kompletnie nie mam kontaktu ze swoim bratem. I wszystko przez tą jedną głupią akcję.
Faktycznie, co ja narobiłem?

Patrycja:
Wsiadłam w pociąg powrotny do Warszawy i przez całą drogę myślałam o tym wszystkim, co dzisiaj usłyszałam. Zabolało to, że Nikola najlepszy przyjaciel, był tchórzem i nie potrafił albo nie chciał się przyznać do błędu. Z dworca pośpieszyłam do szpitala, nie chciałam żeby pani Asia siedziała tam jeszcze do rana. Potrzebowała odpoczynku, po takim ciężkim dniu. Właśnie wychodziła z sali Andrzeja, kiedy się spotkałyśmy.
-Proszę iść do domu, ja posiedzę tutaj jeszcze
-Patusiu, powinnaś odpocząć
-Nie, wszystko jest dobrze, pani powinna wrócić do domu i się położyć, miała pani ciężki dzień
-Nie mów do mnie pani, Patusiu
-Na Ty nie wypada
-Po prostu mamo
-Nie, nie potrafię zresztą ja i Andrzej…
-Nie ważne dla mnie i tak będziesz córką — przytuliła mnie po raz kolejny tego dnia ucałowała w policzek i wyszła z budynku. Chwilę tak stałam i uśmiechałam się sama do siebie, a później weszłam na salę i usiadłam przy łóżku Andrzeja.


Laura:
Oczywiście jak to bywa, stare baby wiedzą wszystko o wszystkich nawet w takim wielkim mieście, jakim jest Warszawa. Wiedziały, że coś stało się Andrzejowi Wronie, który ratował swoją młodzieńczą miłość Patrycję Ignatowicz, zostawiając przy tym matkę swojego dziecka – Laurę Krasuską na moście, nad który również nadbiegło rodzeństwo siatkarzy – Kovaceviczowie.  Oczywiście, nie mogły zapomnieć o tym, że jeden z nich, ten młodszy – Uros, był w przeszłości chłopakiem Ignatowicz. No cholera, skąd one dostały te informacje? No, bo wiedziały wszystko, nawet to, w którym szpitalu leżał Andrzej. Oczywiście, na tym tylko skorzystałam. Jechałam go zobaczyć. Nie bałam się o niego, wiedziałam, że jest dobrze. Kochana Patrycja na pewno przy nim jest i wpatruje się w niego zakochana.
Tak myślałam podczas podróży, ale gdy weszłam tam i dowiedziałam się, gdzie znajduje się Andrzej, a potem zobaczyłam go na Sali, to… Nie byłam już taka pewna, że wszystko gra. Wpatrywał się przed siebie tępo, owszem ściskał dłoń Patrycji, ale zachowywał się tak, jakby go tutaj nie było. Przez szklane okno widziałam jej skulone ramiona – było jej źle, nie czuła się zbyt dobrze. Wiedziałam o tym doskonale, przecież znałam tą postawę, tyle lat się przyjaźniłyśmy.
Tak naprawdę to był rozrywający widok i nawet mnie – taką zimną sukę – on poruszył. Westchnęłam i odwróciłam się na pięcie. Było źle, może nawet i tragicznie w tym momencie i nie chciałam tego wszystkiego pogarszać. Nie dzisiaj. Jeszcze przyjdzie na to wszystko czas.
Kiedy popychałam drzwi, by wyjść ze szpitala, postanowiłam sobie, że i ja wymuszę troskę Andrzeja o swoją osobę. Podobno nie byłam mu obojętna. Chciałam zobaczyć czy to prawda. Czy mam jeszcze jakąś szansę, by zaingerować w ich związek, czy od tego momentu Patrycja zawsze będzie na pierwszym miejscu i nie muszę się już trudzić, bo i tak nic z tego nie wyjdzie?
Ale to wszystko okaże się w swoim czasie. Na razie niech powróci do formy – przecież jest mi potrzebny.

***
Niestety nowa część nie ukazała się w piątek, przez różne zawirowania. W końcu studia rozpoczęły się już na dobre. Może w następny piątek będzie już lepiej. A póki co to pozdrawiamy, hej!

piątek, 4 października 2013

Rozdział osiemnasty. Mam tylko Ciebie. Powiedz, że słyszysz, że to nie koniec. Już Ciebie nie ma...

Muzyka w tle: KLIK
Patrycja:
 Niedawno wróciłam do domu po ciężkim przedpołudniu na uczelni. Zaparzyłam sobie herbatę, obiad zjadłam na mieście w drodze powrotnej do domu. Usiadłam na sofie z kubkiem truskawkowo-malinowo-jeżynowej herbaty i włączyłam telewizor, akurat pokazywali wiadomości ze świata, na pierwszym planie znalazła się katastrofa lotnicza. Samolot lecący z Nowego Jorku do Warszawy rozbił się w okolicach Alp. Nikt nie przeżył, a na pokładzie było 250 osób. W tym samym momencie rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?
-Czy mam przyjemność z panią Patrycją Ignatowicz?
-Tak.
-Czy pani rodzice to Ewelina i Adrian Ignatowicz?
-Zgadza się, czy coś się stało?
-Niestety nie mam dla pani dobrych wiadomości, pani rodzice zginęli w dzisiejszej katastrofie samolotu.
-To jakaś pomyłka, moi rodzice nie planowali żadnego lotu.
-Przykro mi bardzo, ale byli na pokładzie tego samolotu. Proszę przyjąć najszczersze wyrazy współczucia.
Czułam jak cały świat zaczyna się zawalać, wszystko się sprzysięgło się przeciwko. Nie, to nie może być prawda, przecież powiedzieliby, że przylatują. Dlaczego?? Życie musi być takie okrutne? Tyle życia jeszcze mieli przed sobą…
Siedziałam na ziemi z twarzą w dłoniach, obok gdzieś na dywanie leżał telefon, a w telewizji nadal mówili o tej katastrofie. Nagle poczułam nieodpartą chęć porozmawiania z kimś i padło na Nikolę. Wybrałam dobrze znany mi numer i czekałam aż odbierze. Odezwał się po drugim sygnale.
-Ciao Bella
-Cześć…
-Płakałaś, co się stało? Znów ten lowelas ci coś zrobił?
-Niee
-Mów, co się dzieje
-Rodzice…
-Co z nimi?
-Zginęli w katastrofie samolotu
-Co Ty mówisz?
-Też w to nie wierzyłam, ale to prawda…  
-Gdyby nie wyjeżdżała to nie musieli by wsiadać to tego samolotu — w tle usłyszałam głos Urosa. -Zamknąłbyś się wcale nie pomagasz! — wydarł się Nikola.
-To ja wam nie będę przeszkadzać, cześć..
-Pati zaczekaj, nie rozłączaj się — było już za późno usłyszał tylko bip, bip..

Nikola:
-Widzisz coś narobił ciołku! Przez ciebie się rozłączyła.
-No co, prawda w oczy kole!
-Ty już lepiej nic nie mów! — kilkakrotnie próbowałem dodzwonić się do Pati, ale nie odbierała. Na szczęście byliśmy nie daleko wiec postanowiłem do niej wstąpić. Potrzebowała teraz wsparcia.

Patrycja: Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam, rozumiem, że Uros był na mnie wściekły, ale dlaczego opowiadał takie bzdury?! Ja nikomu nie kazałam przylatywać tutaj tym bardziej rodzicom… miałam tylko babcię, wszyscy inni odwrócili się ode mnie. Wszystko przez ten przeklęty wyjazd do USA. Po co my tam jechaliśmy?! No, po co!!
Siedziałam cały czas na podłodze, po policzkach płynęły strumienie łez, serce rozpadło się na miliony kawałków, których nie da się pozbierać. Wszystkim tylko przeszkadzałam, byłam ciężarem, czas to wreszcie skończyć. Zabrałam bluzę z fotela i wybiegłam z mieszkania. Biegłam przed siebie nie zwracając na nic uwagi, w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś mnie woła:
-Pati zaczekaj! Patrycja!
Nie odwróciłam się, tylko biegłam dalej, przed siebie, prosto, jak najdalej stąd… nogi zaniosły mnie na most, nad rzekę…. Chwilę stałam tam i patrzyłam w płynącą pode mną wodę, chwila zawahania. Nie mam nic do stracenia, pomyślałam przeszłam przez barierkę chwilkę później skoczyłam…
-Patrycja!!!! Nie!!! — gdzieś w oddali słyszałam jego głos…. Co mu tak zależy przecież ma Laurę, myślał, że nie widziałam?! Widziałam ich doskonale idących ramię w ramię i trzymających się za ręce. Roześmiani i beztroscy, ona miała wszystko, ja nic, a ja nadal głupia go kocham…

Andrzej:
Od tamtego zdarzenia minęło trochę czasu. Patrycja dalej nie odbierała moich telefonów, nie chciała mnie też widzieć. Udawała, że ciągle nie ma jej w mieszkaniu, chociaż wiedziałem, że tam jest. W końcu znałem jej rozpiskę zajęć na uczelni, a także grafik z pracy. Dlatego połowę czasu spędzałem w swojej „pracy”, rozdzielając to na daremne jak zwykle stanie pod blokiem Pat, a także opiekę nad Laurą. Częściej niż zwykle wychodziliśmy – a to wspólnie do sklepu na zakupy, a to na spacer czy do kina.
Teraz również zmierzaliśmy w stronę… Właściwie, nie wiem dokąd. Poprosiła mnie, żebyśmy poszli przed siebie. I faktycznie tak było. Nie trzymaliśmy się za ręce, przynajmniej początkowo, ale ciągle muskała moją dłoń. A potem w trakcie spaceru ot tak chwyciła mnie za nią, twierdząc, że czuje się jakoś słabiej. Uwierzyłem. Wydawała się być całkowicie inna niż jeszcze miesiąc temu. W zasadzie byłam zdziwiony, że aż tak się zmieniła, ale być może tak właśnie działa ta informacja na kobiety. Ale żeby złagodnieć AŻ TAK?
-A czy… - usłyszałem jej głos, więc zwróciłem głowę w jej stronę, gdy nagle ktoś mnie potrącił. Przystanąłem na moment i odwróciłem się w tamtą stronę. Wydawało mi się, że to ktoś znajomy. Zresztą czułem to jak jeszcze nigdy w życiu. A kiedy ten ktoś się nie odwrócił, domyśliłem się, kto to był. To była Patrycja. – Patrycja! – usłyszałem swój głos, kiedy ją wołałem. A nasz uścisk dłoni, nagle został przerwany. Ona wyrwała swoją dłoń i pobiegła przed siebie. Tak samo jak wcześniej Patrycja.
Którąś musiałem wybrać. Tylko którą?

Nikola:
Razem z Urosem zauważyliśmy jak wybiega z mieszkania, ot tak po prostu. Nie zatrzymywaliśmy się pod blokiem, a jedynie ruszyliśmy za nią. To musiał być naprawdę dziwny widok – biegnąca kobieta a za nią dwóch dwumetrowych dryblasów.
-Pati zaczekaj! – wrzasnąłem, chwytając Urosa za kaptur ciemnej bluzy i ciągnąc go za sobą. Przyśpieszyliśmy, bo ta cholera biegła w stronę… mostu nad rzeką! Już bolały nas kolana, w końcu my nie możemy biegać na dłuższą metę, ale przecież nie mogłem pozwolić, by sobie coś zrobiła. A tak właśnie wyglądało, jakby miała na to ochotę.
-Patrycja! Nie! – ktoś również za nią krzyczał, gdy biegł za nią, tak jak i my. Dopiero za chwilę poznałem Andrzeja Wronę, tego, który przecież miał przy niej być już na zawsze, w końcu Patrycja tak go kochała, bardziej niż – rzekomo - mojego brata. A tymczasem uciekała i przed nim. Coś musiało się stać. Coś musiał jej zrobić. Coś… Co za skurwysyn!
Właściwie to mógłbym stanąć i wyrzucić mu wszystko, prosto w twarz, to, co o nim myślę. Mógłbym, ale trzeba zając się Patrycją, która…
Właśnie skoczyła w dół!
-Kurwa! – mruknął Uros, a potem, wręcz równocześnie w trójkę, skoczyliśmy za nią.
-Ratujcie ją! – wrzasnąłem próbując dopłynąć do niej pierwszy. Może nie tyle, co do niej, a do miejsca, w którym po prostu zniknęła pod wodą, ale to Wrona nas wyprzedził i znalazł się w tamtym miejscu. Rozejrzał się dookoła i zanurkował pod wodę, a my odpłynęliśmy od tego miejsca, żeby mieć większe pole widzenia w razie gdyby się wynurzyła.

Andrzej:
Zobaczyłem jak rzuca się z mostu. Chciałem krzyczeć, ale tak jakby straciłem głos. Nie potrafiłem z siebie wydusić ani słowa. Różne myśli toczyły się po mojej głowie, a ja stałem wbity w ziemię i wpatrywałem się w rozpryskującą się wodę.
Wtem usłyszałem jak Kovaceviczowie coś krzyczą i nie wiele myśląc skoczyłem za nią. Przeżyłem szok termiczny – lodowata woda dostała się wszędzie. Nie ważne było to, że w kieszeniach spodni miałem pieniądze, telefon no i klucze. To były rzeczy materialne, a ja skoczyłem tam po to, by walczyć o coś zdecydowanie ważniejszego. Bo o moją, dalej mimo wszystko, Patrycję. O jej życie. O coś najważniejszego w moim życiu. W dupie miałem ten telefon, pieniądze i klucze. Tam była Patrycja!
A właściwie była, bo teraz jakby zniknęła mi pod wodą. Poczułem jak serducho bije mi jak oszalałe. Bałem się. Najzwyczajniej, kurwa, w świecie się bałem. Nie wiedziałem, co mam robić, rozejrzałem się dookoła bezradnie. A potem zadecydowałem – zanurzam się. Zanurzam się i szukam jej do cholery, bo funkcje życiowe mijają po 4,5 minutach. Miałem tylko chwilę.
Nabrałem haust powietrza na tyle ile mogłem szczękając zębami i rzuciłem się pod wodę. Na początku niczego nie widziałem, oczy zaszły mi jakąś dziwną mgłą. Ale gdy chwilę odczekałem, a raczej, gdy spróbowałem przyśpieszyć ten proces widzenia pod wodą, szamocząc się jak durny – udało mi się. I wtedy od razu ją zauważyłem. Właśnie przestała się szamotać, tak jakby ustała w niej chęć uratowania się. Nie mogła mi tego zrobić! Błyskawicznie do niej podpłynąłem, bo grawitacja wypychała ją plecami do góry. Porwałem ją w swoje ramiona i razem wynurzyliśmy się z wody, ja przy tym dusząc się jak dureń. Nie ruszyłem się w wodzie ani kawałek dalej, bo zaraz przy mnie pojawił się Uros. Zmierzyłem go dziwnym wzrokiem, ale przecież wiedziałem, że mogę mu ufać, przynajmniej w sprawie Patrycji. Przekierowałem ją w jego dłonie, a sam wyplułem resztkę wody parę centymetrów dalej. Zobaczyłem przy tym uśmiech ulgi starszego z braci, ale to było na tyle. Zaraz oboje zajęli się dziewczyną, a ja odrobinę wyczerpany powoli ruszyłem w stronę brzegu, gdzie oni już zajmowali się Patrycją.

Nikola:
Razem z Urosem jakoś odholowaliśmy ją do brzegu, położyliśmy i zaczęliśmy reanimować, to znaczy sprawiać, by odzyskała przytomność. Bo jak na razie to leżała bezwładnie wśród piasku i odrobiny trawy.
-Patrycja! – zawył mokry Wrona, kiedy znalazł się tuż obok nas, a Uros wstał i po prostu trzepnął go w łeb. – Czego?
-Przestań jęczeć, po prostu pomóż. Twoje proszenie nic nie pomoże – odwarknął mu mój młodszy brat, z którego byłem niezmiernie dumny.  Chyba czytał mi w myślach, bo przecież ja miałam ochotę to zrobić. – Zadzwoń na pogotowie, bo ona do cholery jest nieprzytomna!
Widziałem jak chłopakowi zaczyna trząść się ręka, gdy sięgał po swój telefon. Na chwilę jakby zapomniał, że się z nim wykąpał. Wyciągnąłem swoją wodoodporną komórkę w jego stronę. Wtedy ten kompletnie zgłupiał, nie wiedział, co ma zrobić. Wpatrywał się w niego z jakimś takim zaskoczeniem.
-Dzwoń.
-Ale…
-999. Pośpiesz się!
A my dalej ją reanimowaliśmy, jednak to było na nic. Dalej nie oddychała, po prostu leżała sobie taka piękna, z rozsypanymi mokrymi włosami na ziemi. Gdyby to były normalne okoliczności, pewnie z Urosem zrobilibyśmy jej zdjęcie, bo teraz wyglądała po prostu wyjątkowo uroczo. Ale w pewnym sensie mieliśmy do czynienia z trupem. Ona powoli umierała…
-Błagam Cię, Pat… - usłyszałem jęczącego znowu Wronę.
-Kurwa mac! Czy Ty wiesz idioto, że gdyby nie Ty to ona nie musiałaby tego robić?! – Uros już nie wytrzymał, przekazał mi Patrycję, a sam zaczął się z nim kłócić. Widziałem to po jego minie, gdy wstawał. – Wiesz, że gdybyś przy niej był, gdybyś wiedział o tym, co się stało, nie doszło by do tego? Miałaby tego kogoś przy sobie. Mogłaby się wypłakać. Ale nie, bo Ty to wszystko spotęgowałeś! Co jej zrobiłeś, co? Powiedz! Czy z tym jest związana ta cizia, która z Tobą szła? - Na chwilę odwróciłem się w jego stronę. Spojrzałem na reakcję Andrzeja. Wyglądał po prostu koszmarnie, jakby chciało mu się płakać. – Odpowiedz!
-Ale… - usłyszałem jego zajęknięcie i szczerze mówiąc, zrobiło mi się go żal.
-Ty skurwysynie! Wiedziałem, żeby nie odpuszczać. Wiedziałem, by z niej rezygnować, ale nie – ona się uparła, że kocha Ciebie, że ze mną to jest bez sensu! A teraz ma swojego księcia na białym rumaku sprzed kilku lat. Jesteś skurwysynem, Wrona! Ja nigdy nic takiego bym jej nie zrobił, wiesz? Takiej kobiety się nie rani! Nie, jeżeli wraca do Ciebie wciąż i wciąż. Jeżeli akceptuje Cię jako sportowca, wiesz, że takich jest mało! Ta Twoja druga nie wygląda na taką, szczerze mówiąc. Ale nie… Jak mogłeś, jak mogłeś!
-Nic nie wiesz o naszej sytuacji!
-Gówno prawda. Wiem wszystko. Zraniłeś ją! Zraniłeś ją wcześniej przed tym wypadkiem jej rodziców! Gdyby tak nie było, teraz właśnie płakała by Ci w ramionach. Tak jak i w moich wiele, naprawdę wiele razy! Jesteś naprawdę skurwysynem i to Ty powinieneś leżeć tam zamiast niej, wiesz o tym doskonale!
Przysłuchiwałem się tej rozmowie i właściwie chciałem zareagować, ale nie mogłem zostawić Pati. Czułem jednak, że ta rozmowa nie znajduje się na właściwym dla siebie torze.
-Uros…
-Nie próbuj mnie uspokajać Nikola! Doskonale wiem, że się ze mną zgadasz! Dobrze wiem, że wolałbyś, żeby była ze mną! To ja jestem lepszy niż on, prawda? Wiem, że…
-Bracie, proszę Cię…
-Nie Nikola. To powinno zakończyć się już dawno temu, ale ja zrobię to teraz. Gdy Patrycja się obudzi będzie ze mną do końca życia. Wtedy będzie go odwiedzać, ale na cmentarzu! A jeżeli się nie obudzi, to przynajmniej nigdy więcej nie zobaczę jego mordy!
-Uro... – przerażony spojrzałem na brata, który nagle odwrócił się i popchnął zainteresowanego Wronę naszą serbską rozmową – Nie rób tego!
Ale już było za późno. Wrona wleciał do lodowatej wody raz jeszcze. I właściwie byłoby w porządku, gdyby mój nie narwany, młodszy brat nie wleciał do wody za nim i nie poszedł go podtopić. Dosłownie! Na początku trzaskał go po twarzy, a potem… Potem podtrzymał go pod wodą. Chwilę później Wrona przestał się wierzchac i spokojnie płynął z delikatnym nurtem rzeki. Miałem ochotę zacząć krzyczeć, żeby patrzył, co on kurwa narobił.
Ale wtedy, wtedy Patrycja na chwilę odzyskała przytomność, otwierając szeroko oczy i dusząc się nałykaną wcześniej wodą. Z moich oczu popłynęły strumienie łez. To było coś niesamowitego. Tamten leży nieprzytomny, powoli umierający, a ona nagle po dobrych dziesięciu minutach zaczyna oddychać. Kiedy już uważaliśmy ją za martwą. Tak jakby on dał jej całą swoją siłą, całą…
TO NIE BYŁO MOŻLIWE, DO JASNEJ CHOLERY! TAKA MIŁOŚC SIĘ NIE ZDARZA!
-Co? Co się stało? – wyjęczała, a ja po prostu ułożyłem swoją głowę na jej piersi. Wiem, że nie powinienem, ale po najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się jej żal. Wrona wpływał właśnie za zakręt. Rozejrzałem się dokładnie. Uros nagle jakby się ulotnił. Na brzegu leżała tylko jego mokra komórka. Uciekł. On go chyba naprawdę zabił! A ja nic nie mogłem na to poradzić. Nie mogłem jej zostawić. Co myśmy obaj narobili?
-Pati, Słonko, pomóż mi. Musimy stąd iść. Musimy…
-Co? – wychrypiała zaskoczona – Co?
-Musimy… Mój Boże, poczekaj na mnie. – wstałem i niewiele myśląc wrzuciłem komórkę Urosa do wody. A potem zapłakany wróciłem do Patrycji i przeniosłem ją w inne miejsce. Nie mogła tam być. Nikt nie mógł znaleźć tego miejsca. Nikt nie miał się o tym dowiedzieć.
Mój Boże, właśnie zabiliśmy człowieka. Właśnie na moich oczach umarł ukochany Patrycji. A ja nic z tym nie zrobiłem. Pozwoliłem na to. Pozwoliłem na to, by mój brat uciekł.
-Nikola, co się stało? – pokręciłem głową. Nie mogła się o tym dowiedzieć, nigdy. Właśnie w tym momencie obiecałem sobie, że ta tajemnica pójdzie ze mną do grobu. Bo my, Kovaceviczowie właśnie zabiliśmy jej najbliższą osobę. Nie miała przyjaciółki, nie miała rodziców, nie miała Andrzeja. My? My też już jej nie zostaliśmy. Nie po takim czymś.
-Nikola… Powiedz Andrzejowi, że bardzo mocno go kocham. Kochałam, kocham i zawsze będę.
Usłyszałem te słowa i po prostu nie wiedziałem, co powiedzieć. Czy ona się ze mną żegnała? Czy ona coś przeczuwała? Czy… W tym momencie po prostu straciła przytomność, ponownie. A ja po prostu zacząłem krzyczeć. Jak mogłem to powiedzieć? Jak! Jego najprawdopodobniej już nie było. A ona? Ona chyba też już umierała.
W tym samym momencie nadjechała karetka. Jak zawsze za późno. Nie zdążyli, to wszystko już się stało.  

Patrycja:
Miałam już dość leżenia w tym cholernym łóżku, wbrew zaleceniom lekarzy narzuciłam na ramiona bluzę i wyszłam z sali na mały spacerek korytarzem. Nie obrałam żadnego konkretnego kierunku po prostu szłam przed siebie. Przechodziłam obok sali intensywnej terapii, kiedy mój wzrok przykuła znana mi twarz i zamarłam, bo zobaczyłam po drugiej stronie nieprzytomnego Andrzeja, który tak bezradnie leżał na łóżku. Przyłożyłam swoją dłoń do szyby, która nas oddzielała od siebie, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Próbowałam sobie przypomnieć, co się wtedy wydarzyło - widziałam skok, słyszałam krzyk, potem czułam jak ktoś wyciąga mnie z wody, a potem się kłóci. I więcej nic, totalna pustka.
Weszłam do środka i zapytałam siostry czy mogę chwilę posiedzieć.
-Pani Patrycjo powinna pani odpoczywać
-Tylko chwileczkę proszę
-Dobrze 5 minut, później pani wraca do siebie — zgodziłam się, siostra uśmiechając się pod nosem wyszła. Usiadłam na łóżku i chwyciłam go za rękę.
-Andrzej, co się wtedy wydarzyło? Dlaczego ty tutaj trafiłeś? — mówiłam przez łzy. -Kochanie musisz żyć, to ja, to ja powinnam być na twoim miejscu… tylko wszystkim przeszkadzam. Ty musisz żyć masz dla kogo, ja nie… — położyłam się obok niego, nie ważne, że miałam wracać do siebie, że było mi nie wygodnie, ale musiałam tutaj być. Położyłam swoją głowę na jego ramieniu, obejmując go w pasie i przymknęłam oczy.

Andrzej:
Poczułem jak ktoś mocno się do mnie przytula. Z ledwością otworzyłem powieki i zobaczyłem wpatrującą się we mnie Patrycję. Próbowałem się uśmiechnąć, ale wszystko mnie bolało. Rzuciłem oczami po pokoju. Znajdowałem się w nim sam, podpięty do miliona aparatur.
-Andrzejku, kochanie… Jak się czujesz?
Chciałem jej odpowiedzieć, naprawdę chciałem. Ale nie mogłem. Czułem się jakoś inaczej, jakbym był całkowicie inną osobą. Niby leżałem tutaj, z nią, ale… To nie było to. To naprawdę byłem ja?
Pokiwałem tylko delikatnie głową, ona w tym momencie chciała mi coś powiedzieć, ale nadeszła pielęgniarka.
-Pani Patrycjo, już pani wystarczy. Proszę iść do siebie i odpoczywać. Pan Rafał też potrzebuje odpoczynku. Na szczęście jak widać wszystko dobrze się skończyło. Taka miłość rzadko się zdarza.
-Ale on ma na imię Andrzej…
-Tak, tak. Pan Andrzej, oczywiście. Ma pani całkowitą rację – widziałem jak spojrzała na mnie z takim współczuciem, że aż zacząłem się bać – Proszę odpoczywać, a ja zabiorę pana żonę.
-Ja jestem jego dziewczyną.
-Przecież jeszcze parę miesięcy temu była pani jego żoną… - widziałem jak Patrycja próbuje coś sobie przypomnieć, spojrzała na mnie, na panią pielęgniarkę i zagryzła wargi. Pokręciła głową na znak, że nie, że jest tylko moją dziewczyną. – Och, no tak. Przepraszam. Zaprowadzę panią do Sali, dobrze? Niech pan odpoczywa panie Raf… Andrzeju.
Patrycja pomachała mi na pożegnanie, a ja przed oczami zobaczyłem nagle jakąś podobną do niej kobietę z dzieckiem na ręku. Nie wiedziałem dlaczego, ale momentalnie zacząłem płakać.

***
No musiałyśmy, musiałyśmy. Oczywiście to nie jedyny dramat, który się tu pojawi. Ale na razie nie planujemy żadnego innego. A póki co… do za tydzień!