piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział trzynasty. Teraz znowu próbujemy po prostu przeżyć. Może odwrócimy to wszystko, ponieważ nie jest za późno. Nigdy nie jest za późno.

Muzyka w tle: KLIK

Laura:
Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk dochodzący z mojej nocnej szafki. Ściągnęłam opaskę z oczu i uchyliłam powieki. Dopiero teraz dostrzegłam, że to mój telefon. Ma takie wibracje, że aż powoli wywierca dziurę w drewnie. Chwyciłam komórkę w dłonie i nieprzytomnym wzrokiem ogarnęłam, że dzwoni Andrzej. Westchnęłam i nacisnęłam na zieloną słuchawkę, przykładając telefon do prawego ucha.
-Halo?
-Dzień dobry, obudziłem Cię?
-Tak. Jeszcze śpię.
-Przepraszam…
-Wiesz, która jest godzina?
-Co?
-Czy wiesz, która…
-Przepraszam, ale mam pilną sprawę.
-Co jest?
-Czy mogłabyś zaopiekować się Stasiem? Bylibyśmy za piętnaście minut, bo…
-Co? Co? – wyjęczałam, a potem nagle wpadłam na świetny pomysł – Andrzej! Ptaszku, nie słyszę Cię! Szszszszsz – syczałam do słuchawki a potem nagle wyłączyłam telefon w cholerę.
Ja pierdziele… O tej godzinie ten dzwonił, że podrzuci mi tego bachora? Jakoś nie miałam ochoty się nim zajmować. To dziecko było takie dziwne. Patrzyło na mnie spod byka, nie słuchało się mnie, ciągle czepiało, o coś pytało. Ja chciałam mieć tylko święty spokój, chciałam się wyspać, a on będzie mnie obdarowywał jakimś swoim chrześniakiem? O kochanie, nie doczekanie Twoje!
Odłożyłam telefon na szafkę nocną, nałożyłam opaskę na oczy, odwróciłam się na bok i spróbowałam ponownie wrócić do krainy Morfeusza. Odpłynęłam w momencie.

Andrzej:
Wiedziałem, że udała, że coś dzieje się jej z telefonem? Miałaby stracić zasięg w łóżku podczas pobudki? No bez przesady. I tak nagle jej się wyłączył? Jakoś w to nie wierzyłem. Po prostu nie miała ochoty mi pomóc, nie miała ochoty zaopiekować się Stasiem, który był najlepszym dzieckiem na świecie. Jak ona mogła mi to zrobić? Myślałem, że mogę na nią liczyć.

Patrycja:
Wygramoliłam się z łóżka i tak już za długo spałam, podreptałam do kuchni gdzie pięknie pachniało. Urzędował w niej Fabian z racji tego, iż został na noc, troszeczkę się zasiedzieliśmy na ploteczkach i bez sensu było to żeby wracał do domu po nocy. Pichcił coś dobrego, bo pachniało na całe mieszkanie.
-Hej
-Cześć, siadaj zaraz będzie śniadanie
-Mmm, a co tam tak ładnie pachnie?
-Omlet francuski ze szparagami
-Ojej, żona będzie miała z ciebie pożytek
-Dzięki— uśmiechnął się tak fajnie, że już pozazdrościłam tej kobiecie takiego męża jak Fabian.
Pochłanialiśmy jedzenie w mgnieniu oka, było takie pyszne, a przy okazji jeszcze sobie poplotkowaliśmy. Pozmywał naczynia i pobiegł na trening. Pożegnaliśmy się, po czym poszłam do łazienki się odświeżyć i przebrać. Ledwie z niej wyszłam a ktoś zaczął dobijać się do drzwi, myślałam, że może Fabian czegoś zapomniał i się wrócił. Otworzyłam drzwi, a tam stał Wrona we własnej osobie.
-Cześć
-Hej, mam pewną sprawę
-Wchodź, słucham, co to za sprawa niecierpiąca zwłoki?
-Dobra już nic.
-No czekaj, mów, o co chodzi?
-Mogłabyś zaopiekować się przez kilka godzin Stasiem?
-A co Laura nie może?
-Tak, czy nie?
-Jasne, że tak, możesz go przywieść nawet teraz
-Dzięki, będę za jakieś 15 minut.
Ogarnęłam trochę mieszkanie przed przyjazdem panów. Dokładnie po 15 minutach stali już w moich drzwiach.
-Ciocia! — Staś wbiegł do przedpokoju i rzucił się na moją szyję, Andrzej stał i patrzył na nas z dość dziwną miną.
-Cześć szkrabie
- Tutaj są jego rzeczy — wręczył mi do ręki torbę i dał kilka instrukcji. — To się będę zbierał, bądź grzeczny Stasiu. — powiedział do chłopca, pożegnał się z nim i ze mną całusem w policzek i zniknął na schodach.
-To, co robimy? — postawiłam chłopca na ziemi, załapał mnie za rękę i poszliśmy do kuchni gdzie zajął sobie miejsce za stołem, a ja w tym czasie przygotowywałam kakao.
-Nie wiem — odpowiedział, po czym podparł główkę ręką i wpatrywał się w to, co robię.
-Jesteś głodny? — pokiwał przecząco głową. Postawiłam dwa kubki z gorącym kakao na stoliku i usiadłam naprzeciwko malucha.
-Wiesz ciociu? Jesteś taka kochana, dobra i w ogóle taka idealna.
-Dziękuję Stasiu, ale wiesz, co nie ma ludzi idealnych.
-Są tylko się ukrywają, ty jesteś inna niż Laura
-A jaka jest ciocia Laura?
-Głupia jest i tyle!
-Stasiu nie wolno tak brzydko mówić — pożałowałam, że o to zapytałam.
-Ale ona właśnie taka jest, tylko przy wujku udaje, że jest fajna i się mną zajmuje. Jak jego nie ma to włącza bajki i każe mi je oglądać a sama albo rozmawia przez telefon, albo maluje sobie paznokcie.
-Wujek o tym nie wie?
-Powiedziałem mu o tym, ale on nie uwierzył… — wyraźnie posmutniał.
-Chodź tutaj do mnie — usiadł na kolanach i przytulił się mocno, nie wierzyłam własnym uszom, że on tak daje się manipulować Laurze.
-Ja już nie chcę zostawiać z nią
-Nie będziesz — powiedziałam i mocnej przytuliłam chłopca. — To, co zagramy w coś? — zaproponowałam.
-Taakkk — maluch od razu się ożywił zeskoczył z moich kolan i pobiegł do pokoju. — A w co będziemy grać?? — zapytał, kiedy kilka minut po nim znalazłam się w pokoju i usiadłam na podłodze.
-A w jaką grę chciałbyś pograć?
-Hmmm… — zamyślił się na chwilę i tak słodko wyglądał z tą minką.
-Mamy do wyboru bierki, warcaby, szachy, chińczyka, scrabble, domino, karty Piotrusia, puzzle. — był pod wrażeniem tego, że aż taki szeroki wachlarz ma do wyboru. Skończyło się na tym, że graliśmy we wszystko aż do późnego wieczora. Zjadł płatki z mlekiem na kolację, wykąpał się ładnie i położyłam go w swoim pokoju
-A poczytasz mi, cioooccciiiiuu?
-Tak
Położyłam chłopca w pokoju i poprosiłam, aby na mnie chwileczkę poczekał. Tymczasem próbowałam dodzwonić się do Andrzeja bezskutecznie, ostatecznie wysłałam mu smsa. Nie chciałam, aby się martwił o małego, niech wie, że wszystko w porządku. Wróciłam z powrotem do Stasia usiadłam obok niego na łóżku, uprzednio zabierając z półki książkę z bajkami.
-Ale tą o żółwiu i zającu.
-Dobrze, skarbie
Dawno, dawno temu… był sobie zając, który chwaląc się, że biega szybciej niż ktokolwiek inny na świecie, stale dokuczał żółwiowi i natrząsał się z jego ślamazarności…
Około 15 minut później Staś spał spokojnie, przykryłam go kołderką, zostawiłam włączoną lampkę, odłożyłam książkę z powrotem na półkę. W drzwiach wpadłam na Andrzeja.
-Jak tutaj wszedłeś?
-Chyba nie zamknęłaś drzwi, nie boisz się, że ktoś niepostrzeżenie wejdzie do środka.
-Tsaa, może Ty masz takowe zamiary?
-Nie powiem, że bym nie skorzystał, bo wtedy bym skłamał.
-Tak też myślałam.

Andrzej:
Wiem, że to nie było w porządku, ale wolałem wejść i sprawdzić czy wszystko w porządku. Zresztą mógłbym obudzić małego, a jak się go porządnie wymęczy, to zaraz śpi jak suseł. Dlatego wszedłem i zaraz skierowałem się tam, gdzie usłyszałem kroki.
-Jak tutaj wszedłeś? – usłyszałem jej głos, gdy na nią wpadłem
-Chyba nie zamknęłaś drzwi, nie boisz się, że ktoś niepostrzeżenie wejdzie do środka? – próbowałem to wszystko obrócić w żart, ale ona chyba nie zrozumiała
-Tsaa, może Ty masz takowe zamiary?
-Nie powiem, że bym nie skorzystał, bo wtedy bym skłamał.
-Tak też myślałam.- wzruszyła ramionami i próbowała mnie wyminąć, jakby to było najzwyczajniejsza rzecz na świecie, że ot tak wchodzę sobie do jej mieszkania.
-Patrycja, Pati poczekaj! – syknąłem i złapałem ją za rękę, zatrzymując – Dziękuję.
-Za co?
-No, że pomimo tego, że… No wiesz, jak to z nami jest. No to nigdy nie odmówisz mi pomocy. Bo Laura…
-Chcesz o tym pogadać? – zapytała przerywając mi, a ja zdziwiony pokiwałam głową – Zrobię herbaty, co?

Poczułem jak rwie mnie łydka. Momentalnie wyprostowałem nogę i już miałem wstawać z kanapy, którą zajmowałem z tego względu, że Staś spał w pokoju Patrycji, gdy przypomniałem sobie, że razem tu wylądowaliśmy. To znaczy, zasiedzieliśmy się po moim długim żaleniu się, co ona przyjęła bez mruknięcia okiem, tak jakby to było całkowicie normalne, że przychodzę z tym do swojej nastoletniej miłości, z którą zresztą całkiem niedawno spałem.
Ostatnimi czasy coraz częściej spędzałem z nią noc w jednym łóżku. Leżeliśmy przytuleni do siebie długie godziny, po to by rano znów zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, jakby tych wspólnych nocy wcale nie było.
Ale teraz postanowiłem, że będzie inaczej. Nie dam jej zapomnieć tego, że kolejny raz spaliśmy przytuleni do siebie, bo to zdecydowanie nie było nic. Znajdować się na jednym łóżku? Spoko. Spać na jednym łóżku? Spoko. Ale tulić się w czasie snu? To nie było takie zwyczajne.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie, o ile pozwoliła na to kanapa, by z niej nie spadła. Dopiero za chwilę zorientowałem się, że jedną ręką trzymam ją za pierś, a drugą mam gdzieś w okolicy podbrzusza. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, kiedy zauważyłem rozanieloną minę, którą zrobiła przez sen.
I w tym momencie nie mogłem powstrzymywać by jej nie pocałować, po prostu. Dlatego też przytknąłem wargi do jej ust i musnąłem ją delikatnie. Nie chciałem jej obudzić, w końcu wyglądała tak uroczo.
-Mmm – wyjęczała, a potem zobaczyłem jak otwiera oczy i zarzuca ręce na mój kark. To chyba znaczyło, że jej się spodobało. Chwilę później leżałem na niej, między jej nogami i wręcz pożeraliśmy się oboje. - Takie pobudki mogę mieć codziennie – usłyszałem jej szept i poczułem jej dłonie, które wręcz wpełzły mi pod moją koszulkę. Na chwilę przerwaliśmy walkę naszych języków i oparłem o siebie nasze czoła.
-Udawałaś, że śpisz?
-Poczułam twój skurcz. Wszystko w porządku?
-Teraz tak. – wyszeptałem jej prosto do ucha i przygryzłem jej płatek
-To dobrze, bo mam na Ciebie ogromną ochotę. Niemal tak jak we śnie, więc…
Śniłem się jej! Śniłem się jej i miała na mnie ochotę! Nie nawiązywała do naszej wcześniejszej rozmowy, tylko po prostu mnie tutaj chciała.
-Się robi szefowo – roześmiałem się i ponownie przytknąłem usta do jej warg, błądząc gdzieś dłońmi po jej plecach.
-Wujku, bo ja się już wyspałem. – usłyszeliśmy nagle głos mojego chrześniaka, a Patrycja wręcz jęknęła z rozpaczy. Oderwałem się od niej i zerknąłem na Stasia, który stał i tak bezczelnie się w nas wlepiał. Zszedłem z dziewczyny, chrząkając odrobinę zawstydzony – Wy też?
-Tak, tak, my też – odpowiedziała ona, kiedy zasiadała obok mnie i porwała na kolana małego – Więc… jesteś może głodny? – usłyszałem jej głos, a ja zerknąłem na swój zegarek i niemal nie zachłysnąłem się powietrzem. Właśnie wybijała czwarta rano!
-Pati, jest czwarta…
-Dziecku trzeba dać jeść, nie ważne, o której. To co? Jemy coś czy czekamy sobie do szóstej jak pójdę na zakupy, a potem zrobimy sobie takie super śniadanie, tak żeby wyszykować jeszcze wujka do pracy, co Ty na to?
-Do szóstej i wyszykujemy jeszcze wujka.
-Dobrze. To chodź, włączę Ci jakieś bajki, a my pójdziemy zrobić sobie kawę i zaraz do Ciebie wracamy, dobra? Chyba, że chcesz jeszcze do łóżka?
-Nie, chcę bajki.
-W porządku. Przynieść Ci kakao? – pokręcił głową, oznajmiając jej, że chce tylko bajkę.
A ja jak zauroczony spoglądałem na to, jak zajmuje się małym. Razem wybrali bajkę, potem przyniosła mu poduszkę i kołdrę ze swojego pokoju i otuliła go tak, żeby nie było mu zimno. A potem chwyciła mnie za rękę i poprowadziła mnie do kuchni, gdzie faktycznie zaczęła robić nam kawy.
-Chyba musimy pogadać, co do tego…?
-Też tak uważam. Ale to już później jak nie będzie Stasia i…
-Mam przyjechać wieczorem? – zapytałem, a ona spojrzała na mnie i pokiwała głową.
-Zrobię nam szarlotkę, w porządku?
Uśmiechnąłem się i oparłem ją o parapet z zamiarem pocałowania jej, ale tym razem to ona wykonała ten pierwszy krok i wpiła się w moje wargi.
W tym momencie już wiedziałem, co powiem jej wieczorem.

Kiedy do niej wracałem o tej porze, o której się umówiliśmy rano, gdy dla zabawy zrobiła mi kanapki na trening, czułem się taki szczęśliwy. Fakt, może jazda Warszawa – Bydgoszcz to nie było coś specjalnie taniego, ale to w tej chwili nie było ważne.
Wracałem do tych myśli z rana, kiedy tworzyliśmy niemal szczęśliwą rodzinkę. To było cudowne uczucie, kiedy zasiedliśmy razem do stołu i z uśmiechem pałaszowaliśmy śniadanie, które przygotowaliśmy oboje, a nawet z małą pomocą Stasia. To była taka zwykła godzina dla nas, ale niezwykle szczęśliwa. Bez żadnych zwad, oskarżeń, po prostu w ciszy i spokoju.
Zaparkowałem pod jej blokiem, a potem zabrałem z siedzenia obok wielki bukiet herbacianych róż oraz butelkę czerwonego wina i wysiadłem z samochodu. Jak na skrzydłach leciałem w kierunku jej klatki, bo właśnie jakiś sąsiad stamtąd wychodził, więc żeby ją zaskoczyć to postanowiłem wykorzystać ten fakt. A potem już spokojnie ruszyłem na jej piętro.

Patrycja:
Wyjęłam ciepłą szarlotkę z piekarnika i położyłam na blacie kuchennej szafki. Zostawiłam ją jeszcze na chwilkę i poszłam się przebrać w coś bardziej wyjściowego rzecz by można. Założyłam dość kontrowersyjną sukienkę, która była dość króciutka, ale zakrywała to, co potrzeba i w dodatku w kolorze cielistym no i do tego standardowo szpilunie. Włosy przeczesałam szczotką i związałam w koka. Teraz już byłam gotowa na przyjmowanie gości, tak, więc wróciłam do swojej szarlotki. Byłam w trakcie jej krojenia, kiedy usłyszałam w przedpokoju jakieś szmery, a potem jeden wielki huk, jakby ktoś coś przewrócił bądź sam siebie. Odłożyłam swoje zajecie i poszłam sprawdzić, co się tam dzieje, bo szczerze mówiąc to trochę się bałam, co tam zastanę. Dopiero teraz zorientowałam się, że nadal trzymam w ręce nóż, którym kroiłam ciasto, tak na wszelki wypadek.

Andrzej:
Cholera jasna! Chciałem niepostrzeżenie wejść do środka, ale oczywiście musiałem zrobić z siebie największą kalekę świata i o coś się potknąć. W wyniku tego runąłem na podłogę jak długi, a przecież w dłoniach miałem piękny bukiet kwiatów i butelkę naprawdę dobrego, a co za tym idzie – trochę droższego wina.
Zanim zdążyłem się podnieść, w jej przedpokoju zrobiło się jasno. No tak, przecież musiała oświecić światło by zobaczyć, co się tutaj dzieje.
-Boże Święty, Andrzej. Co Ty tu robisz?
-Nie zamknęłaś drzwi i postanowiłem wejść, ale zahaczyłem o Twoje buty…
-Moje szpilki! Mam nadzieję, że są całe – podeszła do mnie i brudnym nożem zaczęła mi grozić, a widząc moje przerażenie w oczach, odłożyła go na komodę i schyliła się do swoich butów – Przepraszam. Bo jak nie to…
-Kupię Ci nowe?
-Zwariowałeś! Musiałbyś lecieć do USA, czy do Serbii… Sama nie wiem gdzie je kupiłam.
-Dla Ciebie polecę – odpowiedziałem pewnie, wstając z podłogi i zostawiając rzeczy obok noża. – A nie przywitasz się ze mną?
Najpierw spojrzała na mnie zaskoczona, a potem podeszła do mnie i po raz kolejny tego samego dnia przyssała się do moich ust. Nie potrafiliśmy się od siebie oderwać, dopóki nie zjechałem ustami na jej szyję. Dopiero wtedy przystopowała moje zamiary, mówiąc, że to będzie na deser.
-A teraz zapraszam do kuchni – rzuciła, jakby kompletnie ignorując fakt, że nie podarowałem jej kwiatów. Czułem się jak nastolatek, który zapomina o najważniejszych sprawach podczas pierwszej tak poważnej randki.
-Poczekaj! To dla Ciebie! – rzuciłem się w stronę kwiatów i zabierając przy okazji wino, podszedłem do niej, gdy zatrzymała się przed wejściem do kuchni. Z rozbawieniem wpatrywała się w to, co robiłem, zastanawiając się, co dać najpierw – wino czy kwiaty. – Nie wiem, weź to, po prostu.
-Chcesz mnie upić?
-Nie, tylko…
-Andrzej, spokojnie. Przecież…
-To tylko nasza pierwsza randka, taka prawdziwa, prawda? – usłyszałem swój drżący głos – A ja nie chcę tego zepsuć i…
-Nie zepsujesz. Wyluzuj się chłopaku. – podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do kuchni – Będzie idealnie, obiecuję Ci to. Pamiętaj, że nie powiedziałam, że nie idę na pierwszej randce z chłopakiem do łóżka.

-Patuś, kotku, bo…
-Tak? – zapytała, przygryzając ponętnie wargi. Boże kochany, nie dość, że tak seksownie dziś wyglądała w tej cielistej sukience, która sprawiała, że przed oczami już miałem różne sceny z naszym udziałem, to jeszcze powiedziała, że nie wyklucza łóżka na pierwszej randce. A teraz to…
-Chyba powinniśmy pogadać, o tym, co było rano? – zapytałem, zaraz wychylając resztkę wina. – Bo…
-Nie wolałbyś dostać teraz deseru?
-Hm? Jaki deser? Przecież szarlotka już była i…
Ona jakby kompletnie nie zważając na moje słowa, wstała ze swojego miejsca i zaraz też usiadła na moich kolanach, jakby specjalnie się na nich przeciągając. A potem zaczęła jeździć opuszkami swoich palców po mojej twarzy, początkowo. A gdy znów zaczęliśmy naszą wojnę z językami, zaczęła wędrówkę po całym moim ciele.
-Podoba Ci się Twój deser, tygrysie?
Nie wiele myśląc, wstałem podtrzymując ją za pośladki i przeszedłem do jej sypialni. Nie mogłem dłużej tego wszystkiego wytrzymać. Zresztą, wystarczyło by parę razy przejechała dłońmi po moim podbrzuszu, a ja już musiałem pozbywać się jej cudownej sukienki. Jednak wiedziałem, że to bez niej wygląda najpiękniej.
-Zdecydowanie najpierw deser, zdecydowanie.

To było coś cudownego. Nie żaden przypadkowy numerek, po którym byłaby jeszcze większa kłótnia niż kiedykolwiek. Nie. Tym razem to była w stu procentach udana noc, bo na jednym stosunku się nie skończyło. A teraz leżała na moim torsie i oddychała miarowo, spokojnie. Była taka piękna, cokolwiek by zresztą nie robiła.
Czułem, że ta późniejsza rozmowa nie będzie wcale taka trudna. Wylądowaliśmy w łóżku już drugi raz, zdecydowanie coś zaczęło się zmieniać.
Z uśmiechem ucałowałem ją w czoło i sam się w nią wtuliłem. Już zamykałem oczy, gdy usłyszałem jej cichy szept.
-Obiecaj mi, że będziesz się starał, by tak było już zawsze. Tego właśnie potrzebuję.
-Obiecuję, że będę się starał – odparłem, a ona wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.
 I już wiedziałem, że nie potrzebujemy żadnej rozmowy. Oboje wiedzieliśmy, co właśnie się stało. Co zapoczątkowaliśmy, o co mieliśmy od teraz walczyć. O nas.

***
Stron 7,5 :)
Dziś bez zbędnego rozpisywania się. Wreszcie jest fajnie, ale to nie koniec całej zabawy. Bo zabawa się dopiero zaczyna, zwłaszcza we wrześniu. Powodzenia w powrocie do szkolnych murów, nie przesadzajcie z nauką! Bo wiadomo, co za dużo, to nie zdrowo :D
PS coś chyba się kolorki w notce schrzaniły. Nie wiemy o co chodzi - przepraszamy!

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział dwunasty. Gdzie jest pożądanie, będzie i płomień. Gdzie jest płomień, ktoś się oparzy, ale tylko dlatego, że parzy, nie znaczy to, że umrzesz.

Muzyka w tle: KLIK

Patrycja:
Zastukałam w mimo wszystko dobrze znane mi drzwi. Westchnęłam, rozglądając się dookoła. Sama nie wiedziałam, co tutaj robiłam i nawet zbytnio nie pamiętałam, jak się tutaj dostałam. Jedyne, co wiedziałam, to, że musiałam tu przyjechać. Otworzył mi Uros i przeraził się na mój widok, aż tak źle wyglądałam??
- Wejdź — wpuścił mnie do środka i zaprowadził do salonu, w którym siedział Nikola, bo Jasmine poszła położyć dziewczynki spać. – Nikola coś Ty znowu narobił, że Pati płacze, co?? — naskoczył na brata młodszy z Kovacewiciów.
- Nic, o co ci znowu biega chłopie? Siadaj Pat zaparzę ci herbatę. — usiadłam na sofie tak jak polecił mi to Niki. Wpatrywałam się cały czas w swoje dłonie, Nikola postawił przede mną kubek melisy i usiadł naprzeciwko. - Opowiadaj, co się stało — polecił Nikola.
- To jego sprawka tak? Wiedziałem, jak go spotkam to..
- Uros już raz narobiłeś sobie nieprzyjemności, może wystarczy — strofował go brat.
- Chyba jestem w ciąży… — w jednym momencie oboje spojrzeli na mnie na kosmitkę.
- I co zostawił Cię? Bo się dowiedział taakkk? — Uros najwyraźniej był wściekły? Za co za to, że układam sobie życie z kimś innym nie z nim?
- On nie wie, zresztą nie jestem pewna…
- Trzeba to sprawdzić
- Boję się — po policzkach zaczęły spływać coraz szybciej łzy.
- Ja się wami zaopiekuję — zaoferował Uros i przytulił mnie.
- Patrycja chodź ze mną — w pokoju pojawiła się Jasmine i wzięła mnie za rękę i poprowadziła do góry. Siedziałyśmy w łazience oczekując na wynik testu.
- Nie jestem na to gotowa, jaka ja jestem głupia!
- Hej nie mów tak. Nikola dużo opowiadał o Andrzeju i wypowiadał się o nim z serdecznością. Jeśli okaże się prawdą, że będziecie rodzicami na pewno się ucieszy.
- On tak, ale Jass ja nie mam stałej pracy, rodzice mi nie pomogą, z ledwością moja pensja starcza mi na życie, a nie chcę Andrzeja uwiązywać na smyczy.
 - Kto nauczył Cię tak siebie poniżać? Uwierz w siebie i w szczęście. Gotowa na prawdę?
- Chyba nie mam wyjścia. — wynik okazał się negatywny, jeśli powiedziałabym, że mi nie ulżyło to skłamałabym. Jeszcze nie teraz, kiedyś na pewno…
- I coo? — zapytali równocześnie, kiedy pojawiłyśmy się na dole.
- Fałszywy alarm — powiedziała Jasmine, a na ich twarzach malowała się wyraźna ulga.
- Ale ja i tak się Tobą zaopiekuję — powiedział Uros i po raz kolejny przytulił mnie do siebie. Nikola otworzył wino tak jakbyśmy coś świętowali, no poniekąd tak było. Wznieśliśmy toast i wypiliśmy po kieliszku.
- Będę się zbierać — zakomunikowałam zebranym.
- Tak po nocy? Nie ma mowy.
- Niki za niedługo mam pociąg i wracam, nie ważne czy wyrażacie na to zgodę czy nie.
- To chociaż Cię odwiozę na stację.
- Przejdę się nie mam daleko — pożegnałam się z wszystkimi i udałam się na dworzec.

Andrzej:
Westchnąłem, kiedy mieszałem w garnkach, przygotowując nam jakiś w miarę ciepły i zjadliwy posiłek. Ona siedziała przy stole i malowała paznokcie, co chwilę również piłując je ściernym pilnikiem. Fakt, trochę mi to przeszkadzało i wyraźnie jej o tym powiedziałem, ale ona stwierdziła, że gdy skończę gotować i będziemy mieli jeść, ona się stąd wyniesie razem ze swoją kosmetyczką, która leżała rozwalona na całym stole.
Zawarczałem wściekle, kiedy spróbowałem zupy pomidorowej i równocześnie usłyszałem pisk pilnika.
-Laura…
-Tak ptaszku? O co chodzi?
-Czy mogłabyś…
-Już kończę, już sekundkę. A co? Zupka już dobra?
-Tak mi się wydaje – mruknąłem.
Tak w zasadzie to byłem na nią wściekły. Nie dosyć, że harowałem jak wół na treningach to jeszcze miałem przyjeżdżać i robić jej obiadki? To ona powinna ugościć mnie czymś ciepłym, Patrycja na pewno by tak zrobiła…
-Kończ już – syknąłem – Głodny jestem.
-Już, już. To ja tylko to zaniosę. Nalej mi do tej kolorowej miseczki, dobrze misiaczku? Wiesz, że nie mogę dużo jeść. Trzeba dbać o linię.
Wyszła z kuchni, a ja wręcz schowałem twarz w dłoniach. Na co ja się pisałem? Cholera jasna, trzeba to zmienić. Trzeba coś z tym zrobić. Przecież nie mogę tak dalej żyć. No, bo przecież nie chodzi tylko o seks, zresztą tak nie było jak Patrycja była w Ameryce. Teraz się taka stała.
-Zaraz spróbujemy Twoje pyszności… - uśmiechnęła się, zasiadając przy stole i łapiąc za łyżkę, którą zaraz przeniosła do ust. Patrzyłem na jej reakcję, a ona nagle zrobiła się czerwona i zaczęła kaszleć. – O boże!
-Co?
-Za ostra! Czegoś tam dosypał? – nie rozumiejąc, spróbowałem po raz milion pierwszy, ale nie wiedziałem, o co jej chodzi.
-Dobra przecież…
-Mi nie smakuje! Nie będę jej jadła! Obrzydliwa! – ostentacyjnie odsunęła talerz wstała i ani nie dziękując poszła do pokoju.
Właściwie nie pozostało mi nic innego jak tylko wlać resztki do garnka, żeby była na później czy nawet na jutro. A jak nie będzie chciała, to niech wyrzuci. Mało mnie to obchodziło zresztą. Już kończyłem swój obiad, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Możesz otworzyć? – zawołałem.
Słyszałem jej niezadowolony głos, który mruczał coś sobie pod nosem. Ale zrobiła to, o co ją zapytałem. Uchyliła niepewnie drzwi, a ja usłyszałem drżący głos z całkowicie obcym akcentem.  Wychyliłem się z kuchni i o mało się nie udławiłem moją pomidorówką. W moich drzwiach stał Uros Kovacevic i wyraźnie był zauroczony Laurą! Nie przestawał się do niej uśmiechać.
Wstałem gwałtownie od stołu i zaraz pojawiłem się w przedpokoju. Ale oni dalej tam stali i wpatrywali się wprost w swoje sylwetki.
-Co Ty tutaj robisz? – mruknąłem, przerywając te dziwne napięcie między nimi. – Przyszedłeś podrywać mi moją dziewczynę? Kolejną zresztą?
-Przyszedłem z Tobą porozmawiać, czy mogę…
-Nie, nie zaproszę Cię. Daj mi chwilę, zaraz do Ciebie wyjdę – mruknąłem, będąc wściekły na jego bezpośredniość. Facet po prostu chciał wwalić mi się do mojego mieszkania! – odsunąłem Laurę i zamknąłem drzwi, przekręcając zamek.
-Dlaczego…? – usłyszałem słaby głos Laury
-Bo nie jest tutaj mile widziany. Nie otwieraj mu – mruknąłem, gdy zobaczyłem, co zamierza zrobić – Ja zaraz do niego wyjdę i pójdę zapytać, czego chce. A Ty masz tutaj zostać, zrozumiałaś?
-Ale…
-Laura.
-Zachowujesz się, jakbym była Twoja! Tylko Twoja!
-A nie jesteś? To wynocha – warknąłem wściekły, zarzucając na siebie jakąś bluzę, ubierając buty i wylatując na klatkę schodową, gdzie czekał na mnie młodszy z braci – Uros.

Uros:
Poszedłem tam, bo wiedziałem, że muszę to zrobić. Patrycja przez niego cierpiała, płakała, a ja po prostu musiałem mu o tym wszystkim opowiedzieć. Ona na pewno nie zamierzała tego zrobić, znałem ją przecież, to też czułem się za to wszystko w jakiś sposób odpowiedzialny.
Nie przywitał mnie za miło, za to jego dziewczyna, była przyjaciółka Patrycji była… Piękna. Fakt, widziałem ją kiedyś, ale teraz, wyglądała bajecznie. A to, co zrobił wtedy Andrzej? On traktował kobiety jak lalki, jak kogoś, kto ma być podporządkowany tylko jemu. Współczułem Patrycji. Bardzo.
-Czego chcesz? – warknął na mnie, kiedy wyleciał z mieszkania.
-Pogadać o Patrycji.
-Co znowu jej zrobiłeś? – westchnął, zakładając ręce na biodra – No słucham!
-Raczej, co wyście zrobili.
-O czym Ty mówisz?
-Ona myślała, że jest z Tobą w ciąży, idioto! Nie wiesz jak się zabezpieczać? Musisz narażać ją na coś takiego? Na bycie matką w takim wieku?
-Ale…
-Nie, nie wpadliście. Masz szczęście, bo chyba bym Cię kurwa rozszarpał, człowieku! Na przyszłość sobie uważaj, okej? Pamiętaj, że we mnie zawsze będzie miała kogoś bliskiego, czy to Ci się podoba czy nie!
-Skąd wiesz, że?
-Przyjechała do Nikoli zaryczana jak nie wiem, kto! I nie było to szczęście!
-Mówisz prawdę?
-Teraz sam się domyśl, czy mówię prawdę. I co? Zgadniesz? – warknąłem wściekły i ruszyłem schodami w dół.
I zostawiłem go tam, przeklinającego głośno w swoim ojczystym języku. A potem, gdy nagle byłem przy drzwiach wejściowych z klatki usłyszałem jak wrzeszczy, coś na wzór „idjota”. Nie wiem, co to znaczyło w ich języku, ale… Chyba nie bardzo się cieszył.

Andrzej:
Nie wiedziałem, co z sobą zrobić. Patrycja w ciąży? Ze mną? Po tej jednej chwili zapomnienia? Nie tak miało być. Nie miałem jej zapładniać! Nie miałem zostać ojcem, a ona matką i… To nie tak miało być.
Wbiegłem do mieszkania, ale kompletnie nie zwróciłem uwagi na Laurę, która pałętała mi się pod nogami. Wiedziałem, że ona o wszystkim wie, nie wierzę, że nie podsłuchiwała. Ale miałem to teraz w nosie, jak najszybciej musiałem znaleźć się w domu Patrycji. Musiałem dowiedzieć się prawdy, bo sam nie wiedziałem, jak jest naprawdę?
Będziemy rodzicami? Nie będziemy? Swoją drogą jak to strasznie brzmiało… Być rodzicem. Boże, nie teraz!
Chwyciłem kluczyki z samochodu wraz z dokumentami i kompletnie nic nie mówiąc Laurze, ruszyłem do drzwi.
-Jedziesz do niej, prawda? – zignorowałem to – Ona zawsze będzie ważniejsza.
-Tak plącze życie – mruknąłem i postawiłem nogę za progiem, zaraz zamykając za sobą drzwi.

Patrycja:
Podróż minęła mi szybciutko, postanowiłam wstąpić do babci i zobaczyć, co porabia. Kiedy weszłam do mieszkania zamarłam, babcia stała na taborecie i wieszała firanki.
-Babciu, co Ty robisz? — zapytałam zostawiając rzeczy w przedpokoju, wchodząc do salonu.
-A wieszam sobie firanki, bo wiesz Patrysiu tamte już dość długo wisiały i wyblakły już
-Mogłaś zadzwonić do mnie przyjechałbym i je zmieniła.
-Już nie rób ze mnie zgrzybiałej babci jeszcze potrafię sama coś zrobić.
-Nie mów tak, daj ja je powieszę — weszłam na stołek i zaczęłam zapinać nowiusieńkie firanki.
-Patusiu uważaj na siebie — usłyszałam słowa babci i chwilę później prawie wypadłam z okna. To były sekundy, stałam na palcach i zapinałam żabki na zakładkach firanki, kiedy się zachwiałam i w ostatniej chwili złapałam się framugi okna. Bo inaczej leżałabym już na chodniku i nie byłoby, co zbierać. Na dole zobaczyłam postać, było ciemno i nie widziałam z bardzo twarzy, ale kiedy latarnia się zapaliła ujrzałam przerażenie w oczach Andrzeja. Tak teraz pewnie sobie myślał, że chcę skoczyć z 4 piętra bloku, bo mi życie nie miłe. No już lecę, jeszcze mi nie spieszno na tamten świat.
-Już skończyłam, następnym razem babciu poproś o pomoc kogoś.
-Dobrze już dobrze, chodź na herbatkę i serniczek. — babcia zawsze wiedziała jak udobruchać moje serce.

Andrzej:
Czułem, że będzie u babci. Właściwie to najpierw ja miałem do niej zajść, zapytać czy nie wie może gdzie jest Patrycja, ale nie musiałem tego robić. Wystarczyło, że spojrzałem w okna i już wiedziałem, że ona tam jest. Stała, myślę, że na stołku i zawieszała babci firanki. Śmiała się, a potem nagle chwyciła okna. Zrobiło jej się słabo? Czyli to prawda. Mogła być w ciąży. A może… Może, chciała wyskoczyć? Miała tego dosyć? Babcia była w innym pomieszczeniu i…?
A potem zauważyłem, że spojrzała wprost na mnie, pokręciła głową i stamtąd zeszła. A ja? A ja wycofałem się, to znaczy ruszyłem w kierunku jej mieszkania. Wiedziałem, że prędzej czy później tam właśnie się pojawi. Gdyby nie… Wiedziałem, gdzie wrócić.

Wróciła, gdy było już późno. Było bardzo późno. Ja zdążyłem już wypić kilka, a może i kilkadziesiąt piw? Sam nie wiem, ale długo na nią czekałem. Po co piłem? Miałem taką jakąś wewnętrzną potrzebę, taka myśl kołowała mi się w głowie, że jeżeli tego nie zrobię to… Nie pogadam z nią. Nie dam rady. Nie zrobię tego. Ale przecież ja nie byłem tchórzem, nie byłem taki.
Ruszyłem w stronę klatki, kiedy ona podeszła pod dom i właściwie, zaraz znalazłem się obok niej. Czułem to, że wystraszyła się, kiedy chwyciłem ją za dłoń. Tą z moim pierścionkiem.
-Co Ty tutaj robisz? – syknęła, kiedy ja zacząłem coś tam tłumaczyć – Jezu, Andrzej, jesteś pijany!
-Pijany? Nie! Ja tylko opijałem radosną nowinę, że będę tatusiem. – jęknąłem, patrząc na nią – Nie cieszysz się?
-Jeżeli wpadliście z Laurą, no to gratuluję tatuśku – mruknęła, ale widziałem, że w jej oczach pojawiły się łzy – Okej, pochwaliłeś się, a teraz zostaw mnie. Puść.
-Pati, przecież nie wpadłbym z Laurą. Mowa tu o nas… O naszym dzieciaczku.
-Jesteś pijany.
-Ale kontaktuje. No, to powiedz mi. Będę miał synka czy córeczkę? – drążyłem dalej.
-Co…
-Uros u mnie był. Nie wiem, czy mówił prawdę. Wpadliśmy? Nosisz moje dziecko? Powiedz mi Patrycja, bo oszaleję.
-Nie ma żadnego dziecka.
-Na pewno? Nie ukrywasz tego przede mną? Nie ograniczysz mi opieki? Dasz mi szansę…
-Andrzej, nie ma żadnego dziecka.
-A może już usunęłaś? Poroniłaś? Dlatego chciałaś skakać z okna u babci? Pati, kochanie, wiesz, że…
-Andrzej do jasnej cholery z Tobą! Nie ma żadnego dziecka! Nie jestem z Tobą w ciąży i nigdy nie będę, zrozumiałeś to czy kurwa mam Ci narysować, zaśpiewać czy co?!
Spojrzałem na nią urażony. Traktowała mnie jak dzieciaka, ale skąd ja miałem wiedzieć, jak jest naprawdę?
-Ufam Ci, ufam Ci, że tak jest, bo jak będzie inaczej, to jak Boga kocham…
-Boga do tego nie mieszaj.
-Fakt, jesteśmy tylko my. Prawda? Tylko my… Zawsze tylko my we dwoje.

Nawet nie wiem, co działo się potem. Przebudziłem się w środku nocy i rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w sypialni Patrycji. A ona spokojnie leżała obok mnie. Nie wiele myśląc, przyciągnąłem ją do siebie. Ocknęła się na chwilę, ale z uśmiechem błąkającym się na ustach, wtuliła się w mój nagi tors. Ucałowałem ją we włosy, a ona jeszcze zdążyła zapleść nasze dłonie razem i ponownie miarowo oddychała.

***
Pięć stron. Na koniec tak słodko, bo… tak musiało być. Kończą się wakacje i znów wrzesień. O nie… Oby to wszystko szybko zleciało, a najlepiej niech czas stanie w miejscu.
Pozdrawiamy, hej!

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział jedenasty. Nie mogę uwierzyć, że wciąż cię pragnę i po wszystkim co przeszliśmy, tęsknię za wszystkim o Tobie.

Muzyka w tle: KLIK

Patrycja:
Umówiłam się z babcią, że wpadnę do niej na popołudniową herbatkę i ploteczki. Rano miałam troszeczkę czasu, więc spożytkowałam go na rzeczy niecierpiące zwłoki. Przed 12 przebrałam się w inne ciuchy: błękitne dżinsy —rurki do tego białą bluzkę z dużym czerwonym sercem, odsłaniającą jedno ramię, czerwone trampki, srebrne bransoletki i zwisające kolczyki. Zgarnęłam z komody torebkę, telefon i dwie pary kluczyków i wyszłam z mieszkania. Już byłam przy samochodzie, kiedy rozdzwonił się telefon.
-Tak słucham?
-Pani Patrycja Ignatowicz?
-Tak zgadza się.
-Dzwonię ze szpitala na Bielanach pani babcia został dzisiaj do nas przywieziona z lekkimi obrażeniami, została potrącona przez jakiegoś pirata drogowego, dobrze, że tylko tak to się skończyło.
-Co z moją babcią? — zapytałam zaniepokojona faktem, że nie można nigdzie wyjść, bo wszędzie czyha na człowieka niebezpieczeństwo.
-Proszę się nie denerwować pani babcia jest pod dobrą opieką.
-Dobrze, już jadę.
Wsiadłam do samochodu i zapaliłam silnik, ale ten ani drgnął, spróbowałam jeszcze raz i znów nic. Wysiadłam z auta zajrzałam pod maskę, obeszłam z każdej strony i znów spróbowałam odpalić, ale nic z tego po 10 razie zrezygnowana wybrałam numer babci
-No cześć Patusiu
-Cześć babciu dzwonię z racji tego, iż nie będę mogła dzisiaj odebrać Cię ze szpitala.
-Co się stało?
-Samochód się zepsuł i muszę jechać do mechanika
-Ojej
-Mam nadzieję, że się nie gniewasz babuniu
-Oczywiście, że nie odbijemy sobie to moja droga
-Tak innym razem trzymaj się
-Ty też i uważaj na siebie
–Paa

Andrzej:
-Jesteś nieodpowiedzialna – rzuciłem, kiedy tylko tamta otworzyła mi drzwi. Westchnęła, ale wpuściła mnie do środka, po czym zasunęła za mną zamek. – Zachowujesz się jak gówniara. Nie chcesz mojej pomocy, bo co? – westchnęła – O co Ci chodzi w ogóle?
-Nie wiem, o czym mówisz.
-Po co zawracasz głowę babci? Dlaczego od razu nie dzwonisz do mnie? Przecież doskonale ją znasz. Wiesz, że usiłuje nas zeswatać. Zawsze będzie dzwoniła po mnie. – wzruszyła ramionami.  – A Ty zachowujesz się jak…
-Gówniara, tak wiem. Już to dziś słyszałam. Przestaniesz mnie obrażać i jak już musisz, to pomożesz mi z tą cholerną maszyną?
-Jak z cholerną maszyną, to, po co w ogóle był Ci ten samochód?
-Bo pozazdrościłam Ci takiego cacka? – wytknęła mi ironicznie – Nie każdy może się poszczycić takim samochodem.
-Sam na niego zapracowałem, a Ty dostałeś go w podarunku od wszystkich i jeszcze na niego narzekasz.
-Co Ty możesz wiedzieć.
-Uwierz mi, że wiem wystarczająco. Nie wiesz, kto zafundował Ci ten samochód?
-No babcia.
-Myślisz, że starszą panią byłoby stać na takie auto? Dziewczyno. Drzyzga się dołożył.
-Ta i kto jeszcze? Może jeszcze mi powiesz, że Ty? – pokiwałem głową – No chyba żartujesz. Udowodnij mi to.
Zacząłem wymieniać wszystkie parametry, jakie tylko zapamiętałem. Wyliczyłem jej wyposażenie, powiedziałem gdzie, co leży.
A ona wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła ducha. Zakryła usta dłonią, tak jak to zrobiła za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy. We wcześniejszych latach nie zauważyłem w niej tego gestu.
-Dlaczego? – wyjęczała - Po co?
-Pomagałem cioci.
-Wiedziałeś, że to dla mnie? Że…
-Tak. To ja go wybrałem. – pokiwała głową.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Przecież nie rozmawiamy. Normalnie – dorzuciłem, a tamta oparła się o komodę.
-Dużo rzeczy jeszcze nie wiem? – wzruszyłem ramionami. – Mógłbyś mi opowiedzieć?
-Gdybyś tylko chciała.
-To chodźmy naprawić ten samochód – zarządziła, a ja zgłupiałem. Najpierw pyta mnie czy mogę jej opowiedzieć, a chwilę potem mówi, ze idziemy naprawiać samochód. Nie rozumiałem jej. Nie potrafiłem tego wszystkiego ogarnąć. Jak można się tak zmienić przez kilka lat?

-Mówiłem Ci! Lepiej było do mnie zadzwonić! Podałbym Ci mechanika i nie spieprzyłbym tego jeszcze gorzej! Ale Ty nie, bo Ty jesteś uparta jak osioł! – krzyczałem do niej z kuchni, a ona siedziała w łazience. Właśnie robiłem nam kawy. Pamiętałem, że uwielbiała taką, gdzie więcej było mleka niż kawy. No i że słodziła dwie łyżeczki. Chciałem zobaczyć jej minę, gdy wyjdzie.
Usłyszałem jak wychodzi z łazienki i trzaska drzwiami, ubierając na siebie sweter na długą bluzkę. – Co Ty tworzysz? Wiesz, jak jest ciepło?
-Mnie jest zimno.
-Nie przesadzaj. Zrobiłem Ci kawę, siadaj, zaraz się rozgrzejesz. I daj tą bluzę! – mruknąłem i wyszarpałem ją z jej dłoni. A to, co zobaczyłem wbiło mnie w kafelki, dosłownie. Stała tak bezradnie, speszona i wpatrywała się we mnie niepewnym wzrokiem. Na sobie miała założoną moją klubową, bydgoską koszulkę. Numer 11.
-Moja?
Pokiwała z wahaniem głową. Odwróciłem ją w swoją stronę i faktycznie. Na plecach, między rozpuszczonymi włosami przebijało się nazwisko Wrona.
-Przebrałabym się, ale wszystko mam w praniu i… - usłyszałem jej drżący głos. – Ale poszukam czegoś, może…
-Zostań, chodź. Siadaj. Zrobiłem nam kawy. – spojrzała na stół i cichutko westchnęła. – Co?
-Nie piję takiej.
-Ale piłaś.
-Kiedyś. Jak miałam 16 lat. – spojrzałem na nią. Nie minęło wcale tak dużo czasu, a ona tak bardzo się zmieniła! Teraz wychodziło na to, że kompletnie jej nie znałem. Wcale. Nic nie pozostało z tej doskonale znanej mi Patrycji, której ofiarowałem wtedy ten cholerny pierścionek, który wciąż miała ze sobą na palcu, rzecz jasna. Tak jakby przykleiła go tam na zawsze.
-Dobra, to ja zrobię nową. Jaką pijesz?
-Ja sobie zrobię, naprawdę. Nie trzeba. Usiądź.
Pierwszy raz odkąd się spotkaliśmy była dla mnie naprawdę miła. Potulnie usiadłem przy swojej kawie. Ona tą drugą wylała do zlewu i zanim się o niego oparła zgarnęła rozpuszczone włosy na jedno ramię. Obserwowałem ją dokładnie. I to, co zobaczyłem na lewej stronie szyi, to był najzwyklejszy w świecie tatuaż. Zachłysnąłem się kawą. Odwróciła się w moją stronę, a ja gestem pokazałem, że wszystko gra.
Boże, na szyi miała gwiazdki!
Kiedyś o nich rozmawialiśmy, że ona będzie miała tatuaż – jedną gwiazdkę z moim stałym numerem na koszulce. A tymczasem miała wiele malutkich gwiazdek, które właściwie, nie wiem, co miały oznaczać.
-Dużo się u Ciebie zmieniło? – odważyłem się zapytać, a tamta westchnęła.
-To zależy.
-Zależy, od czego?
-Co chcesz wiedzieć. – odwróciła się w moją stronę i postawiła już gotową kawę na szklanym stole. Ukradkiem spojrzałem na jej nadgarstek – nie dosyć, że kolejny tatuaż w kształcie znaku nieskończoności to i jeszcze taka bransoletka.
-No nie wiem… Jak życie w USA? Jak tak naprawdę tam jest? – wzruszył ramionami.
-No wiesz, kraj jak kraj. Myślę, że mocno przereklamowany. Owszem, życie lepsze, ludzie bardziej tolerancyjni, ale nic poza tym.
-Masz tam jakichś przyjaciół?
-Mam. Jest siatkarzem. Tak jak Ty.
-Tak jak ja… To, dlatego jest Twoim przyjacielem? Bo jest siatkarzem?
-O co Ty mnie posądzasz?
-O nic tylko… Ja Cię w ogóle nie znam. Zmieniłaś się, bardzo. Masz tatuaże, nie pijesz tej kawy, co kiedyś.
-A Ty myślałeś, że ja się w ogóle nie zmienię? Że mnie to wszystko nie ruszy i zostanę tą samą Patrycją, co kiedyś? Ale ruszyło. Nie dzwoniłeś, nie odzywałeś się. To bolało! Nie oczekiwałam cudów, że będziemy rozmawiać codziennie, ale obiecałeś…
-Dzwoniłem.
-Nie kłam.
-Nie kłamię. Naprawdę dzwoniłem. Nigdy nie odebrałaś. Pisałem SMS, nie odpisywałaś. Traciłem na Ciebie majątek dziewczyno! Nie było imprez, piw. Była próba kontaktu z Tobą. Ale nigdy nie dałaś znaku życia. A potem zrezygnowałem. Nie mogłem tracić na Ciebie tyle czasu. Nie chciałaś się odezwać? Trudno. Ja tu wiecznie czekałem.
-Tak, zwłaszcza jak potem byłeś z Laurą.
-Próbowałem zapomnieć.
-Z naszą przyjaciółką? Która opowiadała mi potem jak wygląda wasze życie? To bolało Andrzej. Musiałam wszystkiego słuchać i udawać, że naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
-To nie było szczęście!  
-To dlaczego nie walczyłeś?!
-Skąd mogłem o tym wszystkim wiedzieć? Laura nigdy mi o niczym nie mówiła!
-Znowu kłamiesz! Opowiadała mi, jak reagujesz na naszą dalszą znajomość i że mnie pozdrawiasz. Nigdy nie powiedziała, że o niczym nie wiedziałeś.
-A co ona, kurwa mac, miała Ci się przyznać? Że nie chce naszego kontaktu, że jest ze mną kurewsko szczęśliwa, mimo że ja za każdym razem wyobrażam sobie Ciebie? Jak Cię całuję, przytulam, mówię, że kocham? Jak spędzamy razem czas? Jak kochamy się w łóżku? Kurwa, Patrycja!  
-Ale… Boże, Boże. – znów zakryła dłoń, spojrzała na mnie przez łzy. Nagle odsunęła krzesło, przeprosiła mnie, bąkając coś pod nosem i pobiegła do łazienki.
-Patrycja! – westchnąłem i wrzasnąłem za nią – Patrycja, ja nie chciałem Cię… - Właściwie co? Urazić? Zasmucić? Przerazić? – Proszę Cię wyjdź! Nie płacz! Pat!
-Czy Ty nie rozumiesz, ile my straciliśmy?!
-Więc tego nie marnuj! Wyjdź do mnie!
-Niee, zostaw mnie w spokoju, to wszystko to już przeszłość…
-Patrycja! Otwórz te drzwi!
-Odejdź! Zostawmy to tak jak jest nie znamy się, tak będzie najlepiej!
-Co Ty opowiadasz do cholery! – wkurzyłem się i naparłszy na drzwi, wywarzyłem je. – Nie znamy się? Nie? A te kilkanaście lat, to co? Nic dla Ciebie nie znaczy?
-Teraz jesteśmy całkowicie inni, przez te cholerne błędy! – wyjojczyła przez łzy – To wszystko jest bez sensu!
-Patrycja… - westchnąłem i kucnąłem przed nią, siedzącą na wannie. – Ludzie się zmieniają, to normalne.
-Ale ja zmieniłam się za bardzo, prawda? – wyszeptała, pochylając głowę. Zdążyłem tylko zauważyć jak łzy spływają po jej policzkach. Przejechałem palcem po jej policzku. Zdezorientowana spojrzała na mnie, a ja odpłynąłem. Wyglądała tak uroczo z zaczerwienionymi oczami i zaróżowioną buzią.
-To nie ważne.
-Jak nie ważne, jak… - nie dałem jej skończyć. Po prostu wpiłem się w jej wargi, nie zważając na nic. Czekałem na odepchnięcie, ale ono nie nastąpiło. Czułem jej smak, jej zapach. Zacząłem wariować! Po tylu latach w końcu miałem ją przy sobie. Całą, ale całkowicie inną Patrycję.
W końcu przerwałem pocałunek i oparłem czoło o jej czoło. Wpatrzyłem się w jej oczy. Zaczęła uciekać wzrokiem. Z jej oczu łzy spływały coraz szybciej.
-Nie powinniśmy, to nie jest w porządku.
-Wobec kogo?
-Wobec Laury.
-Uważaj, bo nie wiem, że w dupie masz teraz Laurę. – mruknąłem, wstając z kucającej pozycji.
-Masz rację. Chyba mam. – usłyszałem jej już nieco pewniejszy głos, a potem nagle chwyciła mnie za dłoń. Sprawiła, że odwróciłem się w jej stronę. Pociągnęła mnie do siebie mocniej, na tyle mocno, że sama straciła równowagę i wpadła do wanny, na której siedziała. Przygniotłem ją swoim ciałem, ale ona tylko roześmiała się i wykorzystała, że byłem blisko. Teraz to ona wpiła mi się w usta. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy nogami oplatała mnie w pasie, a ręce zarzuciła mi na kark, przy okazji bawiąc się moimi włosami. Zadrżałem. To było całkowicie, co innego niż z Laurą.
Tu nareszcie nie musiałem udawać.
Nie wytrzymałem, objąłem ją za pośladki i wyciągnąłem z wanny. Chciałem ją puścić, ale mi na to nie pozwoliła. Powoli zjeżdżała ustami w dół mojej lewej strony szyi, gilgocząc mnie swoimi rozpuszczonymi włosami.  Jedna ręka opadła jej „niechcąco” na moje przyrodzenie. Ścisnęła, a ja tylko wydałem z siebie gardłowy okrzyk.
-Serio, sex w łazience? – wydyszałem jej do ucha. Wymruczała coś pod nosem, wkładając mi ręce pod koszulkę. Zimne, czyli dobra w łóżku, pomyślałem sobie. I w tym momencie miałem cholerną ochotę i potrzebę wypróbowania jej.
Pozwoliłem, by ściągnęła ze mnie t-shirt, a potem to ja zacząłem majstrować przy jej górze. Gdy uporałem się z zapięciem biustonosza, ściągnąłem wszystko naraz. I takim sposobem przede mną stała do połowy naga Patrycja. Spojrzałem na nią zafascynowany. Duże, kształtne piersi, czekały aż się nimi zajmę. Ale zanim do tego doszło, tamta chwyciła moją dłoń i po prostu, wpatrując się prosto we mnie, polizała moje palce. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Prawie do niej doskoczyłem i oparłszy ją o pralkę zacząłem całować jak wariat.
W swoje dłonie chwyciłem jej piersi i zacząłem miętosić. Tamta już prawie na mnie leżała, ale tak naprawdę to próbowała pozbyć się moich spodni. Gdy po jej długich jękach zacząłem przygryzać jej nabrzmiałe sutki, przy okazji naprowadziłem jej dłonie, które zaraz odpięły mój pasek. A potem to wszystko działo się tak szybko.
Nie było spokojności w naszych ruchach. Ona zsunęła ze mnie spodnie wraz z bokserkami, a ja pozbyłem się jej bielizny, po ówczesnym wyrzuceniu dżinsów zza framugę (bo przecież drzwi zostały wyważone) Dobrze, że mieszkała sama, bo jakby tak nas teraz ktoś zobaczył…
Posadziłem ją na pralkę i mocniej niż jeszcze kiedykolwiek dzisiaj, wpiłem się w jej usta. Poczułem tylko jej zęby, które pociągnęły mnie za wargę. Poczułem tylko ciepło rozchodzące się aż do zębów i ten metaliczny smak. Rozcięła mi wargę, z której teraz leciała krew.
-Ostro ze mną grasz, kochanie.
Kochanie. Cholera, co mnie pokusiło? Spojrzała na mnie spod półzamkniętych powiek, ale uśmiechała się. A to chyba był dobry znak. Poczułem tylko jak powoli, zaczyna rysować jakieś szlaczki na moim torsie, zjeżdżając coraz niżej. Tego było już za dużo! Jęknąłem. Boże, ale tu było gorąco w tej łazience!
Nie myśląc długo, ściągnąłem ją z pralki i niemal wrzuciłem do wanny, gdzie zaraz puściłem lodowatą wodę. Pisnęła, wtulając się w moje ramiona. Idealnie. Odwróciłem ją sobie tyłem i sprawiłem, że moja ręka znalazła się tuż przy jej delikatnym owłosieniu.
-O jezu! – jęknęła opierając się o mnie, gdy moje palce wniknęły w jej szparkę. Cholernie podniecał mnie jej jęk, jej pisk. Była taka piękna, kiedy stała w tych strugach lodowatej wody. Poczułem tylko, jak swoją malutką dłonią łapie za moje przyrodzenie i odwraca się w moją stronę z niemałym, chytrym uśmiechem. Jednostajnymi ruchami zaczęła pocierać mojego penisa, przy okazji przygryzając wargi, wcześniej przejeżdżając po nich językiem. A potem nagle zjechała na dół i zaraz wsadziła go sobie do buzi. Dostałem drgawek z rozkoszy. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i gdyby nie jej dłonie, które znajdowały się na moich udach, pomyślałbym, ze jestem w niebie.
-Wystarczy Ci chyba – usłyszałem jej głos i otworzyłem oczy. Pokiwałem rozanielony głową, a wtedy stało się to, na co czekałem od tak dawna. Chwyciła go raz jeszcze i po prostu sprawiła, że nagle znalazł się w niej. Jęczała, napierając na mokre kafelki. A ja wtedy poczułem się cholernie pewnie. Wypinała się w moją stronę, więc de facto mogłem wszystko. I tak też zrobiłem. Zacząłem coraz szybciej pracować bioderkami, przytrzymując się jej boków.
Oszalałem, Patrycja zresztą też.
Na przemian krzyczeliśmy, jęczeliśmy, a czasem nawet i wrzeszczeliśmy na siebie. Lodowata woda już nie pomagała, zrobiła się tak samo gorąca jak wcześniej cała łazienka. Ja robiłem się coraz bardziej mokry, nie wiedziałem czy z potu, czy z lecącej się wody.
Nawet nie wiem, ile to wszystko trwało. Wydawało się, że szybko oboje doszliśmy. Że wypełniłem ją swoim nasieniem, że w okolicy pachwin zrobiło mi się tak kurewsko gorąco.
Właściwie to chyba skończyliśmy siedząc w wannie, przytulając się do siebie i za cholerę nie chcąc się puścić. Przytulałem ją do siebie i byłem z siebie taki zadowolony. Co chwilę całowałem ją we włosy. Ona bawiła się moimi dłońmi, mierzyła nasze palce. Ja bawiłem się jej pierścionkami, które banalnie łatwo schodziły z palców. Ten jeden, ten niezwykle specjalny dla mnie pierścionek, również łatwo zszedł. Nawet nie zauważyła, a już czytałem napis, który znajdował się pod nim. „Andrzej.”
Spojrzała na mnie sarnięcym spojrzeniem i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, zakładając z powrotem pierścionek, jakby bojąc się, że zaraz ucieknę, czy coś. Ale ja po prostu oparłem się o jej głowę.
-Kocham Cię. – usłyszałem nagle, po chwili ciszy. Odwróciła się w moją stronę, jakby oczekiwała odpowiedzi. Ja kiwnąłem głową. Raz. Drugi. Za trzecim już zacząłem się niepewnie kręcić. Boże, zaskoczyła mnie. Zaskoczyła i wzruszyła.
A ja, ja idiota, zamiast odpowiedzieć, to wpatrywałem się w nią jakbym zobaczył ducha. Boże, ona mnie kocha! Po tylu latach, mimo wszystko. I to na pewno nie chodziło o to, że ją zaspokoiłem, że zrobiłem jej dobrze. Nie! Już miałem odpowiedzieć, kiedy ona po westchnięciu po prostu wyskoczyła z wanny.
I nie, nie usłyszała tego ode mnie. Bo uciekła.

Patrycja:
Co ja sobie głupia myślałam? Że usłyszę od niego to samo? Moja głupota nie zna czasami granic, z doświadczenia wynika, że nie należy mówić o swoich uczuciach, bo właśnie to tak się skończy. Chwyciłam ręcznik wiszący na haczyku i wybiegłam z łazienki, chowając się w sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą i oparłam się o nie zjeżdżając na podłogę. Siedziałam tam przez chwilę rozmyślając. Zawsze sobie powtarzałam, że nigdy nie zniżę się do poziomu Laury, a co właśnie zrobiłam? Poczułam się jakbym właśnie oddała się jak jakaś pierwsza lepsza. Laura miała zawsze to, co chciała, facetów na pęczki, owijała sobie ich wokół palca. Dziwię się, że Andrzej dał się tak jej omamić, ona na niego nie zasługiwała, to wiedziałam na pewno.
-„Mówię Ci. Walcz dziewczyno!”— przypomniały mi się słowa, które Nikola wypowiedział wtedy w parku. To wcale nie było takie proste jak się wydaje, wszystko było przeciwko, a nie za. To Laura tutaj była, kiedy ja „uciekłam”, to ona zakleiła tę pustkę. Odnosiłam wrażenie, że ona czekała tylko na to, że gdzieś zniknę, a wtedy ona zaatakuje i wygra wszystko. Po tej zadumie wstałam i skompletowałam jakiś ubiór, przecież nie będę paradować w ręczniku po mieszkaniu, kiedy w pobliżu jest Andrzej. Założyłam czystą bieliznę, spodenki i bluzkę, tak kolejny egzemplarz należący do niego, tym razem koszulkę w barwach częstochowskich. Związywałam włosy, kiedy do pokoju wszedł — właściwie wpadł Andrzej i szedł w moją stronę.
-Nie zbliżaj się — powiedziałam ostrzegawczo, ale on lubił robić mi na złość, był coraz bliżej i zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie.
Andrzej:
Nie wiedziałem, co się dzieje. Zabrała ręcznik i wybiegła z łazienki. Usłyszałem tylko trzask jej sypialnianych drzwi. Uderzyłem moją głupią łepetyną o kafelki. Zabolało, ale tak właśnie miało być.
-Nosz kurwa mac! – jęknąłem, wychodząc z wanny i momentalnie ubierając na siebie porozrzucane ubrania, które przykleiły się do mokrego ciała.
Nie mogłem pozwolić, by pomyślała, że… No właśnie, że co? Że mi nie zależy? Że mówię to tylko, dlatego, by nie było jej głupio?
Nie było tak! Miałem powiedzieć to wcześniej, ale no… powiedziała to pierwsza. Wybiła mnie niejako z rytmu, bo kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. To mężczyzna powinien powiedzieć to pierwszy, takie były moje zasady.
A ona nagle wyskakuje z tym wszystkim jak Filip z konopi!
Jak oszalały wybiegłem z łazienki i zacząłem dobijać się do drzwi z jej pokoju. W końcu wręcz wyważyłem drzwi, a raczej w końcu zrezygnowała i mi je otworzyła.
Stała tam ubrana w następną moją koszulkę, tym razem częstochowski egzemplarz. Związywała mokre włosy, kiedy spojrzała na mnie jakby ze strachem i wyjęczała coś w stylu: „Nie zbliżaj się”. Ale ja to zignorowałem, kompletnie. Powoli podchodziłem do niej coraz bliżej, aż w końcu zatrzymałem się kilka centymetrów od niej całej.  
-Wiesz, to co mi powiedziałaś…
-Andrzej, proszę.
-Nie, Patrycja. Posłuchaj mnie.
-Andrzej…
-Patrycja, nie wierzę, że zrobiłaś to pierwsza…
-Andrzej, to była pomyłka, do kurwy nędzy! – wykrzyczała mi prosto w twarz, a to zabolało bardziej, niż jak gdybym dostał z liścia. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem - To kompletnie nie powinno się zdarzyć. To była chwila i właściwie nie myślałam, gdy to mówiłam.
-Nie rozumiem.
-Nie kocham Cię. Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Nie wiem, było mi dobrze i…
-Okłamujesz się, znowu?
-Znowu? Nie. Nie. Po prostu nie. Mówię, że… - nie wytrzymałem. Po prostu musiałem to zrobić.
Chwyciłem ją za ramiona i po prostu przyssałem się do jej ust. Unieruchomiłem ją na tyle, by nie mogła się ruszyć ani na milimetr. A potem, gdy oddała mi pocałunek, zjechałem dłońmi niżej i ściągnąłem z niej spodenki. Potem pozwoliłem sobie zrobić to samo z moją koszulką. Następnie w ruch poszła jej bielizna.
Może z boku wyglądało to trochę jakbym chciał ją zgwałcić, ale… Tak nie było.
-Kłamiesz. Wiecznie kłamiesz, jeżeli chodzi o moją osobę. Kurwa dziewczyno! Oboje dobrze wiemy, że jesteś chętna na więcej takich łazienkowych scen – przejechałem palcem po jej sterczącym sutku – Na wszystko, ze mną. Gdyby nie duma, to już byś mnie ujeżdżała, prawda? I znów krzyczałabyś, że mnie kochasz i to wcale nie byłoby związane z tym, że robię Ci dobrze.
-Nie mów tak…
-Bo co? Bo to prawda? Bo sama boisz się przyznać przed tym, że gdybyś tylko chciała, to byłbym cały Twój? Cały, doszczętnie, w 100%. Tak by było, bo ja też Cię kocham. Kochałem, kocham i będę kochać, rozumiesz? Czy Ty kiedykolwiek to zrozumiesz?
Wkurzyłem się. Nie, właściwie ja się wkurwiłem. Cały czas przed tym wszystkim uciekała, udawała, że to jest nic. A to było coś! Gdyby tylko zrobiła jeden ruch, chociaż cholera, mogłaby po prostu powiedzieć „kocham Cię, ale się boję tego wszystkiego” tak? Czy coś w tym stylu. Wystarczyłoby, do cholery! Ja wziąłbym sprawy w swoje ręce. A tak… Przecież nie mogłem jej do niczego zmuszać. Sama musiała to wszystko ogarnąć.
Musiała w końcu przestać się okłamywać.
Spojrzałem na nią przeciągle, gdy spuszczała głowę w dół, po prostu ze łzami w oczach ucałowałem ją we włosy i ruszyłem w stronę wyjścia z pokoju, z jej mieszkania, ale nie z jej życia.
-Wróciłaś. Dla Laury? Nie sądzę. To było dla mnie, prawda? Laura to tylko wymówka. Teraz jej nie masz, a ja wciąż tutaj jestem. I będę. Kocham Cię, pamiętaj o tym.

Patrycja:
Po tym wszystkim, co usłyszałam od Andrzeja, w mojej głowie pojawił się mętlik. Z bezradności usiadłam na łóżku i najzwyczajniej w świecie się rozryczałam, ale szybko się ogarnęłam, bo musiałam przecież odebrać babcię ze szpitala. Ubrałam czyste ciuchy i poszłam na przystanek autobusowy przecież na piechotę do szpitala nie pójdę, a nie mam, czym jechać, bo samochód u mechanika, a Andrzeja prosić nie będę. Po 20 minutach byłam już w środku i szukałam sali z numerem 6.
-Już jestem babciu przepraszam, że tak długo to trwało — przywitałam się z babcią usiadłam obok niej na łóżku.
-Nic się nie dzieje słoneczko — uśmiechnęła się do mnie i przytuliła do swojej babcinej piersi, poczułam się tak jakbym była cały czas tą 16- letnią dziewczynką, którą tylko babcia rozumiała.
-Jak się czujesz babuniu?
-Bardzo dobrze, i jak wyjaśniliście sobie wszystko z Andrzejkiem?
-Tak jakby …
-Jak mam to rozumieć? — spojrzałam na babcię szklącymi oczyma.
-Boo… my wylądowaliśmy w łóżku, właściwie z mojej inicjatywy, a on powiedział, że mnie kocha i..
-I jaki jest w tym problem?? Jesteście przecież dorośli nikt was za to nie będzie karał — była wyraźnie rozbawiona moim zakłopotaniem, znając mnie już pewnie byłam czerwona ze wstydu.
-Babciu, ale ja nie mogę z nim być. On ma Laurę zresztą tata też nie byłby zadowolony, przez to wyjechaliśmy stąd i wszystko przepadło
-Wszystko da się naprawić moja kochana, pamiętaj to jest Twoje życie i ty decydujesz, z kim chcesz je spędzić, nie płacz Patrysiu. — babcia pocieszała mnie, ale cały czas czułam się jak idiotka. -To, co wracamy do domu na herbatkę? — zapytała babcia, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zabrałam babci rzeczy i wyszłyśmy ze szpitala.

***
Stron 9. Nawet nie wiadomo, kiedy tyle wyszło. Nagle składamy wszystko razem i… Ale nie narzekajmy, mamy nadzieję, że się spodoba. Za tydzień już następna część, o ile poskładamy ją do kupy. Pozdrawiamy, hej!