Muzyka w tle: KLIK
Patrycja:
Umówiłam się z babcią, że wpadnę do niej na popołudniową herbatkę i ploteczki. Rano miałam troszeczkę czasu, więc spożytkowałam go na rzeczy niecierpiące zwłoki. Przed 12 przebrałam się w inne ciuchy: błękitne dżinsy —rurki do tego białą bluzkę z dużym czerwonym sercem, odsłaniającą jedno ramię, czerwone trampki, srebrne bransoletki i zwisające kolczyki. Zgarnęłam z komody torebkę, telefon i dwie pary kluczyków i wyszłam z mieszkania. Już byłam przy samochodzie, kiedy rozdzwonił się telefon.
-Tak słucham?
-Pani Patrycja Ignatowicz?
-Tak zgadza się.
-Dzwonię ze szpitala na Bielanach pani babcia został dzisiaj do nas przywieziona z lekkimi obrażeniami, została potrącona przez jakiegoś pirata drogowego, dobrze, że tylko tak to się skończyło.
-Co z moją babcią? — zapytałam zaniepokojona faktem, że nie można nigdzie wyjść, bo wszędzie czyha na człowieka niebezpieczeństwo.
-Proszę się nie denerwować pani babcia jest pod dobrą opieką.
-Dobrze, już jadę.
Wsiadłam do samochodu i zapaliłam silnik, ale ten ani drgnął, spróbowałam jeszcze raz i znów nic. Wysiadłam z auta zajrzałam pod maskę, obeszłam z każdej strony i znów spróbowałam odpalić, ale nic z tego po 10 razie zrezygnowana wybrałam numer babci
-No cześć Patusiu
-Cześć babciu dzwonię z racji tego, iż nie będę mogła dzisiaj odebrać Cię ze szpitala.
-Co się stało?
-Samochód się zepsuł i muszę jechać do mechanika
-Ojej
-Mam nadzieję, że się nie gniewasz babuniu
-Oczywiście, że nie odbijemy sobie to moja droga
-Tak innym razem trzymaj się
-Ty też i uważaj na siebie
–Paa
Andrzej:
-Jesteś nieodpowiedzialna – rzuciłem, kiedy tylko tamta otworzyła mi drzwi. Westchnęła, ale wpuściła mnie do środka, po czym zasunęła za mną zamek. – Zachowujesz się jak gówniara. Nie chcesz mojej pomocy, bo co? – westchnęła – O co Ci chodzi w ogóle?
-Nie wiem, o czym mówisz.
-Po co zawracasz głowę babci? Dlaczego od razu nie dzwonisz do mnie? Przecież doskonale ją znasz. Wiesz, że usiłuje nas zeswatać. Zawsze będzie dzwoniła po mnie. – wzruszyła ramionami. – A Ty zachowujesz się jak…
-Gówniara, tak wiem. Już to dziś słyszałam. Przestaniesz mnie obrażać i jak już musisz, to pomożesz mi z tą cholerną maszyną?
-Jak z cholerną maszyną, to, po co w ogóle był Ci ten samochód?
-Bo pozazdrościłam Ci takiego cacka? – wytknęła mi ironicznie – Nie każdy może się poszczycić takim samochodem.
-Sam na niego zapracowałem, a Ty dostałeś go w podarunku od wszystkich i jeszcze na niego narzekasz.
-Co Ty możesz wiedzieć.
-Uwierz mi, że wiem wystarczająco. Nie wiesz, kto zafundował Ci ten samochód?
-No babcia.
-Myślisz, że starszą panią byłoby stać na takie auto? Dziewczyno. Drzyzga się dołożył.
-Ta i kto jeszcze? Może jeszcze mi powiesz, że Ty? – pokiwałem głową – No chyba żartujesz. Udowodnij mi to.
Zacząłem wymieniać wszystkie parametry, jakie tylko zapamiętałem. Wyliczyłem jej wyposażenie, powiedziałem gdzie, co leży.
A ona wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła ducha. Zakryła usta dłonią, tak jak to zrobiła za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy. We wcześniejszych latach nie zauważyłem w niej tego gestu.
-Dlaczego? – wyjęczała - Po co?
-Pomagałem cioci.
-Wiedziałeś, że to dla mnie? Że…
-Tak. To ja go wybrałem. – pokiwała głową.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Przecież nie rozmawiamy. Normalnie – dorzuciłem, a tamta oparła się o komodę.
-Dużo rzeczy jeszcze nie wiem? – wzruszyłem ramionami. – Mógłbyś mi opowiedzieć?
-Gdybyś tylko chciała.
-To chodźmy naprawić ten samochód – zarządziła, a ja zgłupiałem. Najpierw pyta mnie czy mogę jej opowiedzieć, a chwilę potem mówi, ze idziemy naprawiać samochód. Nie rozumiałem jej. Nie potrafiłem tego wszystkiego ogarnąć. Jak można się tak zmienić przez kilka lat?
-Mówiłem Ci! Lepiej było do mnie zadzwonić! Podałbym Ci mechanika i nie spieprzyłbym tego jeszcze gorzej! Ale Ty nie, bo Ty jesteś uparta jak osioł! – krzyczałem do niej z kuchni, a ona siedziała w łazience. Właśnie robiłem nam kawy. Pamiętałem, że uwielbiała taką, gdzie więcej było mleka niż kawy. No i że słodziła dwie łyżeczki. Chciałem zobaczyć jej minę, gdy wyjdzie.
Usłyszałem jak wychodzi z łazienki i trzaska drzwiami, ubierając na siebie sweter na długą bluzkę. – Co Ty tworzysz? Wiesz, jak jest ciepło?
-Mnie jest zimno.
-Nie przesadzaj. Zrobiłem Ci kawę, siadaj, zaraz się rozgrzejesz. I daj tą bluzę! – mruknąłem i wyszarpałem ją z jej dłoni. A to, co zobaczyłem wbiło mnie w kafelki, dosłownie. Stała tak bezradnie, speszona i wpatrywała się we mnie niepewnym wzrokiem. Na sobie miała założoną moją klubową, bydgoską koszulkę. Numer 11.
-Moja?
Pokiwała z wahaniem głową. Odwróciłem ją w swoją stronę i faktycznie. Na plecach, między rozpuszczonymi włosami przebijało się nazwisko Wrona.
-Przebrałabym się, ale wszystko mam w praniu i… - usłyszałem jej drżący głos. – Ale poszukam czegoś, może…
-Zostań, chodź. Siadaj. Zrobiłem nam kawy. – spojrzała na stół i cichutko westchnęła. – Co?
-Nie piję takiej.
-Ale piłaś.
-Kiedyś. Jak miałam 16 lat. – spojrzałem na nią. Nie minęło wcale tak dużo czasu, a ona tak bardzo się zmieniła! Teraz wychodziło na to, że kompletnie jej nie znałem. Wcale. Nic nie pozostało z tej doskonale znanej mi Patrycji, której ofiarowałem wtedy ten cholerny pierścionek, który wciąż miała ze sobą na palcu, rzecz jasna. Tak jakby przykleiła go tam na zawsze.
-Dobra, to ja zrobię nową. Jaką pijesz?
-Ja sobie zrobię, naprawdę. Nie trzeba. Usiądź.
Pierwszy raz odkąd się spotkaliśmy była dla mnie naprawdę miła. Potulnie usiadłem przy swojej kawie. Ona tą drugą wylała do zlewu i zanim się o niego oparła zgarnęła rozpuszczone włosy na jedno ramię. Obserwowałem ją dokładnie. I to, co zobaczyłem na lewej stronie szyi, to był najzwyklejszy w świecie tatuaż. Zachłysnąłem się kawą. Odwróciła się w moją stronę, a ja gestem pokazałem, że wszystko gra.
Boże, na szyi miała gwiazdki!
Kiedyś o nich rozmawialiśmy, że ona będzie miała tatuaż – jedną gwiazdkę z moim stałym numerem na koszulce. A tymczasem miała wiele malutkich gwiazdek, które właściwie, nie wiem, co miały oznaczać.
-Dużo się u Ciebie zmieniło? – odważyłem się zapytać, a tamta westchnęła.
-To zależy.
-Zależy, od czego?
-Co chcesz wiedzieć. – odwróciła się w moją stronę i postawiła już gotową kawę na szklanym stole. Ukradkiem spojrzałem na jej nadgarstek – nie dosyć, że kolejny tatuaż w kształcie znaku nieskończoności to i jeszcze taka bransoletka.
-No nie wiem… Jak życie w USA? Jak tak naprawdę tam jest? – wzruszył ramionami.
-No wiesz, kraj jak kraj. Myślę, że mocno przereklamowany. Owszem, życie lepsze, ludzie bardziej tolerancyjni, ale nic poza tym.
-Masz tam jakichś przyjaciół?
-Mam. Jest siatkarzem. Tak jak Ty.
-Tak jak ja… To, dlatego jest Twoim przyjacielem? Bo jest siatkarzem?
-O co Ty mnie posądzasz?
-O nic tylko… Ja Cię w ogóle nie znam. Zmieniłaś się, bardzo. Masz tatuaże, nie pijesz tej kawy, co kiedyś.
-A Ty myślałeś, że ja się w ogóle nie zmienię? Że mnie to wszystko nie ruszy i zostanę tą samą Patrycją, co kiedyś? Ale ruszyło. Nie dzwoniłeś, nie odzywałeś się. To bolało! Nie oczekiwałam cudów, że będziemy rozmawiać codziennie, ale obiecałeś…
-Dzwoniłem.
-Nie kłam.
-Nie kłamię. Naprawdę dzwoniłem. Nigdy nie odebrałaś. Pisałem SMS, nie odpisywałaś. Traciłem na Ciebie majątek dziewczyno! Nie było imprez, piw. Była próba kontaktu z Tobą. Ale nigdy nie dałaś znaku życia. A potem zrezygnowałem. Nie mogłem tracić na Ciebie tyle czasu. Nie chciałaś się odezwać? Trudno. Ja tu wiecznie czekałem.
-Tak, zwłaszcza jak potem byłeś z Laurą.
-Próbowałem zapomnieć.
-Z naszą przyjaciółką? Która opowiadała mi potem jak wygląda wasze życie? To bolało Andrzej. Musiałam wszystkiego słuchać i udawać, że naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
-To nie było szczęście!
-To dlaczego nie walczyłeś?!
-Skąd mogłem o tym wszystkim wiedzieć? Laura nigdy mi o niczym nie mówiła!
-Znowu kłamiesz! Opowiadała mi, jak reagujesz na naszą dalszą znajomość i że mnie pozdrawiasz. Nigdy nie powiedziała, że o niczym nie wiedziałeś.
-A co ona, kurwa mac, miała Ci się przyznać? Że nie chce naszego kontaktu, że jest ze mną kurewsko szczęśliwa, mimo że ja za każdym razem wyobrażam sobie Ciebie? Jak Cię całuję, przytulam, mówię, że kocham? Jak spędzamy razem czas? Jak kochamy się w łóżku? Kurwa, Patrycja!
-Ale… Boże, Boże. – znów zakryła dłoń, spojrzała na mnie przez łzy. Nagle odsunęła krzesło, przeprosiła mnie, bąkając coś pod nosem i pobiegła do łazienki.
-Patrycja! – westchnąłem i wrzasnąłem za nią – Patrycja, ja nie chciałem Cię… - Właściwie co? Urazić? Zasmucić? Przerazić? – Proszę Cię wyjdź! Nie płacz! Pat!
-Czy Ty nie rozumiesz, ile my straciliśmy?!
-Więc tego nie marnuj! Wyjdź do mnie!
-Niee, zostaw mnie w spokoju, to wszystko to już przeszłość…
-Patrycja! Otwórz te drzwi!
-Odejdź! Zostawmy to tak jak jest nie znamy się, tak będzie najlepiej!
-Co Ty opowiadasz do cholery! – wkurzyłem się i naparłszy na drzwi, wywarzyłem je. – Nie znamy się? Nie? A te kilkanaście lat, to co? Nic dla Ciebie nie znaczy?
-Teraz jesteśmy całkowicie inni, przez te cholerne błędy! – wyjojczyła przez łzy – To wszystko jest bez sensu!
-Patrycja… - westchnąłem i kucnąłem przed nią, siedzącą na wannie. – Ludzie się zmieniają, to normalne.
-Ale ja zmieniłam się za bardzo, prawda? – wyszeptała, pochylając głowę. Zdążyłem tylko zauważyć jak łzy spływają po jej policzkach. Przejechałem palcem po jej policzku. Zdezorientowana spojrzała na mnie, a ja odpłynąłem. Wyglądała tak uroczo z zaczerwienionymi oczami i zaróżowioną buzią.
-To nie ważne.
-Jak nie ważne, jak… - nie dałem jej skończyć. Po prostu wpiłem się w jej wargi, nie zważając na nic. Czekałem na odepchnięcie, ale ono nie nastąpiło. Czułem jej smak, jej zapach. Zacząłem wariować! Po tylu latach w końcu miałem ją przy sobie. Całą, ale całkowicie inną Patrycję.
W końcu przerwałem pocałunek i oparłem czoło o jej czoło. Wpatrzyłem się w jej oczy. Zaczęła uciekać wzrokiem. Z jej oczu łzy spływały coraz szybciej.
-Nie powinniśmy, to nie jest w porządku.
-Wobec kogo?
-Wobec Laury.
-Uważaj, bo nie wiem, że w dupie masz teraz Laurę. – mruknąłem, wstając z kucającej pozycji.
-Masz rację. Chyba mam. – usłyszałem jej już nieco pewniejszy głos, a potem nagle chwyciła mnie za dłoń. Sprawiła, że odwróciłem się w jej stronę. Pociągnęła mnie do siebie mocniej, na tyle mocno, że sama straciła równowagę i wpadła do wanny, na której siedziała. Przygniotłem ją swoim ciałem, ale ona tylko roześmiała się i wykorzystała, że byłem blisko. Teraz to ona wpiła mi się w usta. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy nogami oplatała mnie w pasie, a ręce zarzuciła mi na kark, przy okazji bawiąc się moimi włosami. Zadrżałem. To było całkowicie, co innego niż z Laurą.
Tu nareszcie nie musiałem udawać.
Nie wytrzymałem, objąłem ją za pośladki i wyciągnąłem z wanny. Chciałem ją puścić, ale mi na to nie pozwoliła. Powoli zjeżdżała ustami w dół mojej lewej strony szyi, gilgocząc mnie swoimi rozpuszczonymi włosami. Jedna ręka opadła jej „niechcąco” na moje przyrodzenie. Ścisnęła, a ja tylko wydałem z siebie gardłowy okrzyk.
-Serio, sex w łazience? – wydyszałem jej do ucha. Wymruczała coś pod nosem, wkładając mi ręce pod koszulkę. Zimne, czyli dobra w łóżku, pomyślałem sobie. I w tym momencie miałem cholerną ochotę i potrzebę wypróbowania jej.
Pozwoliłem, by ściągnęła ze mnie t-shirt, a potem to ja zacząłem majstrować przy jej górze. Gdy uporałem się z zapięciem biustonosza, ściągnąłem wszystko naraz. I takim sposobem przede mną stała do połowy naga Patrycja. Spojrzałem na nią zafascynowany. Duże, kształtne piersi, czekały aż się nimi zajmę. Ale zanim do tego doszło, tamta chwyciła moją dłoń i po prostu, wpatrując się prosto we mnie, polizała moje palce. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Prawie do niej doskoczyłem i oparłszy ją o pralkę zacząłem całować jak wariat.
W swoje dłonie chwyciłem jej piersi i zacząłem miętosić. Tamta już prawie na mnie leżała, ale tak naprawdę to próbowała pozbyć się moich spodni. Gdy po jej długich jękach zacząłem przygryzać jej nabrzmiałe sutki, przy okazji naprowadziłem jej dłonie, które zaraz odpięły mój pasek. A potem to wszystko działo się tak szybko.
Nie było spokojności w naszych ruchach. Ona zsunęła ze mnie spodnie wraz z bokserkami, a ja pozbyłem się jej bielizny, po ówczesnym wyrzuceniu dżinsów zza framugę (bo przecież drzwi zostały wyważone) Dobrze, że mieszkała sama, bo jakby tak nas teraz ktoś zobaczył…
Posadziłem ją na pralkę i mocniej niż jeszcze kiedykolwiek dzisiaj, wpiłem się w jej usta. Poczułem tylko jej zęby, które pociągnęły mnie za wargę. Poczułem tylko ciepło rozchodzące się aż do zębów i ten metaliczny smak. Rozcięła mi wargę, z której teraz leciała krew.
-Ostro ze mną grasz, kochanie.
Kochanie. Cholera, co mnie pokusiło? Spojrzała na mnie spod półzamkniętych powiek, ale uśmiechała się. A to chyba był dobry znak. Poczułem tylko jak powoli, zaczyna rysować jakieś szlaczki na moim torsie, zjeżdżając coraz niżej. Tego było już za dużo! Jęknąłem. Boże, ale tu było gorąco w tej łazience!
Nie myśląc długo, ściągnąłem ją z pralki i niemal wrzuciłem do wanny, gdzie zaraz puściłem lodowatą wodę. Pisnęła, wtulając się w moje ramiona. Idealnie. Odwróciłem ją sobie tyłem i sprawiłem, że moja ręka znalazła się tuż przy jej delikatnym owłosieniu.
-O jezu! – jęknęła opierając się o mnie, gdy moje palce wniknęły w jej szparkę. Cholernie podniecał mnie jej jęk, jej pisk. Była taka piękna, kiedy stała w tych strugach lodowatej wody. Poczułem tylko, jak swoją malutką dłonią łapie za moje przyrodzenie i odwraca się w moją stronę z niemałym, chytrym uśmiechem. Jednostajnymi ruchami zaczęła pocierać mojego penisa, przy okazji przygryzając wargi, wcześniej przejeżdżając po nich językiem. A potem nagle zjechała na dół i zaraz wsadziła go sobie do buzi. Dostałem drgawek z rozkoszy. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i gdyby nie jej dłonie, które znajdowały się na moich udach, pomyślałbym, ze jestem w niebie.
-Wystarczy Ci chyba – usłyszałem jej głos i otworzyłem oczy. Pokiwałem rozanielony głową, a wtedy stało się to, na co czekałem od tak dawna. Chwyciła go raz jeszcze i po prostu sprawiła, że nagle znalazł się w niej. Jęczała, napierając na mokre kafelki. A ja wtedy poczułem się cholernie pewnie. Wypinała się w moją stronę, więc de facto mogłem wszystko. I tak też zrobiłem. Zacząłem coraz szybciej pracować bioderkami, przytrzymując się jej boków.
Oszalałem, Patrycja zresztą też.
Na przemian krzyczeliśmy, jęczeliśmy, a czasem nawet i wrzeszczeliśmy na siebie. Lodowata woda już nie pomagała, zrobiła się tak samo gorąca jak wcześniej cała łazienka. Ja robiłem się coraz bardziej mokry, nie wiedziałem czy z potu, czy z lecącej się wody.
Nawet nie wiem, ile to wszystko trwało. Wydawało się, że szybko oboje doszliśmy. Że wypełniłem ją swoim nasieniem, że w okolicy pachwin zrobiło mi się tak kurewsko gorąco.
Właściwie to chyba skończyliśmy siedząc w wannie, przytulając się do siebie i za cholerę nie chcąc się puścić. Przytulałem ją do siebie i byłem z siebie taki zadowolony. Co chwilę całowałem ją we włosy. Ona bawiła się moimi dłońmi, mierzyła nasze palce. Ja bawiłem się jej pierścionkami, które banalnie łatwo schodziły z palców. Ten jeden, ten niezwykle specjalny dla mnie pierścionek, również łatwo zszedł. Nawet nie zauważyła, a już czytałem napis, który znajdował się pod nim. „Andrzej.”
Spojrzała na mnie sarnięcym spojrzeniem i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, zakładając z powrotem pierścionek, jakby bojąc się, że zaraz ucieknę, czy coś. Ale ja po prostu oparłem się o jej głowę.
-Kocham Cię. – usłyszałem nagle, po chwili ciszy. Odwróciła się w moją stronę, jakby oczekiwała odpowiedzi. Ja kiwnąłem głową. Raz. Drugi. Za trzecim już zacząłem się niepewnie kręcić. Boże, zaskoczyła mnie. Zaskoczyła i wzruszyła.
A ja, ja idiota, zamiast odpowiedzieć, to wpatrywałem się w nią jakbym zobaczył ducha. Boże, ona mnie kocha! Po tylu latach, mimo wszystko. I to na pewno nie chodziło o to, że ją zaspokoiłem, że zrobiłem jej dobrze. Nie! Już miałem odpowiedzieć, kiedy ona po westchnięciu po prostu wyskoczyła z wanny.
I nie, nie usłyszała tego ode mnie. Bo uciekła.
Patrycja:
Co ja sobie głupia myślałam? Że usłyszę od niego to samo? Moja głupota nie zna czasami granic, z doświadczenia wynika, że nie należy mówić o swoich uczuciach, bo właśnie to tak się skończy. Chwyciłam ręcznik wiszący na haczyku i wybiegłam z łazienki, chowając się w sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą i oparłam się o nie zjeżdżając na podłogę. Siedziałam tam przez chwilę rozmyślając. Zawsze sobie powtarzałam, że nigdy nie zniżę się do poziomu Laury, a co właśnie zrobiłam? Poczułam się jakbym właśnie oddała się jak jakaś pierwsza lepsza. Laura miała zawsze to, co chciała, facetów na pęczki, owijała sobie ich wokół palca. Dziwię się, że Andrzej dał się tak jej omamić, ona na niego nie zasługiwała, to wiedziałam na pewno.
-„Mówię Ci. Walcz dziewczyno!”— przypomniały mi się słowa, które Nikola wypowiedział wtedy w parku. To wcale nie było takie proste jak się wydaje, wszystko było przeciwko, a nie za. To Laura tutaj była, kiedy ja „uciekłam”, to ona zakleiła tę pustkę. Odnosiłam wrażenie, że ona czekała tylko na to, że gdzieś zniknę, a wtedy ona zaatakuje i wygra wszystko. Po tej zadumie wstałam i skompletowałam jakiś ubiór, przecież nie będę paradować w ręczniku po mieszkaniu, kiedy w pobliżu jest Andrzej. Założyłam czystą bieliznę, spodenki i bluzkę, tak kolejny egzemplarz należący do niego, tym razem koszulkę w barwach częstochowskich. Związywałam włosy, kiedy do pokoju wszedł — właściwie wpadł Andrzej i szedł w moją stronę.
-Nie zbliżaj się — powiedziałam ostrzegawczo, ale on lubił robić mi na złość, był coraz bliżej i zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie.
Umówiłam się z babcią, że wpadnę do niej na popołudniową herbatkę i ploteczki. Rano miałam troszeczkę czasu, więc spożytkowałam go na rzeczy niecierpiące zwłoki. Przed 12 przebrałam się w inne ciuchy: błękitne dżinsy —rurki do tego białą bluzkę z dużym czerwonym sercem, odsłaniającą jedno ramię, czerwone trampki, srebrne bransoletki i zwisające kolczyki. Zgarnęłam z komody torebkę, telefon i dwie pary kluczyków i wyszłam z mieszkania. Już byłam przy samochodzie, kiedy rozdzwonił się telefon.
-Tak słucham?
-Pani Patrycja Ignatowicz?
-Tak zgadza się.
-Dzwonię ze szpitala na Bielanach pani babcia został dzisiaj do nas przywieziona z lekkimi obrażeniami, została potrącona przez jakiegoś pirata drogowego, dobrze, że tylko tak to się skończyło.
-Co z moją babcią? — zapytałam zaniepokojona faktem, że nie można nigdzie wyjść, bo wszędzie czyha na człowieka niebezpieczeństwo.
-Proszę się nie denerwować pani babcia jest pod dobrą opieką.
-Dobrze, już jadę.
Wsiadłam do samochodu i zapaliłam silnik, ale ten ani drgnął, spróbowałam jeszcze raz i znów nic. Wysiadłam z auta zajrzałam pod maskę, obeszłam z każdej strony i znów spróbowałam odpalić, ale nic z tego po 10 razie zrezygnowana wybrałam numer babci
-No cześć Patusiu
-Cześć babciu dzwonię z racji tego, iż nie będę mogła dzisiaj odebrać Cię ze szpitala.
-Co się stało?
-Samochód się zepsuł i muszę jechać do mechanika
-Ojej
-Mam nadzieję, że się nie gniewasz babuniu
-Oczywiście, że nie odbijemy sobie to moja droga
-Tak innym razem trzymaj się
-Ty też i uważaj na siebie
–Paa
Andrzej:
-Jesteś nieodpowiedzialna – rzuciłem, kiedy tylko tamta otworzyła mi drzwi. Westchnęła, ale wpuściła mnie do środka, po czym zasunęła za mną zamek. – Zachowujesz się jak gówniara. Nie chcesz mojej pomocy, bo co? – westchnęła – O co Ci chodzi w ogóle?
-Nie wiem, o czym mówisz.
-Po co zawracasz głowę babci? Dlaczego od razu nie dzwonisz do mnie? Przecież doskonale ją znasz. Wiesz, że usiłuje nas zeswatać. Zawsze będzie dzwoniła po mnie. – wzruszyła ramionami. – A Ty zachowujesz się jak…
-Gówniara, tak wiem. Już to dziś słyszałam. Przestaniesz mnie obrażać i jak już musisz, to pomożesz mi z tą cholerną maszyną?
-Jak z cholerną maszyną, to, po co w ogóle był Ci ten samochód?
-Bo pozazdrościłam Ci takiego cacka? – wytknęła mi ironicznie – Nie każdy może się poszczycić takim samochodem.
-Sam na niego zapracowałem, a Ty dostałeś go w podarunku od wszystkich i jeszcze na niego narzekasz.
-Co Ty możesz wiedzieć.
-Uwierz mi, że wiem wystarczająco. Nie wiesz, kto zafundował Ci ten samochód?
-No babcia.
-Myślisz, że starszą panią byłoby stać na takie auto? Dziewczyno. Drzyzga się dołożył.
-Ta i kto jeszcze? Może jeszcze mi powiesz, że Ty? – pokiwałem głową – No chyba żartujesz. Udowodnij mi to.
Zacząłem wymieniać wszystkie parametry, jakie tylko zapamiętałem. Wyliczyłem jej wyposażenie, powiedziałem gdzie, co leży.
A ona wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła ducha. Zakryła usta dłonią, tak jak to zrobiła za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy. We wcześniejszych latach nie zauważyłem w niej tego gestu.
-Dlaczego? – wyjęczała - Po co?
-Pomagałem cioci.
-Wiedziałeś, że to dla mnie? Że…
-Tak. To ja go wybrałem. – pokiwała głową.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Przecież nie rozmawiamy. Normalnie – dorzuciłem, a tamta oparła się o komodę.
-Dużo rzeczy jeszcze nie wiem? – wzruszyłem ramionami. – Mógłbyś mi opowiedzieć?
-Gdybyś tylko chciała.
-To chodźmy naprawić ten samochód – zarządziła, a ja zgłupiałem. Najpierw pyta mnie czy mogę jej opowiedzieć, a chwilę potem mówi, ze idziemy naprawiać samochód. Nie rozumiałem jej. Nie potrafiłem tego wszystkiego ogarnąć. Jak można się tak zmienić przez kilka lat?
-Mówiłem Ci! Lepiej było do mnie zadzwonić! Podałbym Ci mechanika i nie spieprzyłbym tego jeszcze gorzej! Ale Ty nie, bo Ty jesteś uparta jak osioł! – krzyczałem do niej z kuchni, a ona siedziała w łazience. Właśnie robiłem nam kawy. Pamiętałem, że uwielbiała taką, gdzie więcej było mleka niż kawy. No i że słodziła dwie łyżeczki. Chciałem zobaczyć jej minę, gdy wyjdzie.
Usłyszałem jak wychodzi z łazienki i trzaska drzwiami, ubierając na siebie sweter na długą bluzkę. – Co Ty tworzysz? Wiesz, jak jest ciepło?
-Mnie jest zimno.
-Nie przesadzaj. Zrobiłem Ci kawę, siadaj, zaraz się rozgrzejesz. I daj tą bluzę! – mruknąłem i wyszarpałem ją z jej dłoni. A to, co zobaczyłem wbiło mnie w kafelki, dosłownie. Stała tak bezradnie, speszona i wpatrywała się we mnie niepewnym wzrokiem. Na sobie miała założoną moją klubową, bydgoską koszulkę. Numer 11.
-Moja?
Pokiwała z wahaniem głową. Odwróciłem ją w swoją stronę i faktycznie. Na plecach, między rozpuszczonymi włosami przebijało się nazwisko Wrona.
-Przebrałabym się, ale wszystko mam w praniu i… - usłyszałem jej drżący głos. – Ale poszukam czegoś, może…
-Zostań, chodź. Siadaj. Zrobiłem nam kawy. – spojrzała na stół i cichutko westchnęła. – Co?
-Nie piję takiej.
-Ale piłaś.
-Kiedyś. Jak miałam 16 lat. – spojrzałem na nią. Nie minęło wcale tak dużo czasu, a ona tak bardzo się zmieniła! Teraz wychodziło na to, że kompletnie jej nie znałem. Wcale. Nic nie pozostało z tej doskonale znanej mi Patrycji, której ofiarowałem wtedy ten cholerny pierścionek, który wciąż miała ze sobą na palcu, rzecz jasna. Tak jakby przykleiła go tam na zawsze.
-Dobra, to ja zrobię nową. Jaką pijesz?
-Ja sobie zrobię, naprawdę. Nie trzeba. Usiądź.
Pierwszy raz odkąd się spotkaliśmy była dla mnie naprawdę miła. Potulnie usiadłem przy swojej kawie. Ona tą drugą wylała do zlewu i zanim się o niego oparła zgarnęła rozpuszczone włosy na jedno ramię. Obserwowałem ją dokładnie. I to, co zobaczyłem na lewej stronie szyi, to był najzwyklejszy w świecie tatuaż. Zachłysnąłem się kawą. Odwróciła się w moją stronę, a ja gestem pokazałem, że wszystko gra.
Boże, na szyi miała gwiazdki!
Kiedyś o nich rozmawialiśmy, że ona będzie miała tatuaż – jedną gwiazdkę z moim stałym numerem na koszulce. A tymczasem miała wiele malutkich gwiazdek, które właściwie, nie wiem, co miały oznaczać.
-Dużo się u Ciebie zmieniło? – odważyłem się zapytać, a tamta westchnęła.
-To zależy.
-Zależy, od czego?
-Co chcesz wiedzieć. – odwróciła się w moją stronę i postawiła już gotową kawę na szklanym stole. Ukradkiem spojrzałem na jej nadgarstek – nie dosyć, że kolejny tatuaż w kształcie znaku nieskończoności to i jeszcze taka bransoletka.
-No nie wiem… Jak życie w USA? Jak tak naprawdę tam jest? – wzruszył ramionami.
-No wiesz, kraj jak kraj. Myślę, że mocno przereklamowany. Owszem, życie lepsze, ludzie bardziej tolerancyjni, ale nic poza tym.
-Masz tam jakichś przyjaciół?
-Mam. Jest siatkarzem. Tak jak Ty.
-Tak jak ja… To, dlatego jest Twoim przyjacielem? Bo jest siatkarzem?
-O co Ty mnie posądzasz?
-O nic tylko… Ja Cię w ogóle nie znam. Zmieniłaś się, bardzo. Masz tatuaże, nie pijesz tej kawy, co kiedyś.
-A Ty myślałeś, że ja się w ogóle nie zmienię? Że mnie to wszystko nie ruszy i zostanę tą samą Patrycją, co kiedyś? Ale ruszyło. Nie dzwoniłeś, nie odzywałeś się. To bolało! Nie oczekiwałam cudów, że będziemy rozmawiać codziennie, ale obiecałeś…
-Dzwoniłem.
-Nie kłam.
-Nie kłamię. Naprawdę dzwoniłem. Nigdy nie odebrałaś. Pisałem SMS, nie odpisywałaś. Traciłem na Ciebie majątek dziewczyno! Nie było imprez, piw. Była próba kontaktu z Tobą. Ale nigdy nie dałaś znaku życia. A potem zrezygnowałem. Nie mogłem tracić na Ciebie tyle czasu. Nie chciałaś się odezwać? Trudno. Ja tu wiecznie czekałem.
-Tak, zwłaszcza jak potem byłeś z Laurą.
-Próbowałem zapomnieć.
-Z naszą przyjaciółką? Która opowiadała mi potem jak wygląda wasze życie? To bolało Andrzej. Musiałam wszystkiego słuchać i udawać, że naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
-To nie było szczęście!
-To dlaczego nie walczyłeś?!
-Skąd mogłem o tym wszystkim wiedzieć? Laura nigdy mi o niczym nie mówiła!
-Znowu kłamiesz! Opowiadała mi, jak reagujesz na naszą dalszą znajomość i że mnie pozdrawiasz. Nigdy nie powiedziała, że o niczym nie wiedziałeś.
-A co ona, kurwa mac, miała Ci się przyznać? Że nie chce naszego kontaktu, że jest ze mną kurewsko szczęśliwa, mimo że ja za każdym razem wyobrażam sobie Ciebie? Jak Cię całuję, przytulam, mówię, że kocham? Jak spędzamy razem czas? Jak kochamy się w łóżku? Kurwa, Patrycja!
-Ale… Boże, Boże. – znów zakryła dłoń, spojrzała na mnie przez łzy. Nagle odsunęła krzesło, przeprosiła mnie, bąkając coś pod nosem i pobiegła do łazienki.
-Patrycja! – westchnąłem i wrzasnąłem za nią – Patrycja, ja nie chciałem Cię… - Właściwie co? Urazić? Zasmucić? Przerazić? – Proszę Cię wyjdź! Nie płacz! Pat!
-Czy Ty nie rozumiesz, ile my straciliśmy?!
-Więc tego nie marnuj! Wyjdź do mnie!
-Niee, zostaw mnie w spokoju, to wszystko to już przeszłość…
-Patrycja! Otwórz te drzwi!
-Odejdź! Zostawmy to tak jak jest nie znamy się, tak będzie najlepiej!
-Co Ty opowiadasz do cholery! – wkurzyłem się i naparłszy na drzwi, wywarzyłem je. – Nie znamy się? Nie? A te kilkanaście lat, to co? Nic dla Ciebie nie znaczy?
-Teraz jesteśmy całkowicie inni, przez te cholerne błędy! – wyjojczyła przez łzy – To wszystko jest bez sensu!
-Patrycja… - westchnąłem i kucnąłem przed nią, siedzącą na wannie. – Ludzie się zmieniają, to normalne.
-Ale ja zmieniłam się za bardzo, prawda? – wyszeptała, pochylając głowę. Zdążyłem tylko zauważyć jak łzy spływają po jej policzkach. Przejechałem palcem po jej policzku. Zdezorientowana spojrzała na mnie, a ja odpłynąłem. Wyglądała tak uroczo z zaczerwienionymi oczami i zaróżowioną buzią.
-To nie ważne.
-Jak nie ważne, jak… - nie dałem jej skończyć. Po prostu wpiłem się w jej wargi, nie zważając na nic. Czekałem na odepchnięcie, ale ono nie nastąpiło. Czułem jej smak, jej zapach. Zacząłem wariować! Po tylu latach w końcu miałem ją przy sobie. Całą, ale całkowicie inną Patrycję.
W końcu przerwałem pocałunek i oparłem czoło o jej czoło. Wpatrzyłem się w jej oczy. Zaczęła uciekać wzrokiem. Z jej oczu łzy spływały coraz szybciej.
-Nie powinniśmy, to nie jest w porządku.
-Wobec kogo?
-Wobec Laury.
-Uważaj, bo nie wiem, że w dupie masz teraz Laurę. – mruknąłem, wstając z kucającej pozycji.
-Masz rację. Chyba mam. – usłyszałem jej już nieco pewniejszy głos, a potem nagle chwyciła mnie za dłoń. Sprawiła, że odwróciłem się w jej stronę. Pociągnęła mnie do siebie mocniej, na tyle mocno, że sama straciła równowagę i wpadła do wanny, na której siedziała. Przygniotłem ją swoim ciałem, ale ona tylko roześmiała się i wykorzystała, że byłem blisko. Teraz to ona wpiła mi się w usta. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy nogami oplatała mnie w pasie, a ręce zarzuciła mi na kark, przy okazji bawiąc się moimi włosami. Zadrżałem. To było całkowicie, co innego niż z Laurą.
Tu nareszcie nie musiałem udawać.
Nie wytrzymałem, objąłem ją za pośladki i wyciągnąłem z wanny. Chciałem ją puścić, ale mi na to nie pozwoliła. Powoli zjeżdżała ustami w dół mojej lewej strony szyi, gilgocząc mnie swoimi rozpuszczonymi włosami. Jedna ręka opadła jej „niechcąco” na moje przyrodzenie. Ścisnęła, a ja tylko wydałem z siebie gardłowy okrzyk.
-Serio, sex w łazience? – wydyszałem jej do ucha. Wymruczała coś pod nosem, wkładając mi ręce pod koszulkę. Zimne, czyli dobra w łóżku, pomyślałem sobie. I w tym momencie miałem cholerną ochotę i potrzebę wypróbowania jej.
Pozwoliłem, by ściągnęła ze mnie t-shirt, a potem to ja zacząłem majstrować przy jej górze. Gdy uporałem się z zapięciem biustonosza, ściągnąłem wszystko naraz. I takim sposobem przede mną stała do połowy naga Patrycja. Spojrzałem na nią zafascynowany. Duże, kształtne piersi, czekały aż się nimi zajmę. Ale zanim do tego doszło, tamta chwyciła moją dłoń i po prostu, wpatrując się prosto we mnie, polizała moje palce. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Prawie do niej doskoczyłem i oparłszy ją o pralkę zacząłem całować jak wariat.
W swoje dłonie chwyciłem jej piersi i zacząłem miętosić. Tamta już prawie na mnie leżała, ale tak naprawdę to próbowała pozbyć się moich spodni. Gdy po jej długich jękach zacząłem przygryzać jej nabrzmiałe sutki, przy okazji naprowadziłem jej dłonie, które zaraz odpięły mój pasek. A potem to wszystko działo się tak szybko.
Nie było spokojności w naszych ruchach. Ona zsunęła ze mnie spodnie wraz z bokserkami, a ja pozbyłem się jej bielizny, po ówczesnym wyrzuceniu dżinsów zza framugę (bo przecież drzwi zostały wyważone) Dobrze, że mieszkała sama, bo jakby tak nas teraz ktoś zobaczył…
Posadziłem ją na pralkę i mocniej niż jeszcze kiedykolwiek dzisiaj, wpiłem się w jej usta. Poczułem tylko jej zęby, które pociągnęły mnie za wargę. Poczułem tylko ciepło rozchodzące się aż do zębów i ten metaliczny smak. Rozcięła mi wargę, z której teraz leciała krew.
-Ostro ze mną grasz, kochanie.
Kochanie. Cholera, co mnie pokusiło? Spojrzała na mnie spod półzamkniętych powiek, ale uśmiechała się. A to chyba był dobry znak. Poczułem tylko jak powoli, zaczyna rysować jakieś szlaczki na moim torsie, zjeżdżając coraz niżej. Tego było już za dużo! Jęknąłem. Boże, ale tu było gorąco w tej łazience!
Nie myśląc długo, ściągnąłem ją z pralki i niemal wrzuciłem do wanny, gdzie zaraz puściłem lodowatą wodę. Pisnęła, wtulając się w moje ramiona. Idealnie. Odwróciłem ją sobie tyłem i sprawiłem, że moja ręka znalazła się tuż przy jej delikatnym owłosieniu.
-O jezu! – jęknęła opierając się o mnie, gdy moje palce wniknęły w jej szparkę. Cholernie podniecał mnie jej jęk, jej pisk. Była taka piękna, kiedy stała w tych strugach lodowatej wody. Poczułem tylko, jak swoją malutką dłonią łapie za moje przyrodzenie i odwraca się w moją stronę z niemałym, chytrym uśmiechem. Jednostajnymi ruchami zaczęła pocierać mojego penisa, przy okazji przygryzając wargi, wcześniej przejeżdżając po nich językiem. A potem nagle zjechała na dół i zaraz wsadziła go sobie do buzi. Dostałem drgawek z rozkoszy. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i gdyby nie jej dłonie, które znajdowały się na moich udach, pomyślałbym, ze jestem w niebie.
-Wystarczy Ci chyba – usłyszałem jej głos i otworzyłem oczy. Pokiwałem rozanielony głową, a wtedy stało się to, na co czekałem od tak dawna. Chwyciła go raz jeszcze i po prostu sprawiła, że nagle znalazł się w niej. Jęczała, napierając na mokre kafelki. A ja wtedy poczułem się cholernie pewnie. Wypinała się w moją stronę, więc de facto mogłem wszystko. I tak też zrobiłem. Zacząłem coraz szybciej pracować bioderkami, przytrzymując się jej boków.
Oszalałem, Patrycja zresztą też.
Na przemian krzyczeliśmy, jęczeliśmy, a czasem nawet i wrzeszczeliśmy na siebie. Lodowata woda już nie pomagała, zrobiła się tak samo gorąca jak wcześniej cała łazienka. Ja robiłem się coraz bardziej mokry, nie wiedziałem czy z potu, czy z lecącej się wody.
Nawet nie wiem, ile to wszystko trwało. Wydawało się, że szybko oboje doszliśmy. Że wypełniłem ją swoim nasieniem, że w okolicy pachwin zrobiło mi się tak kurewsko gorąco.
Właściwie to chyba skończyliśmy siedząc w wannie, przytulając się do siebie i za cholerę nie chcąc się puścić. Przytulałem ją do siebie i byłem z siebie taki zadowolony. Co chwilę całowałem ją we włosy. Ona bawiła się moimi dłońmi, mierzyła nasze palce. Ja bawiłem się jej pierścionkami, które banalnie łatwo schodziły z palców. Ten jeden, ten niezwykle specjalny dla mnie pierścionek, również łatwo zszedł. Nawet nie zauważyła, a już czytałem napis, który znajdował się pod nim. „Andrzej.”
Spojrzała na mnie sarnięcym spojrzeniem i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, zakładając z powrotem pierścionek, jakby bojąc się, że zaraz ucieknę, czy coś. Ale ja po prostu oparłem się o jej głowę.
-Kocham Cię. – usłyszałem nagle, po chwili ciszy. Odwróciła się w moją stronę, jakby oczekiwała odpowiedzi. Ja kiwnąłem głową. Raz. Drugi. Za trzecim już zacząłem się niepewnie kręcić. Boże, zaskoczyła mnie. Zaskoczyła i wzruszyła.
A ja, ja idiota, zamiast odpowiedzieć, to wpatrywałem się w nią jakbym zobaczył ducha. Boże, ona mnie kocha! Po tylu latach, mimo wszystko. I to na pewno nie chodziło o to, że ją zaspokoiłem, że zrobiłem jej dobrze. Nie! Już miałem odpowiedzieć, kiedy ona po westchnięciu po prostu wyskoczyła z wanny.
I nie, nie usłyszała tego ode mnie. Bo uciekła.
Patrycja:
Co ja sobie głupia myślałam? Że usłyszę od niego to samo? Moja głupota nie zna czasami granic, z doświadczenia wynika, że nie należy mówić o swoich uczuciach, bo właśnie to tak się skończy. Chwyciłam ręcznik wiszący na haczyku i wybiegłam z łazienki, chowając się w sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą i oparłam się o nie zjeżdżając na podłogę. Siedziałam tam przez chwilę rozmyślając. Zawsze sobie powtarzałam, że nigdy nie zniżę się do poziomu Laury, a co właśnie zrobiłam? Poczułam się jakbym właśnie oddała się jak jakaś pierwsza lepsza. Laura miała zawsze to, co chciała, facetów na pęczki, owijała sobie ich wokół palca. Dziwię się, że Andrzej dał się tak jej omamić, ona na niego nie zasługiwała, to wiedziałam na pewno.
-„Mówię Ci. Walcz dziewczyno!”— przypomniały mi się słowa, które Nikola wypowiedział wtedy w parku. To wcale nie było takie proste jak się wydaje, wszystko było przeciwko, a nie za. To Laura tutaj była, kiedy ja „uciekłam”, to ona zakleiła tę pustkę. Odnosiłam wrażenie, że ona czekała tylko na to, że gdzieś zniknę, a wtedy ona zaatakuje i wygra wszystko. Po tej zadumie wstałam i skompletowałam jakiś ubiór, przecież nie będę paradować w ręczniku po mieszkaniu, kiedy w pobliżu jest Andrzej. Założyłam czystą bieliznę, spodenki i bluzkę, tak kolejny egzemplarz należący do niego, tym razem koszulkę w barwach częstochowskich. Związywałam włosy, kiedy do pokoju wszedł — właściwie wpadł Andrzej i szedł w moją stronę.
-Nie zbliżaj się — powiedziałam ostrzegawczo, ale on lubił robić mi na złość, był coraz bliżej i zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie.
Andrzej:
Nie wiedziałem, co się dzieje. Zabrała ręcznik i wybiegła z łazienki. Usłyszałem tylko trzask jej sypialnianych drzwi. Uderzyłem moją głupią łepetyną o kafelki. Zabolało, ale tak właśnie miało być.
-Nosz kurwa mac! – jęknąłem, wychodząc z wanny i momentalnie ubierając na siebie porozrzucane ubrania, które przykleiły się do mokrego ciała.
Nie mogłem pozwolić, by pomyślała, że… No właśnie, że co? Że mi nie zależy? Że mówię to tylko, dlatego, by nie było jej głupio?
Nie było tak! Miałem powiedzieć to wcześniej, ale no… powiedziała to pierwsza. Wybiła mnie niejako z rytmu, bo kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. To mężczyzna powinien powiedzieć to pierwszy, takie były moje zasady.
A ona nagle wyskakuje z tym wszystkim jak Filip z konopi!
Jak oszalały wybiegłem z łazienki i zacząłem dobijać się do drzwi z jej pokoju. W końcu wręcz wyważyłem drzwi, a raczej w końcu zrezygnowała i mi je otworzyła.
Stała tam ubrana w następną moją koszulkę, tym razem częstochowski egzemplarz. Związywała mokre włosy, kiedy spojrzała na mnie jakby ze strachem i wyjęczała coś w stylu: „Nie zbliżaj się”. Ale ja to zignorowałem, kompletnie. Powoli podchodziłem do niej coraz bliżej, aż w końcu zatrzymałem się kilka centymetrów od niej całej.
-Wiesz, to co mi powiedziałaś…
-Andrzej, proszę.
-Nie, Patrycja. Posłuchaj mnie.
-Andrzej…
-Patrycja, nie wierzę, że zrobiłaś to pierwsza…
-Andrzej, to była pomyłka, do kurwy nędzy! – wykrzyczała mi prosto w twarz, a to zabolało bardziej, niż jak gdybym dostał z liścia. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem - To kompletnie nie powinno się zdarzyć. To była chwila i właściwie nie myślałam, gdy to mówiłam.
-Nie rozumiem.
-Nie kocham Cię. Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Nie wiem, było mi dobrze i…
-Okłamujesz się, znowu?
-Znowu? Nie. Nie. Po prostu nie. Mówię, że… - nie wytrzymałem. Po prostu musiałem to zrobić.
Chwyciłem ją za ramiona i po prostu przyssałem się do jej ust. Unieruchomiłem ją na tyle, by nie mogła się ruszyć ani na milimetr. A potem, gdy oddała mi pocałunek, zjechałem dłońmi niżej i ściągnąłem z niej spodenki. Potem pozwoliłem sobie zrobić to samo z moją koszulką. Następnie w ruch poszła jej bielizna.
Może z boku wyglądało to trochę jakbym chciał ją zgwałcić, ale… Tak nie było.
-Kłamiesz. Wiecznie kłamiesz, jeżeli chodzi o moją osobę. Kurwa dziewczyno! Oboje dobrze wiemy, że jesteś chętna na więcej takich łazienkowych scen – przejechałem palcem po jej sterczącym sutku – Na wszystko, ze mną. Gdyby nie duma, to już byś mnie ujeżdżała, prawda? I znów krzyczałabyś, że mnie kochasz i to wcale nie byłoby związane z tym, że robię Ci dobrze.
-Nie mów tak…
-Bo co? Bo to prawda? Bo sama boisz się przyznać przed tym, że gdybyś tylko chciała, to byłbym cały Twój? Cały, doszczętnie, w 100%. Tak by było, bo ja też Cię kocham. Kochałem, kocham i będę kochać, rozumiesz? Czy Ty kiedykolwiek to zrozumiesz?
Wkurzyłem się. Nie, właściwie ja się wkurwiłem. Cały czas przed tym wszystkim uciekała, udawała, że to jest nic. A to było coś! Gdyby tylko zrobiła jeden ruch, chociaż cholera, mogłaby po prostu powiedzieć „kocham Cię, ale się boję tego wszystkiego” tak? Czy coś w tym stylu. Wystarczyłoby, do cholery! Ja wziąłbym sprawy w swoje ręce. A tak… Przecież nie mogłem jej do niczego zmuszać. Sama musiała to wszystko ogarnąć.
Musiała w końcu przestać się okłamywać.
Spojrzałem na nią przeciągle, gdy spuszczała głowę w dół, po prostu ze łzami w oczach ucałowałem ją we włosy i ruszyłem w stronę wyjścia z pokoju, z jej mieszkania, ale nie z jej życia.
-Wróciłaś. Dla Laury? Nie sądzę. To było dla mnie, prawda? Laura to tylko wymówka. Teraz jej nie masz, a ja wciąż tutaj jestem. I będę. Kocham Cię, pamiętaj o tym.
Patrycja:
Po tym wszystkim, co usłyszałam od Andrzeja, w mojej głowie pojawił się mętlik. Z bezradności usiadłam na łóżku i najzwyczajniej w świecie się rozryczałam, ale szybko się ogarnęłam, bo musiałam przecież odebrać babcię ze szpitala. Ubrałam czyste ciuchy i poszłam na przystanek autobusowy przecież na piechotę do szpitala nie pójdę, a nie mam, czym jechać, bo samochód u mechanika, a Andrzeja prosić nie będę. Po 20 minutach byłam już w środku i szukałam sali z numerem 6.
-Już jestem babciu przepraszam, że tak długo to trwało — przywitałam się z babcią usiadłam obok niej na łóżku.
-Nic się nie dzieje słoneczko — uśmiechnęła się do mnie i przytuliła do swojej babcinej piersi, poczułam się tak jakbym była cały czas tą 16- letnią dziewczynką, którą tylko babcia rozumiała.
-Jak się czujesz babuniu?
-Bardzo dobrze, i jak wyjaśniliście sobie wszystko z Andrzejkiem?
-Tak jakby …
-Jak mam to rozumieć? — spojrzałam na babcię szklącymi oczyma.
-Boo… my wylądowaliśmy w łóżku, właściwie z mojej inicjatywy, a on powiedział, że mnie kocha i..
-I jaki jest w tym problem?? Jesteście przecież dorośli nikt was za to nie będzie karał — była wyraźnie rozbawiona moim zakłopotaniem, znając mnie już pewnie byłam czerwona ze wstydu.
-Babciu, ale ja nie mogę z nim być. On ma Laurę zresztą tata też nie byłby zadowolony, przez to wyjechaliśmy stąd i wszystko przepadło
-Wszystko da się naprawić moja kochana, pamiętaj to jest Twoje życie i ty decydujesz, z kim chcesz je spędzić, nie płacz Patrysiu. — babcia pocieszała mnie, ale cały czas czułam się jak idiotka. -To, co wracamy do domu na herbatkę? — zapytała babcia, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zabrałam babci rzeczy i wyszłyśmy ze szpitala.
***
Stron 9. Nawet nie wiadomo, kiedy tyle wyszło. Nagle składamy wszystko razem i… Ale nie narzekajmy, mamy nadzieję, że się spodoba. Za tydzień już następna część, o ile poskładamy ją do kupy. Pozdrawiamy, hej!
Nie wiedziałem, co się dzieje. Zabrała ręcznik i wybiegła z łazienki. Usłyszałem tylko trzask jej sypialnianych drzwi. Uderzyłem moją głupią łepetyną o kafelki. Zabolało, ale tak właśnie miało być.
-Nosz kurwa mac! – jęknąłem, wychodząc z wanny i momentalnie ubierając na siebie porozrzucane ubrania, które przykleiły się do mokrego ciała.
Nie mogłem pozwolić, by pomyślała, że… No właśnie, że co? Że mi nie zależy? Że mówię to tylko, dlatego, by nie było jej głupio?
Nie było tak! Miałem powiedzieć to wcześniej, ale no… powiedziała to pierwsza. Wybiła mnie niejako z rytmu, bo kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. To mężczyzna powinien powiedzieć to pierwszy, takie były moje zasady.
A ona nagle wyskakuje z tym wszystkim jak Filip z konopi!
Jak oszalały wybiegłem z łazienki i zacząłem dobijać się do drzwi z jej pokoju. W końcu wręcz wyważyłem drzwi, a raczej w końcu zrezygnowała i mi je otworzyła.
Stała tam ubrana w następną moją koszulkę, tym razem częstochowski egzemplarz. Związywała mokre włosy, kiedy spojrzała na mnie jakby ze strachem i wyjęczała coś w stylu: „Nie zbliżaj się”. Ale ja to zignorowałem, kompletnie. Powoli podchodziłem do niej coraz bliżej, aż w końcu zatrzymałem się kilka centymetrów od niej całej.
-Wiesz, to co mi powiedziałaś…
-Andrzej, proszę.
-Nie, Patrycja. Posłuchaj mnie.
-Andrzej…
-Patrycja, nie wierzę, że zrobiłaś to pierwsza…
-Andrzej, to była pomyłka, do kurwy nędzy! – wykrzyczała mi prosto w twarz, a to zabolało bardziej, niż jak gdybym dostał z liścia. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem - To kompletnie nie powinno się zdarzyć. To była chwila i właściwie nie myślałam, gdy to mówiłam.
-Nie rozumiem.
-Nie kocham Cię. Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Nie wiem, było mi dobrze i…
-Okłamujesz się, znowu?
-Znowu? Nie. Nie. Po prostu nie. Mówię, że… - nie wytrzymałem. Po prostu musiałem to zrobić.
Chwyciłem ją za ramiona i po prostu przyssałem się do jej ust. Unieruchomiłem ją na tyle, by nie mogła się ruszyć ani na milimetr. A potem, gdy oddała mi pocałunek, zjechałem dłońmi niżej i ściągnąłem z niej spodenki. Potem pozwoliłem sobie zrobić to samo z moją koszulką. Następnie w ruch poszła jej bielizna.
Może z boku wyglądało to trochę jakbym chciał ją zgwałcić, ale… Tak nie było.
-Kłamiesz. Wiecznie kłamiesz, jeżeli chodzi o moją osobę. Kurwa dziewczyno! Oboje dobrze wiemy, że jesteś chętna na więcej takich łazienkowych scen – przejechałem palcem po jej sterczącym sutku – Na wszystko, ze mną. Gdyby nie duma, to już byś mnie ujeżdżała, prawda? I znów krzyczałabyś, że mnie kochasz i to wcale nie byłoby związane z tym, że robię Ci dobrze.
-Nie mów tak…
-Bo co? Bo to prawda? Bo sama boisz się przyznać przed tym, że gdybyś tylko chciała, to byłbym cały Twój? Cały, doszczętnie, w 100%. Tak by było, bo ja też Cię kocham. Kochałem, kocham i będę kochać, rozumiesz? Czy Ty kiedykolwiek to zrozumiesz?
Wkurzyłem się. Nie, właściwie ja się wkurwiłem. Cały czas przed tym wszystkim uciekała, udawała, że to jest nic. A to było coś! Gdyby tylko zrobiła jeden ruch, chociaż cholera, mogłaby po prostu powiedzieć „kocham Cię, ale się boję tego wszystkiego” tak? Czy coś w tym stylu. Wystarczyłoby, do cholery! Ja wziąłbym sprawy w swoje ręce. A tak… Przecież nie mogłem jej do niczego zmuszać. Sama musiała to wszystko ogarnąć.
Musiała w końcu przestać się okłamywać.
Spojrzałem na nią przeciągle, gdy spuszczała głowę w dół, po prostu ze łzami w oczach ucałowałem ją we włosy i ruszyłem w stronę wyjścia z pokoju, z jej mieszkania, ale nie z jej życia.
-Wróciłaś. Dla Laury? Nie sądzę. To było dla mnie, prawda? Laura to tylko wymówka. Teraz jej nie masz, a ja wciąż tutaj jestem. I będę. Kocham Cię, pamiętaj o tym.
Patrycja:
Po tym wszystkim, co usłyszałam od Andrzeja, w mojej głowie pojawił się mętlik. Z bezradności usiadłam na łóżku i najzwyczajniej w świecie się rozryczałam, ale szybko się ogarnęłam, bo musiałam przecież odebrać babcię ze szpitala. Ubrałam czyste ciuchy i poszłam na przystanek autobusowy przecież na piechotę do szpitala nie pójdę, a nie mam, czym jechać, bo samochód u mechanika, a Andrzeja prosić nie będę. Po 20 minutach byłam już w środku i szukałam sali z numerem 6.
-Już jestem babciu przepraszam, że tak długo to trwało — przywitałam się z babcią usiadłam obok niej na łóżku.
-Nic się nie dzieje słoneczko — uśmiechnęła się do mnie i przytuliła do swojej babcinej piersi, poczułam się tak jakbym była cały czas tą 16- letnią dziewczynką, którą tylko babcia rozumiała.
-Jak się czujesz babuniu?
-Bardzo dobrze, i jak wyjaśniliście sobie wszystko z Andrzejkiem?
-Tak jakby …
-Jak mam to rozumieć? — spojrzałam na babcię szklącymi oczyma.
-Boo… my wylądowaliśmy w łóżku, właściwie z mojej inicjatywy, a on powiedział, że mnie kocha i..
-I jaki jest w tym problem?? Jesteście przecież dorośli nikt was za to nie będzie karał — była wyraźnie rozbawiona moim zakłopotaniem, znając mnie już pewnie byłam czerwona ze wstydu.
-Babciu, ale ja nie mogę z nim być. On ma Laurę zresztą tata też nie byłby zadowolony, przez to wyjechaliśmy stąd i wszystko przepadło
-Wszystko da się naprawić moja kochana, pamiętaj to jest Twoje życie i ty decydujesz, z kim chcesz je spędzić, nie płacz Patrysiu. — babcia pocieszała mnie, ale cały czas czułam się jak idiotka. -To, co wracamy do domu na herbatkę? — zapytała babcia, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zabrałam babci rzeczy i wyszłyśmy ze szpitala.
***
Stron 9. Nawet nie wiadomo, kiedy tyle wyszło. Nagle składamy wszystko razem i… Ale nie narzekajmy, mamy nadzieję, że się spodoba. Za tydzień już następna część, o ile poskładamy ją do kupy. Pozdrawiamy, hej!
ta Patrycja to chyba jakaś niezrównoważona jest. Kocha Andrzeja, wszyscy to wiedzą babcia, Laura, Andrzej, nawet ona sama, a nie może się przyznać, wpada ze skrajności w skrajność i ucieka przed własnym szczęściem. Kiedyś nie mogła decydować o swoim życiu, to rodzice zdecydowali za nią, ale teraz może sama wybierać i żyć po swojemu, a dalej nie może tego zrobić, bo się czegoś boi, a tak naprawdę sama nie wie czego, zamiast podjąć decyzję, która ją uszczęśliwi, to robi z siebie cierpiętnice, no żeby Andrzej jej nie kochał, to jeszcze było by jakieś usprawiedliwienie, ale on czuje to samo, chce być z nią... a ona. Ja nie wiem, może kiedyś zmądrzeje...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hooooly shiiiiiit!
OdpowiedzUsuńNo po prostu kurwa no nie! Pati, jaki mętlik?! Ty go kochasz, on Cię kocha, no ludzie..jeśli miłość miałaby tak wyglądać, to ja nie chcę tego doświadczac. Niech ona się ogarnie, bo mnie irytuje. Zresztą Andrzej w łazience też się nie popisał. ( mowie tu o tym niedopowiedzeniu z 'kocham cię', ofc ) zamiast się zastanawiać i rozmyślac, to mógł po prostu to powiedzieć! Ergh. Scena +18 zawsze spoko! :D mnie pasuje, ahahaha, szam szeksz. :3
Dzisiaj krótki komentarz, ale wybaczcie, wracam do sprzątania, pozdrawiam, hej ho! <3
Rozdział ^^ Kocham te piątki ^^ Ale przechodząc do rozdziału. No miło ze strony Andrzeja że się dołożył do samochodu:) A później dużo sexu. Wiedziałam że w końcu to wszystko musi tak skończyć! :P Noo alee to kocham cię ze strony Patrycji było szczere Wrona mógłby sie ogarnąć i powiedzieć, że czuje to samo. Dobrze jednak że potem powiedział jej to co czuje tylko teraz co robi Patrycja? Ucieka od niego... Przecież dobrze wie że Andrzej z Laurą nie jest szczęśliwy. Zresztą Laura od początku okłamywała ich oboje tylko po to by ich rozdzielić i skorzystać na tym. On jej to powiedział powiedział że kocha, więc co? Tylko działać! Niech walczy o własne szczęście! I posłucha swojej babci:> W końcu oboje coś do siebie czują. Nie wiem po co im te zamieszania, po prostu niech się tam zejdą. :) Mam nadzieję że w końcu zrozumieją że muszą być razem.
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM !!!
Pulka