W tle: KLIK
Andrzej:
I znów wracałem do Warszawy. Całe szczęście, że ten czas był okresem przygotowawczym, że cały czas były treningi, siłownie, jakieś zajęcia rozruchowe. Bo gdyby nie to, to trener i inni chyba by się wściekli i wyrzuciliby mnie z klubu na zbity pysk. Ale to naprawdę nie ode mnie zależało. Po prostu musiałem pozałatwiać wszystkie te sprawy, które zaczęły mi się komplikować. Niestety, po jednej załatwionej, pojawiała się kolejna, potem następna i tak w kółko. A ja jak durny jeździłem między Bydgoszczą a Warszawa i z powrotem.
Ale teraz ta sprawa była ważniejsza niż cokolwiek innego. Teraz chodziło o kobietę, którą dopiero po wielu latach doceniłem i którą w momencie zrozumiałem. Zresztą, lepiej późno niż wcale.
Zaparkowałem na ostatnim wolnym miejscu i zaraz wysiadłem, rozglądając się dookoła, czy czasem gdzieś nie znika mi z pola widzenia. Nie wiedziałem, czy jest w domu, czy ma dziś coś do roboty. Nie odbierała telefonu, także nie mogłem się tego dowiedzieć.
Westchnąłem, ale spróbowałem po raz milion pierwszy i nacisnąłem na zieloną słuchawkę. Gdzieś po prawej stronie usłyszałem jej dzwonek. Szybko zlokalizowałem dźwięk i pobiegłem w tamtą stronę.
-Wiedziałem, że Cię tu znajdę! – krzyknąłem, a ona stanęła wystraszona – Dlaczego nie odbierasz moich telefonów do cholery?! Myślałem, że Ci się coś stało!
-Teraz nagle się mną zainteresowałeś? – prychnęła ze złością, a ja chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę – Puść mnie! To boli!
-Nigdy nie mów takich rzeczy – syknąłem, ściskając ją za dłoń – Rozumiesz? Nigdy! Zawsze byłaś i jesteś dla mnie ważna. I będziesz, okej?!
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, a ja nie wiedziałem, czy są to łzy bólu czy jakieś innego uczucia. Pokiwała głową, a potem mocno się we mnie wtuliła. Uśmiechnąłem się pod nosem, opierając brodę o jej czubek głowy, ale długo mi na to nie pozwoliła. Za chwilę znów wbiła we mnie swój niepewny wzrok, a potem nagle, w sekundzie, poczułem jej słodkie usta na moich wargach. Zaskoczyła mnie, ale oddałem całusa na środku chodnika przy placu zabaw.
-Chodźmy do domu, dobrze? – szepnęła cicho, a ja doskonale wiedziałem o co jej chodzi. Przystałem na jej propozycję i dalej trzymając ją za rękę ruszyliśmy w stronę jej bloku, co chwilę się zatrzymując. Czułem się jak nastolatek i tak właśnie miałem prawo się czuć, skoro nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem.
Owszem, byliśmy razem kilka lat, ale nigdy to tak nie wyglądało. Któreś z nas miało ochotę, mówiło o tym wprost. Nie bawiliśmy się w jakieś gry wstępne. Żadne pocałunki, chodzenie za rękę. A w zasadzie rzadko kiedy to robiliśmy. A teraz…
I znów wracałem do Warszawy. Całe szczęście, że ten czas był okresem przygotowawczym, że cały czas były treningi, siłownie, jakieś zajęcia rozruchowe. Bo gdyby nie to, to trener i inni chyba by się wściekli i wyrzuciliby mnie z klubu na zbity pysk. Ale to naprawdę nie ode mnie zależało. Po prostu musiałem pozałatwiać wszystkie te sprawy, które zaczęły mi się komplikować. Niestety, po jednej załatwionej, pojawiała się kolejna, potem następna i tak w kółko. A ja jak durny jeździłem między Bydgoszczą a Warszawa i z powrotem.
Ale teraz ta sprawa była ważniejsza niż cokolwiek innego. Teraz chodziło o kobietę, którą dopiero po wielu latach doceniłem i którą w momencie zrozumiałem. Zresztą, lepiej późno niż wcale.
Zaparkowałem na ostatnim wolnym miejscu i zaraz wysiadłem, rozglądając się dookoła, czy czasem gdzieś nie znika mi z pola widzenia. Nie wiedziałem, czy jest w domu, czy ma dziś coś do roboty. Nie odbierała telefonu, także nie mogłem się tego dowiedzieć.
Westchnąłem, ale spróbowałem po raz milion pierwszy i nacisnąłem na zieloną słuchawkę. Gdzieś po prawej stronie usłyszałem jej dzwonek. Szybko zlokalizowałem dźwięk i pobiegłem w tamtą stronę.
-Wiedziałem, że Cię tu znajdę! – krzyknąłem, a ona stanęła wystraszona – Dlaczego nie odbierasz moich telefonów do cholery?! Myślałem, że Ci się coś stało!
-Teraz nagle się mną zainteresowałeś? – prychnęła ze złością, a ja chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę – Puść mnie! To boli!
-Nigdy nie mów takich rzeczy – syknąłem, ściskając ją za dłoń – Rozumiesz? Nigdy! Zawsze byłaś i jesteś dla mnie ważna. I będziesz, okej?!
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, a ja nie wiedziałem, czy są to łzy bólu czy jakieś innego uczucia. Pokiwała głową, a potem mocno się we mnie wtuliła. Uśmiechnąłem się pod nosem, opierając brodę o jej czubek głowy, ale długo mi na to nie pozwoliła. Za chwilę znów wbiła we mnie swój niepewny wzrok, a potem nagle, w sekundzie, poczułem jej słodkie usta na moich wargach. Zaskoczyła mnie, ale oddałem całusa na środku chodnika przy placu zabaw.
-Chodźmy do domu, dobrze? – szepnęła cicho, a ja doskonale wiedziałem o co jej chodzi. Przystałem na jej propozycję i dalej trzymając ją za rękę ruszyliśmy w stronę jej bloku, co chwilę się zatrzymując. Czułem się jak nastolatek i tak właśnie miałem prawo się czuć, skoro nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem.
Owszem, byliśmy razem kilka lat, ale nigdy to tak nie wyglądało. Któreś z nas miało ochotę, mówiło o tym wprost. Nie bawiliśmy się w jakieś gry wstępne. Żadne pocałunki, chodzenie za rękę. A w zasadzie rzadko kiedy to robiliśmy. A teraz…
-Nikogo nie ma? – wydyszałem, kiedy tamta znalazłszy klucze
i wpuściła mnie do siebie, nie odrywając się ode mnie ani na chwilę.
-No przecież sama otworzyłam mieszkanie, pomyśl trochę – wyszeptała mi do ucha, popychając mnie na ścianę, przy której stała komoda. Zaraz też oparłem się o nią łopatkami, pozwalając, by to Laura naparła na mnie całym swoim ciałem.
-Mhm… - mruknąłem, kiedy włożyła swoje lodowate ręce pod moją koszulkę. Poczułem ciarki przechodzące po całym ciele. W odwecie wpiłem się w jej ciepłe wargi. A ta momentalnie pozbyła mnie koszulki. Taką Laurą uwielbiałem. Szybką, spontaniczną, ostrą – Ale chyba nie tutaj?
-Nie tu, nie tu. – odmruczała odrzucając gdzieś mój element ubioru, a teraz to ja przejąłem inicjatywę. Doskonale wiedziałem, w którą stronę znajduje się jej pokój, więc tam nas poprowadziłem, przy okazji obijając nas o wszystkie możliwe framugi.
W końcu bezpiecznie położyłem ją na jej wielkim łóżku, a sam zawisnąłem nad nią. Spojrzałem w jej oczy. Dopiero teraz, dziś zauważyłem w nich całą jej miłość. Przygryzłem wargi. Żałowałem, że nie mogłem jej tego w stu procentach oddać, ale przez chwilę mogła poczuć się naprawdę kochana. I to zamierzałem dziś z siebie dla niej dać.
-Chcesz tego? – wyszeptałem, a tamta tylko pokiwała głową.
W duchu błagałem o to, by powiedziała, że nie, że to pomyłka, że przeprasza. Ale nic takiego się nie stało. A ja… przecież nie mogłem tego przerwać. Nie w tym momencie. Wiedziałem, że rano będę miał niesamowitego moralnego kaca i może będę czuł się jak ostatni dupek, ale przecież nie mogłem jej tego zrobić.
Pokiwałem głową, skupiając się na tym, by to wszystko wyszło jak najbardziej naturalnie. Pomógł mi fakt, że kiedyś przecież grałem. I to wiele razy. Dlaczego by teraz tego nie wykorzystać?
-Proszę… Tylko nie udawaj – wyszeptała, jakby czytając mi w myślach. Przymknąłem oczy. Miałem skłamać? Dobrze, zrobię to. Teraz mogę. Kiedyś od razu było to po mnie widać.
-Niczego nie udaję. Naprawdę – zapatrzyłem się na jej uśmiechające się oblicze, a w głowie po prostu przepraszałem wszystkich, których mogłem. Przepraszałem, za to, co teraz robię. Kiedy prawie kończyłem swoją litanie, wpiłem się w jej wargi. Mocniej niż wcześniej, niż kiedykolwiek. Nie chciałem o tym wszystkim myśleć, chciałem tylko zrobić, to co do mnie należało.
Niestety, przed oczami nagle zobaczyłem Patrycję. Tą małą, doskonale znaną mi Patrycję. Lubiłem ją, uwielbiałem ją… Kochałem. Ale teraz nie mogłem pozwolić, by znów zrujnowała mi życie. Bym przez nią zaprzepaścił wszystko, co do tej pory udało mi się zdobyć. Udało, bo wtedy była przy mnie Laura. Nie pozwoliła, bym całkowicie się rozsypał.
I właśnie teraz chciałem jej za to podziękować, powoli pozbywając się jej ubrań. A potem sprawiając, że wiła się pode mną z rozkoszy, na plecach zostawiając mi wielkie zadrapania. Nie bolały, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że przez ten cały czas, myślałem o niej jak o Patrycji.
Cholera!
-No przecież sama otworzyłam mieszkanie, pomyśl trochę – wyszeptała mi do ucha, popychając mnie na ścianę, przy której stała komoda. Zaraz też oparłem się o nią łopatkami, pozwalając, by to Laura naparła na mnie całym swoim ciałem.
-Mhm… - mruknąłem, kiedy włożyła swoje lodowate ręce pod moją koszulkę. Poczułem ciarki przechodzące po całym ciele. W odwecie wpiłem się w jej ciepłe wargi. A ta momentalnie pozbyła mnie koszulki. Taką Laurą uwielbiałem. Szybką, spontaniczną, ostrą – Ale chyba nie tutaj?
-Nie tu, nie tu. – odmruczała odrzucając gdzieś mój element ubioru, a teraz to ja przejąłem inicjatywę. Doskonale wiedziałem, w którą stronę znajduje się jej pokój, więc tam nas poprowadziłem, przy okazji obijając nas o wszystkie możliwe framugi.
W końcu bezpiecznie położyłem ją na jej wielkim łóżku, a sam zawisnąłem nad nią. Spojrzałem w jej oczy. Dopiero teraz, dziś zauważyłem w nich całą jej miłość. Przygryzłem wargi. Żałowałem, że nie mogłem jej tego w stu procentach oddać, ale przez chwilę mogła poczuć się naprawdę kochana. I to zamierzałem dziś z siebie dla niej dać.
-Chcesz tego? – wyszeptałem, a tamta tylko pokiwała głową.
W duchu błagałem o to, by powiedziała, że nie, że to pomyłka, że przeprasza. Ale nic takiego się nie stało. A ja… przecież nie mogłem tego przerwać. Nie w tym momencie. Wiedziałem, że rano będę miał niesamowitego moralnego kaca i może będę czuł się jak ostatni dupek, ale przecież nie mogłem jej tego zrobić.
Pokiwałem głową, skupiając się na tym, by to wszystko wyszło jak najbardziej naturalnie. Pomógł mi fakt, że kiedyś przecież grałem. I to wiele razy. Dlaczego by teraz tego nie wykorzystać?
-Proszę… Tylko nie udawaj – wyszeptała, jakby czytając mi w myślach. Przymknąłem oczy. Miałem skłamać? Dobrze, zrobię to. Teraz mogę. Kiedyś od razu było to po mnie widać.
-Niczego nie udaję. Naprawdę – zapatrzyłem się na jej uśmiechające się oblicze, a w głowie po prostu przepraszałem wszystkich, których mogłem. Przepraszałem, za to, co teraz robię. Kiedy prawie kończyłem swoją litanie, wpiłem się w jej wargi. Mocniej niż wcześniej, niż kiedykolwiek. Nie chciałem o tym wszystkim myśleć, chciałem tylko zrobić, to co do mnie należało.
Niestety, przed oczami nagle zobaczyłem Patrycję. Tą małą, doskonale znaną mi Patrycję. Lubiłem ją, uwielbiałem ją… Kochałem. Ale teraz nie mogłem pozwolić, by znów zrujnowała mi życie. Bym przez nią zaprzepaścił wszystko, co do tej pory udało mi się zdobyć. Udało, bo wtedy była przy mnie Laura. Nie pozwoliła, bym całkowicie się rozsypał.
I właśnie teraz chciałem jej za to podziękować, powoli pozbywając się jej ubrań. A potem sprawiając, że wiła się pode mną z rozkoszy, na plecach zostawiając mi wielkie zadrapania. Nie bolały, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że przez ten cały czas, myślałem o niej jak o Patrycji.
Cholera!
Patrycja:
Sprawę ze studiami na szczęście udało się rozpatrzyć pozytywnie i od października znów zaczynam zakuwać. W chwili obecnej pracuję i to jest dla mnie priorytet, postanowiłam sobie odłożyć na samochodzik, przecież wiecznie nie będę jeździła autobusami, a prawo jazdy mam, więc co się będzie marnować. Ostatnio szef pochwalił mnie oraz jeszcze kilku innych pracowników i zapowiedział podwyżki. Część z wypłaty oddaję cioci, początkowo strasznie się kłóciła ze mną o to, że nie weźmie ode mnie ani grosza, ale udało mi się ją przekonać. Jakąś małą kwotę przeznaczam na nowy ciuch, a cała reszta zostaje odłożona. Nie wiem kiedy uzbieram, ale muszę to kiedyś zrobić. Zbliżała się godzina zamknięcia kawiarni, wszyscy pomału zaczęli się zbierać. Każdy wykonywał swoją pracę, aktualnie ja myłam i wycierałam szklanki. Gdy wybiła godzina 18 wszyscy ubrali się i wyszliśmy. Pożegnałam się z koleżankami i kolegami i ruszyłam swoją tradycyjną ścieżką przez park do domu. Nie spodziewałam się jednak, że dzisiejszy dzień będzie inny niż wszystkie. Nagle z za drzewa wyszedł Uros…
-Co Ty tutaj robisz, w ogóle to jak mnie znalazłeś? Miałeś mnie zostawić w spokoju?!
-Nie za dużo pytań złotko? — oparł się o konar drzewa z ironicznym uśmiechem.
-Daj mi wreszcie spokój!
-Hahahha dobre sobie czy Ty sobie myślisz, że tak łatwo dam ci odejść? O nie moja droga.
-Czego jeszcze chcesz? Oddam Ci pieniądze.
-Pff pieniądze nie potrzebuję tych Twoich marnych groszy.
-To po co przyjechałeś?
Sprawę ze studiami na szczęście udało się rozpatrzyć pozytywnie i od października znów zaczynam zakuwać. W chwili obecnej pracuję i to jest dla mnie priorytet, postanowiłam sobie odłożyć na samochodzik, przecież wiecznie nie będę jeździła autobusami, a prawo jazdy mam, więc co się będzie marnować. Ostatnio szef pochwalił mnie oraz jeszcze kilku innych pracowników i zapowiedział podwyżki. Część z wypłaty oddaję cioci, początkowo strasznie się kłóciła ze mną o to, że nie weźmie ode mnie ani grosza, ale udało mi się ją przekonać. Jakąś małą kwotę przeznaczam na nowy ciuch, a cała reszta zostaje odłożona. Nie wiem kiedy uzbieram, ale muszę to kiedyś zrobić. Zbliżała się godzina zamknięcia kawiarni, wszyscy pomału zaczęli się zbierać. Każdy wykonywał swoją pracę, aktualnie ja myłam i wycierałam szklanki. Gdy wybiła godzina 18 wszyscy ubrali się i wyszliśmy. Pożegnałam się z koleżankami i kolegami i ruszyłam swoją tradycyjną ścieżką przez park do domu. Nie spodziewałam się jednak, że dzisiejszy dzień będzie inny niż wszystkie. Nagle z za drzewa wyszedł Uros…
-Co Ty tutaj robisz, w ogóle to jak mnie znalazłeś? Miałeś mnie zostawić w spokoju?!
-Nie za dużo pytań złotko? — oparł się o konar drzewa z ironicznym uśmiechem.
-Daj mi wreszcie spokój!
-Hahahha dobre sobie czy Ty sobie myślisz, że tak łatwo dam ci odejść? O nie moja droga.
-Czego jeszcze chcesz? Oddam Ci pieniądze.
-Pff pieniądze nie potrzebuję tych Twoich marnych groszy.
-To po co przyjechałeś?
-Zobaczyć tego twojego nowego lovelsasa, a przy okazji
odebrać to co moje.
-Puść mnie!
-Puść mnie!
Andrzej:
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy dźwignęła głowę, patrząc prosto w moje oczy, przy okazji palcami malując jakieś wzorki na moim torsie. Po czym niespodziewanie zjechała dłonią w dół, a ja aż syknąłem. Roześmiała się i znów poczułem jej usta na moich wargach.
Nie, dłużej nie mogłem tego znieść. Już dalej nie mogłem udawać, cała energia nagle ze mnie zeszła.
-Yhm, nie. – zaprotestowałem, przerywając pocałunek – Przepraszam, ale nie.
-Dlaczego? Przecież…
-Muszę iść. Mam trening. I muszę jeszcze dojechać i… - zacząłem się plątać, przy okazji ruszając się z łóżka.
-Do rana jeszcze daleko… - zasmucona patrzyła na mnie siedząc na środku swojego łóżka. – Musisz mnie zostawiać?
-Wiesz, że strasznie nie chcę. Cholernie – podszedłem do niej i kolejny raz, zmuszając się, pocałowałem ją prosto w usta. Wiedziałem, że to nie jest fair, ale chciałem jej pokazać, że jest dla mnie ważna. I chyba faktycznie mi się to udawało.
-Zostawiasz mnie jak jakąś małolatę. Wcale nie pokazałeś mi tego, że jest inaczej. Zresztą, zawsze to robiłeś. Zawsze uciekałeś. Jakbyś bał się, że to coś złego. Teraz jest tak samo.
-Laurka… Wiesz, że to nie tak. Zresztą może ja po prostu mam taką naturę? Przepraszam Cię za nią, ale dziś naprawdę muszę jechać, bo jutro…
-Wiem, trening – zironizowała mi. – Idź, jedź, wracaj do tej swojej dziury bo przecież sport jest najważniejszy. Wygrywa z wszystkim, nie?
Wciągnąłem dżinsy i podszedłem do niej, by jeszcze raz ucałować. Miała rację. Sport wygrywał ze wszystkim. W każdym razie od wyjazdu Patrycji tak właśnie było.
Wyszedłem z bloku Laury, ale nie od razu znalazłem się przy swoim samochodzie. Postanowiłem zrobić sobie spacerową rundkę po doskonale znanej mi warszawskiej okolicy. Nie minęła chwila, a już byłem w jednym z większych parków. W jego pobliżu znajdowały się kawiarnie i cukiernie. To było cudowne rozmieszczenie tego miejsca.
Ledwo jednak wszedłem do parku, a usłyszałem jakieś krzyki. Niestety nie mogłem tego zrozumieć, bo ktoś krzyczał w innym języku. Rosyjskim? Ukraińskim? To było właśnie coś takiego.
Nie wiele myśląc, ruszyłem w tamtą stronę. Musiałem zobaczyć co się tam dzieje. Nie mogłem tego ot tak zostawić.
-Hej, zostaw ją! – krzyknąłem, kiedy zauważyłem, że jakiś mężczyzna szarpie młodą kobietę. – Słyszysz?! Puść ją!
Usłyszałem jakieś nerwowe „fuck” i jak ta dziewczyna powiedziała mu coś w ich języku. Tamten na chwilę ją puścił, ale gdy zauważył, że chciała uciec, uderzył ją prosto w twarz i złapał jeszcze mocniej. Podbiegłem do niego i sam strzeliłem go w pysk. Zwolnił uścisk i zatoczył się, wywalając się na chodnik, a ja przygarnąłem dziewczynę do siebie. Stanęła za mną. Tamten po wstaniu chciał coś jeszcze powiedzieć, ale gdy zapatrzył się w dal, zrezygnował z tego. Otrzepał się i z wielką gracją, jakby nic się nie stało, ruszył przed siebie, ani razu się za siebie nie oglądając.
-Wszystko w porządku? – zagaiłem po angielsku.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy dźwignęła głowę, patrząc prosto w moje oczy, przy okazji palcami malując jakieś wzorki na moim torsie. Po czym niespodziewanie zjechała dłonią w dół, a ja aż syknąłem. Roześmiała się i znów poczułem jej usta na moich wargach.
Nie, dłużej nie mogłem tego znieść. Już dalej nie mogłem udawać, cała energia nagle ze mnie zeszła.
-Yhm, nie. – zaprotestowałem, przerywając pocałunek – Przepraszam, ale nie.
-Dlaczego? Przecież…
-Muszę iść. Mam trening. I muszę jeszcze dojechać i… - zacząłem się plątać, przy okazji ruszając się z łóżka.
-Do rana jeszcze daleko… - zasmucona patrzyła na mnie siedząc na środku swojego łóżka. – Musisz mnie zostawiać?
-Wiesz, że strasznie nie chcę. Cholernie – podszedłem do niej i kolejny raz, zmuszając się, pocałowałem ją prosto w usta. Wiedziałem, że to nie jest fair, ale chciałem jej pokazać, że jest dla mnie ważna. I chyba faktycznie mi się to udawało.
-Zostawiasz mnie jak jakąś małolatę. Wcale nie pokazałeś mi tego, że jest inaczej. Zresztą, zawsze to robiłeś. Zawsze uciekałeś. Jakbyś bał się, że to coś złego. Teraz jest tak samo.
-Laurka… Wiesz, że to nie tak. Zresztą może ja po prostu mam taką naturę? Przepraszam Cię za nią, ale dziś naprawdę muszę jechać, bo jutro…
-Wiem, trening – zironizowała mi. – Idź, jedź, wracaj do tej swojej dziury bo przecież sport jest najważniejszy. Wygrywa z wszystkim, nie?
Wciągnąłem dżinsy i podszedłem do niej, by jeszcze raz ucałować. Miała rację. Sport wygrywał ze wszystkim. W każdym razie od wyjazdu Patrycji tak właśnie było.
Wyszedłem z bloku Laury, ale nie od razu znalazłem się przy swoim samochodzie. Postanowiłem zrobić sobie spacerową rundkę po doskonale znanej mi warszawskiej okolicy. Nie minęła chwila, a już byłem w jednym z większych parków. W jego pobliżu znajdowały się kawiarnie i cukiernie. To było cudowne rozmieszczenie tego miejsca.
Ledwo jednak wszedłem do parku, a usłyszałem jakieś krzyki. Niestety nie mogłem tego zrozumieć, bo ktoś krzyczał w innym języku. Rosyjskim? Ukraińskim? To było właśnie coś takiego.
Nie wiele myśląc, ruszyłem w tamtą stronę. Musiałem zobaczyć co się tam dzieje. Nie mogłem tego ot tak zostawić.
-Hej, zostaw ją! – krzyknąłem, kiedy zauważyłem, że jakiś mężczyzna szarpie młodą kobietę. – Słyszysz?! Puść ją!
Usłyszałem jakieś nerwowe „fuck” i jak ta dziewczyna powiedziała mu coś w ich języku. Tamten na chwilę ją puścił, ale gdy zauważył, że chciała uciec, uderzył ją prosto w twarz i złapał jeszcze mocniej. Podbiegłem do niego i sam strzeliłem go w pysk. Zwolnił uścisk i zatoczył się, wywalając się na chodnik, a ja przygarnąłem dziewczynę do siebie. Stanęła za mną. Tamten po wstaniu chciał coś jeszcze powiedzieć, ale gdy zapatrzył się w dal, zrezygnował z tego. Otrzepał się i z wielką gracją, jakby nic się nie stało, ruszył przed siebie, ani razu się za siebie nie oglądając.
-Wszystko w porządku? – zagaiłem po angielsku.
-Jestem Polką. – usłyszałem jej delikatny głosik i po prostu
stanąłem jak wryty. Ten głos mi kogoś przypominał, ale za nic nie potrafiłem
przypomnieć sobie o kogo mi chodziło. – Wszystko w porządku, dziękuje. Wiesz,
to był mój chłopak. Skończyłam z nim, ale on jest innego zdania i…
-Nie ma sprawy, nie musisz mi niczego tłumaczyć. Wiem, że się nie znamy, ale może… Odprowadzić Cię? Nie wiadomo, co mu odbije. Może się gdzieś kryje w krzakach – przytaknęła na moją propozycję i powoli ruszyliśmy w stronę rozświetlonej ulicy.
-Nie powinnam tędy chodzić, ale tędy mam bliżej. Nie muszę go całego okrążać, tylko…
-Jasne, rozumiem. Czyli, że pracujesz w okolicy? – znów mi przytaknęła – To chyba musisz załatwić sobie ochroniarza na takie wieczory – po moich słowach tylko się roześmiała. Jeszcze chwilę rozmawiając doprowadziłem ją do przystanka, na którym zadecydowała, że dalej da sobie radę. I wszystko było w porządku, dopóki nie stanęliśmy przy latarni. Wtedy gdy na mnie spojrzała, wydała z siebie jakiś zduszony okrzyk i wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła ducha. – Co się stało?
Tamta z przerażeniem pokręciła głową. Zakryła usta dłonią z wielkim charakterystycznym, bo starym i tandetnym pierścionkiem w kształcie czerwonej róży. Już gdzieś taki widziałem. Ale to nie było ważne, bo dziewczyna właśnie odwracała się na pięcie i uciekała ode mnie. I nie było w tym niczego dziwnego, ale ona uciekała biegnąc na szpilkach! Zacząłem krzyczeć, żeby poczekała, żeby powiedziała o co chodzi. Tamta jedynie przyśpieszyła. I zostałem sam. A w głowie pojawił mi się obraz tego cholernie tandetnego pierścionka.
Powoli ruszyłem w stronę mojego samochodu. Udał mi się ten spacer, nie powiem. Całą powrotną drogę myślałem o tej czerwonej róży. Ona miała mi coś powiedzieć, coś przypomnieć, wiem to. Ale co to miało być?
Nie minęło kilkanaście minut, a już znalazłem się przy bloku Laury i odpaliłem swój samochód, by wrócić do Bydgoszczy. W momencie, kiedy stamtąd wyjeżdżałem, w głowie pojawiło mi się pewne wspomnienie. Zahamowałem ostro, niemal lecąc do przodu, mimo że miałem zapięte pasy.
Już wiedziałem, co to za czerwona róża.
-Nie ma sprawy, nie musisz mi niczego tłumaczyć. Wiem, że się nie znamy, ale może… Odprowadzić Cię? Nie wiadomo, co mu odbije. Może się gdzieś kryje w krzakach – przytaknęła na moją propozycję i powoli ruszyliśmy w stronę rozświetlonej ulicy.
-Nie powinnam tędy chodzić, ale tędy mam bliżej. Nie muszę go całego okrążać, tylko…
-Jasne, rozumiem. Czyli, że pracujesz w okolicy? – znów mi przytaknęła – To chyba musisz załatwić sobie ochroniarza na takie wieczory – po moich słowach tylko się roześmiała. Jeszcze chwilę rozmawiając doprowadziłem ją do przystanka, na którym zadecydowała, że dalej da sobie radę. I wszystko było w porządku, dopóki nie stanęliśmy przy latarni. Wtedy gdy na mnie spojrzała, wydała z siebie jakiś zduszony okrzyk i wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła ducha. – Co się stało?
Tamta z przerażeniem pokręciła głową. Zakryła usta dłonią z wielkim charakterystycznym, bo starym i tandetnym pierścionkiem w kształcie czerwonej róży. Już gdzieś taki widziałem. Ale to nie było ważne, bo dziewczyna właśnie odwracała się na pięcie i uciekała ode mnie. I nie było w tym niczego dziwnego, ale ona uciekała biegnąc na szpilkach! Zacząłem krzyczeć, żeby poczekała, żeby powiedziała o co chodzi. Tamta jedynie przyśpieszyła. I zostałem sam. A w głowie pojawił mi się obraz tego cholernie tandetnego pierścionka.
Powoli ruszyłem w stronę mojego samochodu. Udał mi się ten spacer, nie powiem. Całą powrotną drogę myślałem o tej czerwonej róży. Ona miała mi coś powiedzieć, coś przypomnieć, wiem to. Ale co to miało być?
Nie minęło kilkanaście minut, a już znalazłem się przy bloku Laury i odpaliłem swój samochód, by wrócić do Bydgoszczy. W momencie, kiedy stamtąd wyjeżdżałem, w głowie pojawiło mi się pewne wspomnienie. Zahamowałem ostro, niemal lecąc do przodu, mimo że miałem zapięte pasy.
Już wiedziałem, co to za czerwona róża.
To był nasz ostatni dzień, ostatni razem. Jutro z samego
rana, a raczej już w nocy wylatywała do Stanów. Rodzice pozwolili jej się
pożegnać z przyjaciółmi, więc siedzieliśmy całą ekipą na jednej z większych
ławek. Opowiadaliśmy coś sobie, śmialiśmy się co chwilę. Robiliśmy wszystko,
żeby nie było czuć, że jutro już tak nie będzie. Ona, siedziała przytulając się
do swojej przyjaciółki. Co chwilę jednak odwracała się w moją stronę i
najzwyczajniej w świecie się do mnie uśmiechała. A to wcale mi nie pomagało, bo
po prostu miałem ochotę spędzić z nią cały dzień. Sam na sam.
W końcu taki moment nadszedł, gdy zbliżał się późny wieczór. Pożegnała się z resztą grupy, śmiejąc się i coś szepcząc Laurze na ucho. Tamta tylko pokiwała głową, całując ją w policzek. A potem to ja wziąłem ją w opiekę i poszedłem ją odprowadzić. Po drodze najzwyczajniej w świecie rozmawialiśmy, a ja nerwowo ściskałem pewne pudełeczko w lewej kieszeni swoich spodni. W końcu przystanęliśmy przy jej bloku. A ja już nie mogłem się powstrzymać. To był impuls. Wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni i po prostu wyciągnąłem go na swojej otwartej dłoni. Spojrzała na mnie niepewnie, a ja skinąłem, że ma go zabrać. Spoglądając na mnie z zaciekawieniem, uchyliła jego wieczko. W jej oczach pojawiły się łzy. Zaczęła szeptać, że nie może, że to pewnie było drogie. Owszem, było. To było moje całe kieszonkowe, które mozolnie zbierałem od rodziców. Ta kasa miała iść na prezent dla niej na Walentynki, wtedy to chciałem się przed nią całkowicie otworzyć, ale z powodu, że wyjeżdżała właśnie teraz, postanowiłem kupić jej coś wcześniej.
I kupiłem. Pierścionek.
-To dla mnie? Andrzej, dobrze wiesz, że…
-Wiem, ale proszę weź go. Niech to będzie prezent na nowy początek. Niech przypomina Ci o Polsce, o nas tutaj wszystkich, o mnie. Zakładaj go, gdy będzie Ci naprawdę źle. Zobaczysz, to zadziała i wkrótce będzie Ci od razu lepiej.
Zaraz założyła go na palec i z uśmiechem przez łzy zamachała mi nim przed moim nosem. Był piękny. Idealne do niej pasował. Już miałem coś powiedzieć, kiedy po prostu się we mnie wtuliła. Otuliłem ją całym swoim ciałem. A potem… Potem po raz pierwszy w życiu mnie pocałowała.
Pierwszy i ostatni raz.
W końcu taki moment nadszedł, gdy zbliżał się późny wieczór. Pożegnała się z resztą grupy, śmiejąc się i coś szepcząc Laurze na ucho. Tamta tylko pokiwała głową, całując ją w policzek. A potem to ja wziąłem ją w opiekę i poszedłem ją odprowadzić. Po drodze najzwyczajniej w świecie rozmawialiśmy, a ja nerwowo ściskałem pewne pudełeczko w lewej kieszeni swoich spodni. W końcu przystanęliśmy przy jej bloku. A ja już nie mogłem się powstrzymać. To był impuls. Wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni i po prostu wyciągnąłem go na swojej otwartej dłoni. Spojrzała na mnie niepewnie, a ja skinąłem, że ma go zabrać. Spoglądając na mnie z zaciekawieniem, uchyliła jego wieczko. W jej oczach pojawiły się łzy. Zaczęła szeptać, że nie może, że to pewnie było drogie. Owszem, było. To było moje całe kieszonkowe, które mozolnie zbierałem od rodziców. Ta kasa miała iść na prezent dla niej na Walentynki, wtedy to chciałem się przed nią całkowicie otworzyć, ale z powodu, że wyjeżdżała właśnie teraz, postanowiłem kupić jej coś wcześniej.
I kupiłem. Pierścionek.
-To dla mnie? Andrzej, dobrze wiesz, że…
-Wiem, ale proszę weź go. Niech to będzie prezent na nowy początek. Niech przypomina Ci o Polsce, o nas tutaj wszystkich, o mnie. Zakładaj go, gdy będzie Ci naprawdę źle. Zobaczysz, to zadziała i wkrótce będzie Ci od razu lepiej.
Zaraz założyła go na palec i z uśmiechem przez łzy zamachała mi nim przed moim nosem. Był piękny. Idealne do niej pasował. Już miałem coś powiedzieć, kiedy po prostu się we mnie wtuliła. Otuliłem ją całym swoim ciałem. A potem… Potem po raz pierwszy w życiu mnie pocałowała.
Pierwszy i ostatni raz.
Tak. To był ten sam pierścionek. Nosiła go ta sama osoba. Widocznie w jej życiu było teraz naprawdę źle. A ja pozwoliłem jej odejść, bo nie skojarzyłem tego małego cholerstwa!
Przekląłem, niechcący naciskając na klakson. W chwili się opamiętałem i ruszyłem przed siebie. Z piskiem opon wyjechałem ze strefy zamieszkania i przycisnąłem gaz. To nie było ważne, że na drogach znajdowały się jakieś ograniczenia prędkości. Byłem na siebie wściekły.
Jak mogłem nie skojarzyć mojego prezentu? Jak mogłem się nie zorientować, że to Patrycja?
Jestem idiotą, ale szybko muszę to naprawić. Muszę ją odnaleźć. Zwłaszcza, że przecież nosi mój pierścionek, więc to oznacza, że wcale nie jest u niej dobrze.
***
Sunny: Nareszcie doczekałyśmy się meczów Polaków! Pozdrowienia dla wszystkich :)
Nisiek: Jako, że już za godzinę z minutami jest studio, nie będę się rozwodzić bo po prostu nie mam na to czasu. W każdym razie chciałam napisać, że cieszę się, że ten piątek w końcu nadszedł, bo pierwsze trzy dni były dla mnie koszmarem. Ale na szczęście już jest lepiej! Dodatkowo grają chłopcy, za którymi niesamowicie tęskniłam. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero jak włączyłam sobie dzisiejsze filmiki na plusliga.pl :)
No a jutro sobota i przełomowy odcinek na NIŚKOWO :)
BUZIAKI SIATKARSCY!
Huh, wreszcie nadrobiłam zaległości u Was. Możecie być ze mnie dumne :D Ale wiecie co? Nie ogarniam tych bohaterów xD Za nic w świecie nie mogę pojąć ich logiki... Po prostu każdy z osobna jest dla mnie zagadką, nie mogę ich rozgryźć, a szczególnie Wroniacza :P Nie wiem.. on będzie leciał na dwa fronty czy jak? :D Bo jeśli chce być z Patrycją, to po co daje nadzieję Laurze? Później będzie mu trudno się z tego trójkąta wyplątać, oj trudno :) A i proponuje by zaczął leczyć zaawansowaną sklerozę i kłopoty z pamięcią :D No dobra, ja nie jestem lepsza, ale jak można nie poznać przyjaciółki, szczególnie tak bliskiej? :D Okej, żartuję :P Chcę zobaczyć co ten Sherlock wymyśli ;) Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńPo tych pierwszych scenach byłam przekonana, że Pati zobaczy Andrzeja całującego się z Laurą. Swoją drogą faktycznie niezbyt to moralne z jego strony. Jest z nią, a myśli o Patrycji. Zmusza się do pocałunków. Kobietę można dowartościować inaczej niż seksem, a tak ona pewnie znów ma nadzieję na coś więcej...
OdpowiedzUsuńUros zaczyna być niebezpieczny. W tym parku przekroczył granice! Dzięki Bogu, pojawił się Wrona. Ocalił ją, a nawet nie wiedział, że to jego miłość :) Gapa, skoro nie poznał swojego pierścionka. Pati go chociaż przy latarni rozpoznała. Uciekła :(
Pozdrawiam