MUZYKA W TLE: KLIK
Patrycja:
- Halo?
- Już zapomniałaś o swojej starej przyjaciółce?
- Cześć Li. oczywiście, że nie zapomniałam, przepraszam ostatnio miałam napięty grafik.
- No dobrze, załóżmy że wybaczyłam, kiedy wpadniesz do Warszawy?
- Oj nie wiem kochana, chciałabym jak najszybciej, ale w najbliższym czasie czeka mnie dużo pracy.
- Każda wymówka jest dobra…
- Naprawdę chciałabym znaleźć trochę czasu, ale jest ciężko, zlecenie za zleceniem.
- Jak się zdecydujesz to daj znać.
- Jasne nie obrażaj się, trzymaj się ciepło.
- Papa.
W ostatnim czasie wszystko sprzysięgło się przeciwko sobie. Pretensje przyjaciółki trochę uzasadnione i ciągłe nieporozumienia z Urosem.
- Kochanie już jestem! — słyszę od progu głos chłopaka, wpada do kuchni z ogromnym bukietem herbacianych róż i skrada sobie całusa.
- Dziękuję nie musiałeś — wkładam kwiaty do wazonu i wtulam się w ramiona Urosa.
- Uwielbiam robić Ci niespodzianki — uśmiecha się rozbrajająco i całuje w czubek głowy. Jednak ta szczęśliwa chwila nie trwa długo, gdyż rozdzwania się mój telefon. Na wyświetlaczu widnieje imię Max, a mina Urosa ulega zmianie o 180 stopni.
- Co on sobie w ogóle wyobraża? — nie kryje swojej złości…
- Zapominałeś, że jest moim przyjacielem?!
- Przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie istnieje!
- Czyżby?? To może jeszcze posądzisz mnie o romans z Twoim bratem??
- Pat mój brat, to mój brat, taka prawda.
-Tak jasne, to może ze studiów też zrezygnuję? Bo z pracy nie muszę skoro Ty zarabiasz pieniądze na czynsz, jedzenie, a ja siedzę na dupie i szastam twoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi…
- Pat, uspokój się.
- Może Ty zastanów się lepiej nad tym, jak dalej ma wyglądać nasz związek?!
Zdjęłam z wieszaka żakiet i torebkę, wyszłam z mieszkania, niechcący trzaskając drzwiami.
Co ja sobie myślałam?? Tyle razy już to przerabialiśmy, że już naprawdę miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie miałam zamiaru dzwonić do Maxa, ale podświadomość była innego zdania.
- Hej Pat.
- Hej Max, nie przeszkadzam? — nie do końca byłam pewna czy powinnam się kogoś radzić, czy podjąć samodzielnie jakąś rozsądną decyzję. Przypuszczam, że w tej chwili po prostu chciałam z kimś pogadać najlepiej z przyjacielem.
-Oczywiście, że nie. Wiesz, że możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
-Tak…
- Co się stało?
- Jak doskonale umiesz odgadnąć, że coś jest nie tak — uśmiechnęłam się na samą myśl, jasnowidztwa Maxa
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi, co się dzieje kochana?
- Chyba powoli mam już dość tych ciągłych kłótni z Urosem. Kłócimy się o drobiazgi, powoli zaczynam być już tym wszystkim zmęczona. Już mam siły, na dodatek w mojej głowie powstał okropny mętlik. Może powinnam wyjechać?
- Wiesz, że nie jestem zwolennikiem aż tak drastycznych rozwiązań, ale może rzeczywiście to będzie dla was najlepsze rozwiązanie. Trochę od siebie odpoczniecie, przemyślicie pewne sprawy. Aczkolwiek Uros pewnie nie będzie tym zachwycony…
- Dziękuję, że poświęciłeś dla mnie kilka minut i wysłuchałeś wiecznej marudy.
- Nie przesadzaj od czego się ma przyjaciół?
- No fakt od zanudzania ich własnymi dolami życiowymi — wspólnie się zaśmialiśmy.
- Jeszcze raz dziękuję — pożegnaliśmy się i rozłączyłam się.
Postanowiłam wcielić swój plan w życie, spakowałam walizkę, na szczęście obeszło się bez kolejnej kłótni z Urosem, z racji tego iż nie zastałam go w domu. Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko zabrałam i opuściłam mieszkanie. W drodze na lotnisko zatelefonowałam do Li.
-Hejka sis co byś powiedziała na malutkie spotkanie?
-Ijjeee pupcio! To znaczy, że przylatujesz?
-Tak, czyli co jutro w naszej ulubionej kawiarni w Warszawie?
-No pewnie! Co się stało, że tak szybko zmieniłaś zdanie?
-To nie rozmowa na telefon…
-Coś z Urosem?
-Jutro pogadamy trzymaj się buziaczki.
-Do zobaczenia!
Zajęłam miejsce w samolocie i wtedy dopadły mnie te okropne myśli, czy aby dobrze zrobiłam uciekając? Czasami nie ma się wyboru — szepce moja podświadomość. Próbowałam odsunąć od siebie te myśli, jednak bezskutecznie. Po policzkach spłynęło kilka samotnych łez…
„Przepraszam nie mogłam już tak dłużej żyć, mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz, jeśli nie będę musiała żyć z tą świadomością. Myślę, że potrzebujemy trochę czasu dla siebie, na pewne przemyślenia. Wiem, że ucieczka nie rozwiązuje problemów, ale ja inaczej nie potrafię. Pamiętaj jednak, że zawsze będę Cię kochać najmocniej na świecie. Twoja P.”
Uros:
„Przepraszam nie mogłam już tak dłużej żyć, mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz, jeśli nie będę musiała żyć z tą świadomością. Myślę, że potrzebujemy trochę czasu dla siebie, na pewne przemyślenia. Wiem, że ucieczka nie rozwiązuje problemów, ale ja inaczej nie potrafię. Pamiętaj jednak, że zawsze będę Cię kochać najmocniej na świecie. Twoja P.”
Czy ona kompletnie zwariowała?! Zostawiła mi taki liścik, gdy tylko poszedłem na poranny rozruch w nowym klubie. Jasne, ostatnio nie układało się nam najlepiej, ale… To nie był powód, żeby uciekać, wyjeżdżać nie wiadomo gdzie. A w zasadzie wiadomo gdzie… Albo do rodziców, do Ameryki, albo do domu, do przyjaciółki z Warszawy. Niby była starsza o dwa lata, ale zachowywała się całkiem inaczej. Ale niech będzie. Daje jej kilka dni, żeby wszystko sobie przemyślała. Co prawda zaczynam nowy rozdział w moim życiu i potrzebowałbym czyjegoś wsparcia, ale przecież wiem, że w końcu wróci. Dam sobie radę bez niej przez te kilka… Dobra – kilkanaście dni. Dam radę.
Andrzej:
Dźwięk mojego budzika nigdy nie należał do najprzyjemniejszych, chociaż Narcyza uwielbiała tą piosenkę i nie przeszkadzało jej to, że mój telefon słychać było na całe mieszkanie. Momentalnie uchyliłem powieki. Narcyza.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, przecierając oczy i rozejrzałem się po pokoju. Powoli zacząłem kojarzyć fakty. To dziś musiałem w końcu zabrać się za to pakowanie, o którym wciąż przypominali mi rodzice. Nie miałem najmniejszej ochoty tego robić. To było strasznie pracowite zajęcie i zamiast tego, wolałem zabrać telefon ze zgraną muzyką i pobiegać po najbliższym parku. Ale niestety nikt tego za mnie nie zrobi, co nie znaczy, że nie będę miał w tym pomocy. Na szczęście jedna dobra osóbka zgodziła mi się pomóc. I była to moja przyjaciółka Laura.
Puk puk.
-Proszę! – zawołałem, a w drzwiach mojego pokoju ukazała mi się głowa mamy. – No?
-Dobrze, że już wstałeś. Ktoś do Ciebie, rusz się.
-Kto? Laura? – mama pokiwała głową, a ja wyskoczyłem z łóżka jak oparzony, zerkając na zegarek. – Co tak wcześniej? O cholera… Włączałem drzemki! Zaraz przyjdę, niech…
-Cześć – usłyszałem jej głos za plecami mojej mamy i w bezruchu przystanąłem na środku pokoju. – Nie gotowy? Zaspałeś?
-Właściwie to… Nie zdążyłem się tylko ubrać. Ale zaraz…
-Nie musisz! – zaprzeczyła szybko ze śmiechem, kiedy moja mama nas opuściła mrucząc coś pod nosem, a ja spostrzegłem, że mam na sobie najbardziej śmiechowe bokserki świata – bo z bananami. – Dobrze wiesz, że…
-Lau, nie zaczynaj błagam Cię. Zresztą, chodź, siadaj… Gdzieś. – wskazałem jej miejsce przy biurku, który był cały zawalony moimi rzeczami - A ja zaraz będę. Chcesz coś zjeść? – pokręciła głową, ale ja wiedziałem, że wprost uwielbia jeść szynkę uwędzoną przez moich rodzicieli – Dobra, przyniosę kawę. I nie musisz mi przypominać kolejny raz, że mam nie zapomnieć o tym, jaką lubisz. Zaraz wracam.
I wróciłem. Przyniosłem jej ulubione kanapki, na co tylko wyciągnęła w moją stronę swoje delikatne dłonie i wręcz porwała mi talerz. Roześmiałem się, przesuwając moje szpargały i stawiając przy niej parującą ciecz. Nagle podniosła się z mojego obrotowego stołka i ucałowała mnie soczyście w policzek.
Odchrząknąłem, unosząc wysoko brwi, na co ona tylko wbiła wzrok w podłogę. Pociągnąłem stołek za łokietnik i przesunąłem po panelach, tak że Laura znalazła się naprzeciwko mnie kiedy usiadłem na nie pościelonym jeszcze łóżku.
-Pozbawiłeś mnie kawy. – mruknęła cicho, a ja zabrałem jej i talerz – A teraz kanapek.
-Powiedz mi coś. – zacząłem, mierzwiąc swoje dopiero co ogarnięte włosy. Laura poprawiła się tylko niepewnie na krześle, które zaskrzypiało okropnie. Poczuła, a raczej zauważyła, że się zdenerwowałem. Spojrzała na mnie niepewnie – Słuchaj, bo… Właściwie, co to było? Od czasu gdy… Wiesz… To… Nie robiłaś tego. Czy…
-Nic się nie zmieniło – weszła mi w słowo. – Po prostu wyjeżdżasz i…
-Doskonale wiesz, że to nie powód, żeby… Zresztą, nie wyjeżdżam na koniec świata. Tylko do Bydgoszczy. To nie tak daleko. Masz wolne, wpadasz na trening, na mecz… Wpadasz rano do mnie, no cokolwiek.
-Przepraszam. – warknęła poddenerwowana.
-Jak byłem w Częstochowie to się tak nie zachowywałaś.
-Bo była Narcyza…
-Czyli jednak! Coś się zmieniło. Teraz nie ma Narcyzy to myślisz, że…
-Kurwa, Andrzej! Nic nie myślę, jasne? Nic! Ucałowałam Cię w policzek, ot tak. Taki nagły odruch, a Ty szukasz nie wiadomo czego. Przepraszam, już nie będę. – nagle wstała i podeszła do okna, a potem nagle do drzwi.
-Nie zostawiaj mnie tu z tym wszystkim – mruknąłem – Lau, jestem po prostu…
-Poddenerwowany i wkurwiający innych przy okazji? Widzę. – warknęła na mnie i podeszła do kubka z kawą – Więc może lepiej będzie jeżeli zabierzemy się za to pakowanie? Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy, a ja nie będę dawała Ci powodów do myślenia, że cokolwiek się zmieniło.
-Lau…
-Wyciągasz rzeczy, czy ja mam to zrobić?
Nie było wyjścia. Wyciągnąłem swoje rzeczy i w ciszy zaczęliśmy mnie pakować. Myślałem, że to wszystko będzie inaczej wyglądać, że pakowaniu będzie towarzyszyła jakaś gadka – szmatka, śmiechy chichy, głośna muzyka… A tym czasem było całkiem na odwrót.
Westchnąłem. Nie od dziś wiadomo, że nie raz los płata niezłego figla. A ja czułem, że to nie koniec. Że on dopiero się ze mną zabawi. Tylko co może mi się przydarzyć, gdy będę grał trzeci rok z rzędu dla Delecty Bydgoszcz?
***
Sunny: To ja dedykuję ten rozdział czterem wspaniałym osobom. Tak dziewczyny wiecie doskonale o kim mówię:P Z Wami świat stał się kolorowszy i o wiele bardziej zwariowany: Niśku, Panno A, Moniś i Nitko. Jesteście Mega zajefajne :D
Nisiek: Jak ja się cieszę, że ten tydzień już minął! Nie ma to jak codziennie spać po trzy - cztery godziny i pić hektolitry kawy ^^. Ale to już minęło. A maturzystom dalej życzę powodzenia, bo dla niektórych to jeszcze nie koniec. My już na szczęście jesteśmy po maturze - gdyby było inaczej, to nawet byśmy się nie poznały. Przepraszam, włączył mi się słowotok... To po tym rozszerzeniu!
W każdym bądź razie... Mamy nadzieję, że choć troszkę się podobało! Pozdrawiamy, hej!
BOOOOOOOOOOOOOOOOOŻE KOCHANY. powitajcie największego durnia na tej pięknej planecie - MNIE. *le ukłon*
OdpowiedzUsuńmiałam takie fajnego komenta, ale nie byłabym soba, gdybym czegoś nie sknociła i wykasowała wszystkiego w trakcie pisania. sama nwm, jak to zrobiłam. ARGHHHHHH.
lecimy od początku, bo zaraz mnie coś trafi.
a więc: pierwsza scena z Urosem i różami, i całuskiem - miód, cud, truskawki. absolutnie słodka. ale zaraz... czy te róże nie powinny być czerwone? wiecie, symbol miłości czy coś? :> albo dobra, ja tam nie jestem doświadczona.
no tak wiadomo, że zawsze jak jest ładnie, pięknie, to coś się knoci. no i niestety tak było tym razem. Boże, niech Uros ogarnie czuprynę i ad dziewczynie troche luzu! niedługo się z tego areszt domowy zrobi, ludzie co za świat. zazdrość, zazdrość wszędzie.
no love without freedom, huh?
PRZYJAŹŃ MIĘDZY KOBIETĄ A MĘŻCZYZNĄ ISTNIEJE! ... dopóki ktores się nie zakocha.. ; )
jejku, nie wiem, czy ta ucieczka jest dobrym rozwiązaniem. tu trzeba siąść, zrobić ich ulubioną kawę [arg, reklamy czasem sie przydają. ahaahahah] i przegadać sprawę, bo związek im się rozwala. no, ale okej, zobaczymy, co z tego wyniknie. oby ta przerwa, izolacja im pomogła. ;)
Endrju w bokserkach z bananami >>>>>>>>>>> życie.
ahahah.
yh, tu znowu nerwowo.. weźcie ich tam wszystkich ogarnijcie! ja rozumiem, że sezon na burze i inne anomalie pogodowe, ale no kamooon :)
Delecta mówicie.. hym. może coś się zmieni? Resovia zaprasza, jakby co.
tyle ode mnie, czekam na nexta. bye! // lucky loser.
Andrzejek próbuje coś stworzyć między nim a Laurą? Czegoś się doszukać? Mógł ją pocałować w usta i by było ;p No i bardzo nie miło się zrobiło na końcu ;/
OdpowiedzUsuńPatrycja odpoczywa od Urosa. Dziwny jest ich związek, trzeba przyznać. O wszystko i o wszystkich nie można być zazdrosnym. W Polsce na pewno kobita odżyje :)
Pozdrawiam