piątek, 17 maja 2013

Rozdział drugi. Kiedy skończy się młodość, wyjątkową przyjemność sprawiają nam spotkania z ludźmi, którzy przed laty byli naszymi przyjaciółmi i wspominanie wielkich czynów z pradawnych czasów.


Proszę o słuchanie w tle: KLIK

Patrycja:
Polska przywitała mnie słonecznym porankiem, do lądowania pozostało już tylko kilka chwil. Spoglądałam przez małe okienko, podziwiając piękne widoki na zewnątrz i przypominając sobie lata beztroskiego dzieciństwa, jakie spędziłam w swoim ukochanym kraju. W pewnym momencie do mojej wyobraźni wdarł się, obraz dzieci bawiących się na placu zabaw.
Chłopiec i dziewczynka biegający beztrosko niedaleko swoich rodzicieli. Ona drobniutka szatynka, on wysoki brunet, którzy w swoim towarzystwie czuli się jak ryby w wodzie. Andrzej i Patrycja byli nierozłączni jak te papużki do momentu, w którym Pati razem z rodzicami nie wyjechała do USA. Do tej pory pamięci pozostaje obraz twarzy Andrzeja na wieść o tym, że jego ukochana przyjaciółka go opuszcza. Winił za to cały świat, był okropnie zły na wszystko, co zburzyło jego idealnie poukładane życie.
Po kilku komunikatach stewardessy znaleźliśmy się już na ziemi. W hali przylotów zgromadził się ogromny tłum krewnych, którzy czekali z niecierpliwością i podekscytowaniem na bliskich.
Odebrałam swój bagaż i zamówiwszy taksówkę udałam się na Żoliborz. Tam mieszka przyjaciółka mojej mamy jeszcze z czasów liceum. Pani Alina czekała już na mnie w progu drzwi swojego mieszkania.
-Witaj dziecko!
-Dzień dobry — odpowiedziałam z uśmiechem, a ona przytuliła mnie jak matka córkę.
-Wchodź do środka, a jak minęła ci podróż?
-Dziękuję, dobrze, bez zakłóceń.
- To bardzo dobrze, pewnie jesteś zmęczona słońce, ale zanim Cię puszczę to podam do stołu. Zrobiłam naleśniki ze szpinakiem twoje ulubione.
-Ojej dziękuję, pójdę tylko umyć ręce. — zaniosłam walizkę do pokoju, który został mi przydzielony, zmieniłam ubrania, umyłam ręce i zasiadłam razem z ciocią do stołu.
-Opowiadaj dziecinko, co tam u ciebie, tak dawno się nie widziałyśmy.
-Wszystko w porządku studiuję filologię serbsko-angielską z tłumaczeniem, czasami coś przetłumaczę dla konkretnych firm.
-Ooo jestem z ciebie dumna, nie to, co mój Dominik jego całe życie interesował tylko sport, nie nauka…
- I tak osiągnął w życiu wiele, a jeszcze dużo przed nim, powinna być ciocia z niego dumna. Dziękuję za pyszne naleśniki. - Dominik wyjechał do Londynu za pracą, nigdy jakoś nie palił się do nauki, nad czym ciocia do teraz ubolewa. Udało mu się i dzięki temu jest siatkarzem. Zauważyłam ostatnio jakąś dziwną zależność, że większość moich znajomych to siatkarze…
-Ależ nie ma za co serduszko, ale dzisiaj piękny dzień. Wszędzie pełno ludzi w tym hipermarketach, nagle zakupów się wszystkim zachciało. Wiesz, kogo dzisiaj spotkałam?
-Nie mam pojęcia.
-Naszego Andrzejka — sączyłam właśnie sok, którym przez przypadek się nie zakrztusiłam.
-Aha..
-Wraca do Bydgoszczy, do pracy jak on to ujął. — nie wiem, dlaczego moje serce zabiło szybciej. Halo ja mam przecież chłopaka! Co za głupie serce.
-Będę się zbierać, umówiłam się z koleżanką na kawę.
-Dobrze idź, idź dziecko i uważaj na siebie. — wyszłam na zewnątrz i założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Było tak pięknie, skierowałam kroki do naszej ulubionej kawiarni. Dlaczego interesuje mnie los Andrzeja, który nawet nie raczył zadzwonić ani razu po moim wyjeździe? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Szłam ulicami Warszawy i podziwiałam zmiany, jakie poczyniono od tamtej pory, kiedy wyprowadziliśmy się do Ameryki. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu, zajęłam stolik i zamówiłam latte czekając na Laurę.

Andrzej:
Właściwie to moje pakowanie przebiegło w ciszy, ale muszę przyznać, że bardzo sprawnie. A później, gdy chciałem jeszcze zaczepić Laurę, ta po prostu zbyła mnie szybkimi słowami, że musi lecieć, bo się umówiła. Nic więcej. Zazwyczaj opowiadała mi, że leci na kawę z tym i z tym, że musi pogadać z tym i tym. A teraz nagle, że się umówiła i musi lecieć. Nawet nie chciała, bym odprowadzał ją do drzwi, co zwykle robiłem, gdzie gadaliśmy i śmialiśmy się jeszcze przez parę chwil. Również nie pożegnała się ze mną, a zazwyczaj życzyła mi spokojnej podróży i prosiła, bym się odezwał, gdy dojadę.
-Pokłóciliście się? – usłyszałem pytanie mamy jakby z oddali, na co tylko pokręciłem głową. – Na pewno?
-Tak mamo, na pewno. Po prostu się śpieszyła – wytłumaczyłem spokojnie rodzicielce, mimo że sam czułem, że coś jest nie tak. – Idę pobiegać! – zadecydowałem nagle i udałem się do swojego pokoju, by szybko zmienić ubrania na sportowy, wygodny strój do biegania.
-A śniadanie?! Pewnie nic nie zjadłeś z tych kanapek.
-Później mamo! – odkrzyknąłem już w przedpokoju, ubierając na szybkiego buty i zaraz znalazłem się na korytarzu, gdzie zbiegłem ze swojego piętra. Gdy otworzyłem drzwi z klatki poczułem jak wiatr dmucha mi prosto w twarz. Ciarki przeszły mi po całym ciele. Uwielbiałem to. Uśmiechnąłem się do siebie i wkładając w uszy słuchawki, puściłem swoją playlistę, ruszając przed siebie.
Już miałem wracać do siebie, kiedy po drugiej stronie ulicy zauważyłem dobrze znaną mi sylwetkę jakiejś kobiety. Przymrużyłem oczy, by poznać, kto tam idzie. Od razu doszedłem do wniosku, że jest to mama mojego znajomego ze wcześniejszych, młodzieżowych, warszawskich klubów. To była strasznie miła rodzina. Dlatego bez zastanowienia ruszyłem w jej stronę.
-Dzień dobry! Może pomogę? – zapytałem kobiety, a tamta uśmiechnęła się i z chęcią oddała mi reklamówki. Podziękowała mi, a ja tylko powiedziałem, że nie ma za co dziękować. – Co u Pani? Jak zdrówko?
-A dobrze Andrzejku. Właściwie świetnie się czuję.
-A jak tam Dominik? Dobrze sobie radzi w Londynie?
-Dobrze, dobrze. Oczywiście gra w siatkówkę… Tej waszej młodocianej miłości chyba nigdy nie zamienicie na nic innego, prawda?
-Nigdy. – uśmiechnąłem się – Ale Pani chyba nie ma nic, przeciwko, że Domin tam gra?
-Mógłby grać bliżej, wiadomo… A jakby się wyszkolił to może by i tutaj pracę jakąś dostał. A tak to musiał tam jechać.
-Brakuje go Pani?
-Troszkę. Ale teraz to nie bardzo, bo nie mieszkam sama.
-Nie? A z kim?
-A córka Ignatowiczów dziś przyjechała. Nie miała się gdzie zatrzymać, więc… No ugościłam ją.
Córka Ignatowiczów?! Przecież to była Patrycja! Jego Patrycja!
-Patrycja przyjechała?
-A no tak, przecież Wy się doskonale znacie. No Patrycja. Tak się zmieniła przez te kilka lat. Teraz taka dorosła, piękna kobieta. I mądra. Od początku wiedziałam, że coś z niej będzie. Szkoda była jak tak wyjeżdżała. Było widać, że strasznie nie chciała, prawda?

-Ej, my już musimy iść! – odezwał się ktoś z ich przeciwnej drużyny meczu siatkówki na jednym ze szkolnych boisk.
-No! Ale jakoś się jeszcze zmówimy na meczyk?
-Tylko, że to już koniec roku… - odezwał się chłopak, który łapał piłkę siatkową.
-No dobra, na chwilę z domu można się ruszyć. To jak coś to…
-Dobra – przerwał im wysoki brunet – Spoko.
-No to idziemy. Na razie! – rzucili na pożegnanie i ruszyli przed siebie, zaraz coś do siebie szepcząc i odwracając się raz po raz.
-Damy radę, co? – wysoki brunet uśmiechnął się do niskiej szatynki, która poprawiała się na ławce. Pokiwała głową i wbiła wzrok w nierówny chodnik. – Hej, co jest?
-Każdy mecz… Każdy wypad na dwór jest dla mnie… Znaczy… To wszystko… No już za niedługo nie będę tego miała.
-Co?
-Wronku, wyjeżdżam po zakończeniu roku szkolnego. Na stałe.
-No chyba sobie jaja robisz. Gdzie?
-Do USA, z rodzicami. Dostali pracę i…
-Nie Pat. – pokiwała głową – Nie prawda. Powiedz, że żartujesz!
-Nie żartuję. Chciałabym żartować! – wbiła we mnie wzrok, a ja jedyne, co mogłem zrobić, to przyciągnąłem ją do siebie i oparłem podbródek na jej czole. – Boże... Ja tak bardzo nie chcę tam jechać! Tu mam wszystko. Mam Ciebie, mam Laurę, znajomych, nasze ulubione miejsce. Już tutaj wszystko znam i…
-Ale jest szansa zobaczyć się na mojej studniówce, nie? - wyrwała się z mojego uścisku i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. To był taki okropny widok… Pokręciła głową. – Jak to nie? Przecież od zawsze planowaliśmy, że to Ty ze mną pójdziesz.
-Rodzice mnie nie puszczą. Nie samą z USA do Polski, przecież. Zresztą, nie mam jeszcze osiemnastki… Na pewno się nie zgodzą. Będziesz musiał zabrać ze sobą Laurę.
-Ja pierdole. – wymruczałem, na co tylko dostałem od niej kuksańca w bok. – A mieliśmy takie plany…
-Niestety, życie pokazuje, że ma je gdzieś.
Pokiwałem głową, przytulając się do niej jeszcze ciaśniej niż chwilę temu. Ona była dla mnie najważniejszą osobą w tej cholernej Warszawie. Była cudowną przyjaciółką i dziewczyną. Nie chciałem jej stracić. A czułem, że tak właśnie się stanie, gdy wyjedzie.  

-Andrzejku?
-Tak, tak. Oczywiście… Tu miała wszystko, a tam ze sobą tylko rodziców. Ale mówi pani, że wróciła i mieszka z panią? – starsza pani pokiwała głową – To gdzie teraz jest?
-A wiesz… Wy, młodzi. Poleciała spotkać się z tą swoją przyjaciółką Laurą. Pewnie tęskniły za sobą jak głupie. Tyle lat się nie widzieć… - chłopak pokiwał tylko głową, wiedząc gdzie tak szybko zmyła się przyjaciółka. I w końcu, po latach, dowiedział się, gdzie znikała prawie na całe wakacje. Była z Patrycją. Na pewno!
I nigdy mu o tym nie powiedziała…

Patrycja:
Czekam już od dwudziestu minut, a Li nadal nie ma. Nareszcie raczyła coś napisać:  Przepraszam Cię bardzo będę do 10 minut, okropne kroki na mieście. Laura. To bardzo ciekawe, swoją drogą skąd ona jedzie chyba z Gdańska… bo na pewno nie z Warszawy. Po kilkunastu minutach do budynku wbiegła zdyszana Laura i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
-Hej, naprawdę Cię przepraszam, ale okropne kroki na mieście, a w dodatku pomagałam koledze w przeprowadzce. — kelnerka przyniosła kawę i herbatę owocową i postawiła przed nami.
-Andrzejowi, tak? — Li pijąc kawę o mało się nie zakrztusiła.
-Skąd wiesz?
-Nie istotne.
-Czyżby? Czy mi się wydaje, czy ty jesteś zazdrosna?
-Nie mam o co.
-Racja przecież masz chłopaka. — w jej tonie słychać było ironię, gdzie podziała się moja dawna Li?
-Ty nie masz, więc możesz robić, co ci się rzewnie podoba?
-Sama sobie zaprzeczasz, czyli coś jest na rzeczy, skoro interesuje Cię, co robi Andrzej.
-Możemy się przestać kłócić i zmienić temat? — próbowałam jakoś załagodzić to wszystko i wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- A co tam u Urosa? Dlaczego z Tobą nie przyjechał?
-Wszystko w porządku, nie mógł z racji tego, iż rozgrywają niedługo mecze.
-Nie wybierasz się na nie?
-Mogę zapytać, do czego dążysz tymi pytaniami?
-Do niczego, po prostu pytam z ciekawości.
Posiedziałyśmy jeszcze troszeczkę w kawiarni, powspominałyśmy dzieciństwo. Zawsze odkąd pamiętam trzymaliśmy we trójkę: Andrzej, ja i Laura.
Co prawda Li trochę później do naszej dwójki dołączyła, bo po przeprowadzce z Zamościa do Warszawy… Od tamtej pory też zawsze podkochiwała się w Andrzeju, chociaż wiedziała, że nie miała u niego szans.
Zrobiło się późno, więc rozstałyśmy się, każda z nas poszła w swoją stronę. Pogoda uległa małej zmianie, ochłodziło się troszeczkę i wiał porywisty wiatr. Wybrałam krótszą drogę, czyli przez park — nasz park. Przyjechałam, aby przemyśleć pewne sprawy i odpocząć, a okazało się, że wpadłam w drugie sidła wspomnień, które niekoniecznie są przyjemne. Wróciłam do mieszkania, które było moim obecnym miejscem zamieszkania, cioci Aliny nie było. Wzięłam prysznic ubrałam pidżamę i położyłam się na łóżku. Coś mnie kusiło, niedobre serce i podświadomość - włączyłam laptopa i otworzyłam plik ze zdjęciami. Zamiast zapomnieć, robiłam coś zupełnie odwrotnego. Sama nie wiedziałam dlaczego, przeglądałam zdjęcia i mimowolnie się uśmiechałam. Było już północy, kiedy opatulona kołdrą zasnęłam. Nocne koszmary nie pozwalały spać, toteż rano obudziłam się, a właściwie zerwałam na równe nogi. W dodatku w moim pokoju siedziała Laura, ciekawe kiedy tutaj weszła.
-Co Ty tutaj robisz? — spytałam zaskoczona jej wizytą, o tak wczesnej porze.
-Przyszłam Cię przeprosić za wczoraj głupio wyszło… — jakoś nie widziałam szczerości w tym wyznaniu, no ale od tylu lat się przyjaźnimy, więc przymknęłam na to oko.
-Nie gniewam się, napijesz się czegoś?
-Chętnie poproszę o herbatę. — ubrałam szlafrok i obie poszłyśmy do kuchni, cioci nie było w domu, ale wychodząc do pracy zostawiła tosty i ciepłą wodę. Usiadłyśmy przy stole i zajęłyśmy się konsumpcją śniadania. Nagle rozdzwonił się telefon Li.
-Cześć
-…..
-Jasne, będę za góra dwie godziny.
-…..
-Nie ma sprawy, trzymaj się.
-Strasznie Cię przepraszam, ale muszę już lecieć, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, nie gniewaj się miłego dnia papapa. — pożegnałyśmy się i zniknęła za rogiem swoim nowiuśkim oplem Cascadą. Ja natomiast postanowiłam, że poszukam jakiejś pracy i załatwię sprawę ze studiami.

***
Jak zwykle: Mamy nadzieję, że się podobało. 
Sunny dziś niestety się nie wypowiada, ale ja oczywiście zrobię to z przyjemnością. Zrozummy kobietę, późno wróciła, a jeszcze jutro urządzamy "piknik", na który niech się już powoli szykuje... Znaczy, tak tylko mówię. Ale Ona o tym doskonale wie.
Coś prócz prywaty... Za tydzień pierwsze mecze reprezentacyjne w tym sezonie. Osobiście stęskniłam się za nimi jak wariatka, żałuję tylko, że obejrzę tylko jedno z dwóch spotkań, ale to i tak lepsze niż nic! Zresztą, odbije to sobie później.
Ale to już pewnie nikogo nie interesuje, a więc do spisania za tydzień! Pozdrawiamy, hej!

2 komentarze:

  1. No heej. Rozdział przeczytany. Pieczątka jakości przybita! :) pewnie, że mi się podobało! nie moglo byc inaczej (; piszę spod kołdry, wiec tym razem się nie bd rozpisywac.
    Ignatowiczow...oczywiście przeczytałam 'Ignaczakow', no coz, zboczenie zawodowe. xd wspomnienia, wspomnienia to jest to! tego nam nikt nie odbierze (no chyba, ze jakiś wampir nam wspomnienia zlikwiduje, lol)no i ciekawe, kto to do Laury dzwonił...w sumie fajne zdrobnienie - Li. takie slodkie *.* jejku, zaraz mnie coś trafi z tym telefonem, więc zegnam się i do nexta! lucky loser x

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczuwam zazdrość Laury o Patrycję. Chciała się czuć ważna dla Andrzeja, a wiem, że przy dawnej przyjaciółce odejdzie w cień. Cóż można poradzić, miłość.
    Myślałam, że może Wrona się spotka ze "starą znajomą" ;) Tyle wspólnych wspomnień ożywa, może zachowali dla siebie miejsce w sercu? :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń