piątek, 31 maja 2013

Rozdział czwarty. Nie potrafię ukryć swych uczuć.

MUZYKA W TLE: KLIK

Laura:
Wracam sobie kulturalnie i elegancko z babskiego wieczorku do domu. Co za przeklęte światła dzisiaj, to chyba rzeczywiście mam pecha, już 3 czerwone z kolei. Czy te świata się uwzięły czy jak? Nagle słyszę dźwięk przychodzącej widomości, korzystam z chwili i odczytuję smsa:

Lau, przepraszam za to, co było ostatnio. Chcę o tym pogadać, okej? Odezwij się. A najlepiej wpadnij. Przecież trzeba utrzymywać naszą tradycję, co do spotkań w Bydgoszczy. Czekam.
No nie wierzę, czyżby mu się coś odmieniło? Taa zadzieram kiecę i już lecę, nie doczekanie Twoje. Nie zauważyłam nawet jak zmieniły się światła, gdyby uprzejmy pan za mną nie zaczął by trąbić, stalibyśmy tak do rana. Po głębszych przemyśleniach stwierdziłam jednak, pojadę cóż mi szkodzi. Muszę wykorzystać sytuację, póki jeszcze nie wie, że jego „ukochana” Pat wróciła. Wystukałam jeszcze wiadomość zwrotną i ruszyłam w stronę Bydgoszczy.
Nie gniewam się, może nie kłóćmy się już, bo to nam nie potrzebne. Będę za jakieś 1,5 godziny u Ciebie. Całuję Lau.
Po drodze wstąpiłam jeszcze do hipermarketu po zakupy, bo znając tego głodomora to jego lodówka świeci pustkami. Coś mi się wydaje, że jego żona będzie miała z nim ciężko…

Andrzej:
Lau, przepraszam za to, co było ostatnio. Chcę o tym pogadać, okej? Odezwij się. A najlepiej wpadnij. Przecież trzeba utrzymywać naszą tradycję, co do spotkań w Bydgoszczy. Czekam.
Nie miałem siły i musiałem jej to napisać. Nie mogłem pozwolić, by nasza długoletnia przyjaźń poszła na marne. Po wysłaniu wiadomości i otrzymaniu raportu, że sms doszedł, rzucam telefon w pościel i sam wyciągam się na swoim łóżku.
Chciałem z nią pogadać o wielu rzeczach. O tym, czy przez te wszystkie lata widywała się z Patrycją, a jeśli tak, to dlaczego nigdy nic o niej nie mówiła? I czy to wtedy, u mnie w domu… Nie było spowodowane tym, że ona wiedziała, że wraca Ignatowicz?
Usłyszałem burczenie mojego telefonu i wymacałem go dłonią. Zaraz też odczytałem sms zwrotnego od Laury:
Nie gniewam się, może nie kłóćmy się już, bo to nam nie potrzebne. Będę za jakieś 1,5 godziny u Ciebie. Całuję Lau.
Tak. Teraz to już tylko czekać… Podłożyłem ręce pod głowę i przymknąłem oczy. Dosłownie na chwilkę musiałem dać odpocząć moim zmordowanym oczom. Dosłownie na chwilkę…

Laura:
Że też nie miał się gdzie przenieść! Tylko do Bydgoszczy, większej dziury to już nie umiał znaleźć?! Po jakichś 20 minutach poszukiwania idealnego miejsca do pozostawienia mojego samochodziku, udałam się pod wyznaczony adres. Nie to już jest przegięcie 7 piętro czy on już na głowę upadł?! Jeszcze żeby tutaj windę mieli, ale nie, bo po co… wchodzę i wchodzę i końca nie widać. No ileż można do jasnej cholery. No nareszcie dotarłam pod drzwi oznaczone numerem 21. Zdyszałam się troszeczkę, już nie ta kondycja. Zapukałam kulturalnie do drzwi, które otworzył mi jakiś facet. W sumie to nawet przystojny i nie kompletnie ubrany.
-Cześć, jest Andrzej?
-Tak u siebie, pierwszy po prawej pokój.
-Dzięki, a byłabym zapomniała tutaj macie żarełko, bo znając was to w lodówce jest tylko światło.— wgramoliłam się do ich mieszkanka i skierowałam kroki w stronę wskazanego miejsca.
Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się śpiący beztrosko Andrzej. Wyglądał przy tym tak słodko. Nie miałam serca go budzić, więc zdjęłam buty i wgramoliłam się na łóżko ostrożnie, aby go nie obudzić i wtuliłam się w niego. Pachniał tak słodko tymi swoimi perfumami od Hugo Bossa i w dodatku czułam niedawno zjedzone spaghetti w powietrzu wydychanym z jego płuc. Co by oznaczało, ze nie dawno jadł pyszny obiadek i na mnie nie poczekał. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w objęciach Morfeusza.

Andrzej:
Otworzyłem oczy i nieprzytomnie rozejrzałem się po moim bydgoskim pokoju. Niby wszystko w porządku, tylko coś mnie gniotło w mój prawy bok. A na dodatek czułem, że coś mnie mocno opatula. A przecież nie przykrywałem się, kiedy zamykałem oczy. Przeniosłem wzrok na to coś, a to jeszcze się ruszało.
-Kurwa mac! – wrzasnąłem, a dopiero potem zacząłem ogarniać, co się dzieje. Bo oto obok mnie najspokojniej na świecie leżała sobie… Laura – Ja pierdole!
-Co się stało? – do pokoju wleciał zaciekawiony Marcin, a widząc nasze miny, po prostu roześmiał się głośno, opierając ręce na udach – Musielibyście się zobaczyć! Wyglądacie przezabawnie!
-Kurwa mac, Waliński! Nigdy więcej mi tak nie rób, bo Cię zapierdole! – krzyczałem, wyskakując z łóżka jak opętany.
-Ale to nie ja. To Twoja przyjaciółka! – zaczął się bronić, kiedy powoli do niego podchodziłem – Ja ją tylko do Ciebie wpuściłem!
-I to był błąd jełopie! A teraz wynocha! – pokazałem mu palcem drzwi, a tamten wzruszając ramionami poszedł do siebie.
Tak, takie akcje również zdarzały się w naszym mieszkaniu. Było ich mniej, ale były. I w sumie nie przejmowałem się kolegą z fachu, bo on doskonale wiedział, że przecież nie miałem nic takiego na myśli. Ot tak, po prostu wkurzony facet krzyczy na innego faceta.
-Co ty wyrabiasz? – warknąłem wściekły
-Nic, tylko się położyłam obok Ciebie i tak…
-Posłuchaj. Nie wiem, co Ty tworzysz, ale do tego etapu nigdy nie wrócimy, jasne? Nigdy. To przeszłość.
-Ale…
-Nie przerywaj mi! To nie ważne, że spędziliśmy ze sobą naprawdę dobry czas po tym, jak Patrycja nas zostawiła. To było kiedyś, ale Ty jak widać o tym nie zapomniałaś.
-Andrzej…
-Zresztą… Ty chyba robisz to tylko dlatego, że Patrycja wróciła, prawda? – zapytałem, a ona otworzyła usta chcąc mi coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wychodził z jej ust. – Tak myślałem.
-To nie tak…
-Co, może nie jesteś przez nią zagrożona? Dobrze wiem, że tak właśnie czujesz.
-Skąd możesz wiedzieć, co ja czuję?! Zresztą… skąd wiesz o Ignatowicz?
-Ignatowicz? To już nie o „mojej najlepszej przyjaciółce Pat, z którą spędzałam każde wakacje nie mając zamiaru Cię o tym nigdy informować”?
-O co Ci chodzi?
-O to, że o niczym mi nie powiedziałaś! Że się widujecie! Że masz z nią kontakt!
-A co by to u Ciebie zmieniło? Powiedz mi, co?!
-Może nie byłbym takim idiotą, że dałem jej odejść! Może powiedziałbym, że coś do niej czuję! A może to wszystko by coś zmieniło? Może by wróciła? Skąd mam to wiedzieć? Nie dałaś mi szansy, żebym się o tym przekonał.
-Andrzej… To ona z Ciebie zrezygnowała! To ona nie dała wam szansy, a nie, że to Ty wszystko zmaściłeś! Nie obwiniaj się!
-Kiedy to moja wina! Może ona na to czekała? Na to, żebym coś zrobił, żebym ją zatrzymał. Nie żebym oczekiwał, tylko żebym pokazał jej, że chcę by tu została!
-Dzwoniłeś, pisałeś! I tym pokazywałeś, że chcesz tu wróciła!
-Ale widocznie to nie było wystarczające! – wrzasnąłem – To było za mało! Za mało się starałem!
-Boże… Ty ją dalej kochasz…
-Nie.
-Tak!
-Dobrze wiesz, że nie ją. Narcyzę. Zresztą nieważne. Po prostu chodzi mi o to, że Ty mnie okłamałaś!
-Stary, to Ty mnie nie okłamuj! Tu kompletnie nie chodzi o mnie, ani o Narcyzę. Ją, nas, już masz w dupie. Pierdolisz bez sensu.
-Nie mam Cię w dupie. Lau, przecież…
-I znów się okłamujesz. Wiesz co, Andrzej? Ta rozmowa do niczego nas nie doprowadzi. Ty będziesz mnie święcie przekonywał, że teraz to ja jestem tą ważną. Ale tak nie jest. Patrycja wróciła. Jest tutaj, w Polsce, w Warszawie. Za niedługo będzie też w Twoim sercu. A raczej już tam jest, wiem to. Zresztą nigdy stamtąd nie odeszła. Zawsze miałeś nadzieję, że wróci. I wróciła. I nie mów mi, że się mylę, bo znam Cię już na tyle. Nie dość, że widziałam jak cierpiałeś po jej wyprowadzce, to jeszcze widziałam jak wyglądał nasz związek!
-Lau…
-Z nią nigdy by to tak nie wyglądało! Co z tego, że byliśmy razem, skoro przez sen mówiłeś jej imię!
-Nie prawda! Kłamiesz!
-Nie kłamię. Po prostu nigdy Ci o tym nie powiedziałam. Miałam nadzieję, że to minie. Ale nie minęło. Za każdym razem, gdy zostawałeś w nocy słyszałam Twoje rozpaczliwe „Pat, chyba żartujesz. Nie zostawiaj mnie!” – poczułem napływające łzy do kącików moich oczu. To musiało ją bolec. Tyle czasu to wytrzymywała, bo przecież kilka lat.
-Przepraszam.
-Teraz mnie nie przepraszaj. Nigdy nie przepraszaj za to, co czułeś, czujesz. Za to, co było prawdziwe. Po prostu nie okłamuj się, idioto. Nie udawaj, że jej nie kochasz. I nie sprawiaj, bym musiała kiedyś Ci to powtórzyć, bo po prostu tego nie zrobię. Teraz daję Ci szansę. Albo bierzesz się w garść, albo koniec skomlenia o Patrycji. Wybierzesz ją – koniec ze mną.
-Dlaczego?
-Bo nie będę mogła patrzeć na to, jak jesteście tak cholernie szczęśliwi. Wyjechała – wróciła i co? Będzie Twoja! A ja? Byłam tutaj zawsze. Ale nigdy tak naprawdę nie byłam Twoja.
-Lau…
-Nie będę mogła na nią patrzeć, na jej szczęście. Że ma to, czego ja pragnęłam od początku. Twojej miłości. Tak. Kochałam Cię. Kocham Cię nadal, ale to się nie liczy, bo wróciła Patrycja. A ona zawsze będzie tym numerem jeden.
W tym momencie, po raz pierwszy w życiu, zobaczyłem, jak Laura zaczyna płakać. Jak zbiera swoje rzeczy i po prostu ucieka z mojego mieszkania. Boże! Nigdy nie miałem okazji zobaczyć jej z tej strony. Zawsze była silną i przebojową dziewczyną. Wiecznie się śmiała i miała wszystko w dupie. Teraz widziałem, że udawała. Udawała przez cały ten czas, bo miała tę jedną jedyną słabość. Miała mnie.

Laura:
A miało być tak pięknie, ale nie jest i to dzięki temu drugiemu pajacowi, który dzieli mieszkanie z Wroną. Władował się do jego lokum i wszystko spieprzył. Andrzej wyskoczył z łóżka jak oparzony i się zaczęło… karczemna awantura, przez tyle lat łudziłam się, że może coś z tego będzie, ale nie, on postanowił rozwiać moje nadzieje. Nie chciałam już tego słuchać, to tak cholernie bolało. Patrycja pewnie by pomyślała, że jestem zimną suką i nie mam uczuć i tutaj się myli. Ona jeszcze gorzko tego pożałuje. Przyjeżdża sobie tak bezkarnie do Polski i myśli, że wszystko jej wolno. Nie tak nie będzie! Wybiegłam stamtąd, miałam dość, cały świat w jednym momencie się zawalił.
-Lau zaczekaj! — usłyszałam jeszcze głos Andrzeja gdzieś w oddali.
Ale ja nie słuchałam, po drodze wpadłam na drabinę o imieniu Marcin potrącając go, trzeba nie było włazić mi pod nogi. Zbiegłam po schodach i wsiadłam do samochodu, z piskiem opon odjechałam z przed bloku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z powrotem w cieplutkim domku z dala od całego tego zgiełku i syfu…

***
Sunny: Nareszcie doczekałyśmy się rozgrywek Ligi światowej już dzisiaj swoje spotkania rozgrywa grupa C, a za tydzień już nasi panowie będą bronić złota zdobytego w Sofii. Dzisiejsza wygrana Jerzego Janowicza + rozgrywki ligi światowej = energia co najmniej do września!
Nisiek: Ludzie, ten tekst ma prawie cztery strony! Mamy nadzieję, że się podobało. Z mojej strony mogę zagwarantować, że w piątce dopiero się będzie działo! Tylko jeszcze trzeba ją napisac, niestety pani Sesja na to nie pozwala. Ale jakoś damy radę! No i to w sumie tyle… A nie!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA w dniu jutrzejszym! W końcu każdy z nas jest dzieckiem dla swoich rodziców. Mam nadzieję, że dobrze go spędzicie. Ja planuję start z nowym króciutkim opowiadaniem. Jak ktoś ma ochotę, to może niech da znak i zostawi jakiś kontakt do siebie? Chyba, że Sunny go posiada. No teraz to już naprawdę wszystko.
Pozdrawiamy, hej!
:)

piątek, 24 maja 2013

Rozdział trzeci. Wszystko sprowadza się o Ciebie i do mnie...

Muzyka w tle: KLIK

Patrycja:
Tak jak sobie postanowiłam tak też uczyniłam ubrałam się, dopiłam herbatę i wyszłam z domu. Na zewnątrz panowała wietrzna pogoda, ale świeciło słoneczko i to ono wszystko rekompensowało. Przypomniałam sobie, że wczoraj, kiedy byłam w kawiarni zauważyłam ogłoszenie na drzwiach, że poszukują kelnerki. Złożę tam swoje CV i jeszcze w kilku miejscach, nie ważne, jaka praca byle była i płacili godziwie. Teraz pozostaje czekać na odpowiedź, może ktoś się odezwie. Została jeszcze sprawa ze studiami. Muszę zadzwonić do dziekanatu mojej starej uczelni, aby wysłali mi papiery, bo nie wszystkie mam przy sobie. Byłam na uniwerku wstępnie zorientować się czy mam jakiekolwiek szanse na przyjęcie. Pani w dziekanacie wszystko mi wyjaśniła, muszę tylko złożyć wszystkie potrzebne dokumenty i mogę zacząć studiować. Poczułam ogromną ulgę, może nareszcie ułożę sobie życie tak jak należy. Wracając do domu odebrałam telefon z pozytywną odpowiedzią w sprawie pracy. Jutro miałam stawić się na rozmowie kwalifikacyjnej. Czyli jeszcze jakieś resztki szczęścia są zarezerwowane dla mnie. Zaparzyłam sobie ulubioną herbatkę, zjadłam obiad i zadzwoniłam do serbskiego dziekanatu. Po krótkiej rozmowie dowiedziałam się, że w ciągu kilku dni powinnam otrzymać papiery, oraz że to nie jest dla nich żadne problem i życzą mi powodzenia. Szczerze? Ulżyło mi i to bardzo, przynajmniej nie muszę wracać do Serbii i osobiście tego załatwiać. No właśnie Serbia i Uros… i jak na zawołanie rozdzwonił się telefon, spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało imię Uros. Nie miałam ochoty rozmawiać z nim w tej chwili. Coraz bardziej wydawało mi się, że to tylko taka wakacyjna miłość, a moje serce należy do innej osoby. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło.
-Nad czym tak rozmyślasz Patusiu? — moje rozważania przerywa głos cioci.
-A tak o wszystkim, co do tej pory się wydarzyło — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-O Andrzejku, prawda? Taka ładna byłaby z was para. — czułam, że rumienię się jak małe dziecko, które okłamało rodziców z jakiegoś ważnego dla siebie powodu.
- Wątpię, zresztą Andrzej pewnie znalazł już sobie dziewczynę, tak już czasu już minęło…
- Chyba nie mówisz o Laurze? — o mało, co, a oczy by mi wyszły na wierzch, a to mała żmija wykorzystała to, że wyjechałam, aby zbliżyć się do niego. To by wyjaśniało fakt, dlaczego mu pomaga i ukrywa to przede mną.
- Ja tam ciociu nie wiem czy oni są razem czy nie. Zresztą mnie to już nie dotyczy.
-Co Ty opowiadasz dziecinko, widziałam w jego oku ten błysk, kiedy usłyszał, że wróciłaś. Mówię Ci to jest szansa, którą dał wam los i wykorzystajcie ją dobrze. — moje serce znów fiknęło koziołka, to jest już nie do zniesienia. Co ten człowiek wyrabia z moimi uczuciami??
I na tym zakończyła się rozmowa o Andrzeju. Nie chciałam dalej drążyć tego tematu. Położyłam się wcześniej z racji tego, z jutro czekał mnie pierwszy dzień w pracy. Chciałam dobrze wypaść przed przyszłym pracodawcą, w końcu muszę z czegoś żyć, nie będę przecież ciągle żyć na utrzymaniu cioci nie wypada. Rodziców tez nie będę poprosiła o pomoc.
Strasznie stresowałam się przed tą rozmową mimo tego, że nie była ona pierwsza w moim życiu. Być może za bardzo chciałam dostać tę pracę?
-Pani Patrycja Ignatowicz? Zapraszam.
Oto moja chwila prawdy. Wyszłam stamtąd przeszczęśliwa, tak, dostałam tę pracę. Szef był zadowolony z moich referencji, od tego weekendu mogę zaczynać. Zostałam tez oczywiście zapoznana z personelem, który przyjął mnie życzliwie oraz poinstruowana, co i jak trzeba robić. No nie może być, w końcu szczęście zaczyna mi sprzyjać? Po drodze wstąpiłam do piekarni po coś „słodkiego” do zjedzenia.
-Dzień dobry pani Asiu
-Dzień dobry Patusiu, tyle lat się nie widziałyśmy
-Zgadza się
-Ale na stałe już wróciłaś do Polski?
-Raczej tak
-To dobrze, to co zawsze?
-Tak poproszę — uśmiechnęłam się do ekspedientki, zdziwiłam się, że jeszcze pamięta, co razem z Andrzejem tutaj kupowaliśmy. Dlaczego znów ten człowiek, wszystko wokół kojarzy się z nim, a tak chciałam zapomnieć, tak bardzo go zraniłam…
-Andrzej na pewno się ucieszy, że wróciłaś — uśmiechnęłam się tylko, no bo co miałam powiedzieć? Zapewne tak? O nieee…
Zapłaciłam za produkty i już miałam wychodzić z piekarni, kiedy to moim oczom ukazała się rodzicielka kogo? Andrzeja.
-Patusiu wróciłaś, nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Dzień dobry pani Agnieszko. — porwała mnie w swoje ramiona i przytuliła.
-Andrzej się ucieszy na pewno z Twojego przyjazdu. — co oni wszyscy mają z tą radością Andrzeja?? Ja mam wrażenie wprost przeciwne, że jak się w końcu spotkamy to będą wyrzuty…
-Opowiadaj, co tam u ciebie, tak dawno Cię nie widziałam, wyładniałaś.
-Dziękuję, wszystko dobrze, rozpoczynam studia magisterskie.
- Rodzice są na pewno z ciebie dumni, może wpadniesz w weekend na obiad?
-Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale cały tydzień pracuję.
-Jaka szkoda, ale wpadnij do nas kiedyś.
-Dziękuję za zaproszenie, skorzystam w wolnej chwili.
Pożegnałyśmy się i nareszcie wróciłam do domu, ale tutaj nawet spokoju nie można zaznać. Już któryś raz z kolei dzwoni Uros, czy on naprawdę nie rozumie, że nie chcę z nim rozmawiać?!

Uros:
Nie wiem, który to już raz wybrałem numer swojej wakacyjnej miłości. Wciąż mnie ignorowała, ale ja nie odpuszczałem. W końcu przecież musiała ode mnie odebrać!
-Halo? – słyszałem jej zniecierpliwiony głos, a ja odetchnąłem głośno.
-No nareszcie raczyłaś odebrać! Co Ty wyrabiasz? Co ty wszystko ma znaczyć? Zachowujesz się jak rozkapryszona nastolatka, nie możesz ze mną normalnie porozmawiać? – zasypałem ją pytaniami, na co westchnęła. Doskonale było to słychać.
-Znów zrzucasz wszystko na mnie! A Ty jak się zachowujesz?
-Nie chcę się kłócić.
-Ale i tak to skończy się awanturą, Uros! – usłyszałem jej zmieniony już głos, co znaczyło tylko, że zrobiło jej się przykro – Zawsze tak będzie!
-Nie będzie.
-Posłuchaj! Twoje obietnice nic nie zmienią. Jesteśmy całkowicie inni, doskonale o tym wiesz. Przepraszam, ale pomyliłam się, myśląc, że może to się uda. Proszę nie dzwoń do mnie więcej, zapomnij o nas.
-Słucham? Po tych kilku miesiącach dowiaduję się, ze byłem tylko dodatkiem w Twoim życiu? – prychnąłem wściekły. Naprawdę bardzo ją lubiłem, ale teraz zaczynała mnie denerwować!
-Przestań, proszę… Nie komplikuj tego.
-O nie Pat. Nie zostawię tak tego. Znajdę Cię i wtedy inaczej sobie porozmawiamy! – krzyknąłem, a ona chyba ze strachu się rozłączyła. Cholera, nie chciałem jej wystraszyć. Po prostu… Zaskoczyło mnie to, co powiedziała o naszym rozstaniu. I to przez telefon! Naprawdę jak jakaś niedojrzała małolata! A to przecież ja byłem od niej młodszy.

Andrzej:
Wyłączyłem silnik i oparłem głowę o kierownicę. Westchnąłem ciężko. Nie, nie dlatego, ze byłem zmęczony po podróży. Po prostu zawsze w takim momencie dzwoniłem do Laury. Że jestem już na miejscu, że podróż w miarę spokojna, że nie było niebieskich, ani że nikt nie zajechał mi drogi. Ale w tej chwili sam nie wiedziałem, czy mam to zrobić czy nie. Mimo tego, darowałem sobie. Wyszedłem z samochodu, zamknąłem go i zabierając swoje rzeczy udałem się do swojego mieszkania. W zasadzie to do naszego mieszkania, które dzieliłem z Marcinem Walińskim.
Zapukałem do naszych drzwi, bo zobaczyłem jego samochód na parkingu przed blokiem. Usłyszałem jakieś szybkie kroki i zaraz zobaczyłem swojego kolegę.
-Siema Wrona! Wchodź. Dawaj te torby, pomogę Ci – rzucił mi się z pomocą, na co tylko mu podziękowałem. Dobrze mi się z nim mieszkało. Razem dawaliśmy radę. Czasami z pomocą wpadała jego dziewczyna, ale przecież nie mieliśmy serca zaganiać jej do roboty.
Otworzył mi drzwi do swojego pokoju, który opuściłem kilka miesięcy temu. Postawił torby przy łóżku i obejmując mnie ramieniem, zaprowadził do kuchni. Zaraz naładował mi szybkiego spaghetti i kazał siadać. I zaczęło się opowiadanie jak tam minęły nam wakacje.
-Poczekaj, poczekaj. – rzuciłem, kiedy opowiadał kolejną akcję ze swoją dziewczyną, a ja poczułem w kieszeni wibrację swojego telefonu – Muszę odebrać, sorry na chwilę.
Wstałem od stołu i udałem się do swojego pokoju. Tam zacząłem rozmawiać z mamą, która właśnie do mnie dzwoniła.
-I jak tam? Dojechałeś? Wszystko w porządku? – od samego początku zasypała mnie pytaniami, ale grzecznie odpowiadałem, że wszystko dobrze. – To się cieszę.
-Mamo, ale Ty chyba nie po to dzwonisz? – od razu wyczułem, że to nie o to chodzi. – Mów, co się stało.
-Bo wiesz… Spotkałam Patrycję w Warszawie – usłyszałem jej imię i aż poczułem dreszcze przechodzące przez cały kręgosłup. – I wydaje mi się, że zostaje na stałe. Mówiła, że w tygodniu pracuje, a w weekendy studiuje. I…
-Po co mi to mówisz? – warknąłem – Po co?
-Andrzej… Zaprosiłam ją na obiad.
-Zwariowałaś!
-Przecież kiedyś się przyjaźniliście!
-Kiedyś mamo, kiedyś. Kiedyś to znaczy bardzo dawno temu. Teraz właściwie w ogóle jej nie znam… Nie chcę, by jakaś obca osoba pałętała mi się po domu.
-Synku, ja i tak wiem, że ona nigdy nie przestała być dla Ciebie obca. – nie wytrzymałem. Rozłączyłem się. Miałem dosyć informacji o tym, że Patrycja wróciła. Co mnie to właściwie obchodziło? Wyjechała kilka lat temu, kompletnie się do mnie nie odzywając. A przecież ja pisałem, dzwoniłem… Gdzieś miałem to, że siedziała w USA i że za połączenie zapłacę majątek. Ona nigdy jednak nie odebrała, nie odpisała. Nagle zapomniała o mnie? O tym, z którym spędziła prawie wszystkie lata w Polsce? To nie było możliwe.
Zresztą, co było to było. Teraz kompletnie się dla mnie nie liczyła. Była kimś obcym… Teraz to Lau była moją najlepszą przyjaciółką. To Lau pomagała zapomnieć mi o Narcyzie. Lau i siatkówka. To one były najważniejsze. Nikt inny. Żadna tam Patrycja, którą tak kiedyś uwielbiałem…
-Wroniacz, chodź bo Ci wystygnie! – usłyszałem głos Marcina, więc wstałem ze swojego łóżka i opanowując swój głos, oddychając głęboko, z powrotem przeszedłem do kuchni – Co jest?
-Nic takiego – machnąłem ręką, ale w środku aż się we mnie gotowało. Lau, Pat, Lau, Pat… - Kurwa mac!
-Co?
-Zimne jak skurwysyn – mruknąłem, od razu wrzucając posiłek do mikrofalówki.
-To chyba nie chodzi o spaghetti.
-A przestań…
-Andrzej…
-Kurwa, daj mi spokój! – wrzasnąłem, kierując się do przedpokoju, ubierając buty i wypadając z mieszkania jak oparzony. Chyba potrzebowałem świeżego powietrza. Dużo powietrza. Bardzo dużo.

***


Sunny: Nareszcie doczekaliśmy się okresu reprezentacyjnego :) Dziś mecz Polska-Serbia, którego nie można przegapić ;P Pozdrawiam wszystkie czytelniczki, miłego czytania i oglądania :)
Nisiek: To i ja dołączam się do „życzeń”! Mam nadzieję, że dacie znak, że w ogóle tu jesteście… :) Pozdrawiamy, hej!

piątek, 17 maja 2013

Rozdział drugi. Kiedy skończy się młodość, wyjątkową przyjemność sprawiają nam spotkania z ludźmi, którzy przed laty byli naszymi przyjaciółmi i wspominanie wielkich czynów z pradawnych czasów.


Proszę o słuchanie w tle: KLIK

Patrycja:
Polska przywitała mnie słonecznym porankiem, do lądowania pozostało już tylko kilka chwil. Spoglądałam przez małe okienko, podziwiając piękne widoki na zewnątrz i przypominając sobie lata beztroskiego dzieciństwa, jakie spędziłam w swoim ukochanym kraju. W pewnym momencie do mojej wyobraźni wdarł się, obraz dzieci bawiących się na placu zabaw.
Chłopiec i dziewczynka biegający beztrosko niedaleko swoich rodzicieli. Ona drobniutka szatynka, on wysoki brunet, którzy w swoim towarzystwie czuli się jak ryby w wodzie. Andrzej i Patrycja byli nierozłączni jak te papużki do momentu, w którym Pati razem z rodzicami nie wyjechała do USA. Do tej pory pamięci pozostaje obraz twarzy Andrzeja na wieść o tym, że jego ukochana przyjaciółka go opuszcza. Winił za to cały świat, był okropnie zły na wszystko, co zburzyło jego idealnie poukładane życie.
Po kilku komunikatach stewardessy znaleźliśmy się już na ziemi. W hali przylotów zgromadził się ogromny tłum krewnych, którzy czekali z niecierpliwością i podekscytowaniem na bliskich.
Odebrałam swój bagaż i zamówiwszy taksówkę udałam się na Żoliborz. Tam mieszka przyjaciółka mojej mamy jeszcze z czasów liceum. Pani Alina czekała już na mnie w progu drzwi swojego mieszkania.
-Witaj dziecko!
-Dzień dobry — odpowiedziałam z uśmiechem, a ona przytuliła mnie jak matka córkę.
-Wchodź do środka, a jak minęła ci podróż?
-Dziękuję, dobrze, bez zakłóceń.
- To bardzo dobrze, pewnie jesteś zmęczona słońce, ale zanim Cię puszczę to podam do stołu. Zrobiłam naleśniki ze szpinakiem twoje ulubione.
-Ojej dziękuję, pójdę tylko umyć ręce. — zaniosłam walizkę do pokoju, który został mi przydzielony, zmieniłam ubrania, umyłam ręce i zasiadłam razem z ciocią do stołu.
-Opowiadaj dziecinko, co tam u ciebie, tak dawno się nie widziałyśmy.
-Wszystko w porządku studiuję filologię serbsko-angielską z tłumaczeniem, czasami coś przetłumaczę dla konkretnych firm.
-Ooo jestem z ciebie dumna, nie to, co mój Dominik jego całe życie interesował tylko sport, nie nauka…
- I tak osiągnął w życiu wiele, a jeszcze dużo przed nim, powinna być ciocia z niego dumna. Dziękuję za pyszne naleśniki. - Dominik wyjechał do Londynu za pracą, nigdy jakoś nie palił się do nauki, nad czym ciocia do teraz ubolewa. Udało mu się i dzięki temu jest siatkarzem. Zauważyłam ostatnio jakąś dziwną zależność, że większość moich znajomych to siatkarze…
-Ależ nie ma za co serduszko, ale dzisiaj piękny dzień. Wszędzie pełno ludzi w tym hipermarketach, nagle zakupów się wszystkim zachciało. Wiesz, kogo dzisiaj spotkałam?
-Nie mam pojęcia.
-Naszego Andrzejka — sączyłam właśnie sok, którym przez przypadek się nie zakrztusiłam.
-Aha..
-Wraca do Bydgoszczy, do pracy jak on to ujął. — nie wiem, dlaczego moje serce zabiło szybciej. Halo ja mam przecież chłopaka! Co za głupie serce.
-Będę się zbierać, umówiłam się z koleżanką na kawę.
-Dobrze idź, idź dziecko i uważaj na siebie. — wyszłam na zewnątrz i założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Było tak pięknie, skierowałam kroki do naszej ulubionej kawiarni. Dlaczego interesuje mnie los Andrzeja, który nawet nie raczył zadzwonić ani razu po moim wyjeździe? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Szłam ulicami Warszawy i podziwiałam zmiany, jakie poczyniono od tamtej pory, kiedy wyprowadziliśmy się do Ameryki. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu, zajęłam stolik i zamówiłam latte czekając na Laurę.

Andrzej:
Właściwie to moje pakowanie przebiegło w ciszy, ale muszę przyznać, że bardzo sprawnie. A później, gdy chciałem jeszcze zaczepić Laurę, ta po prostu zbyła mnie szybkimi słowami, że musi lecieć, bo się umówiła. Nic więcej. Zazwyczaj opowiadała mi, że leci na kawę z tym i z tym, że musi pogadać z tym i tym. A teraz nagle, że się umówiła i musi lecieć. Nawet nie chciała, bym odprowadzał ją do drzwi, co zwykle robiłem, gdzie gadaliśmy i śmialiśmy się jeszcze przez parę chwil. Również nie pożegnała się ze mną, a zazwyczaj życzyła mi spokojnej podróży i prosiła, bym się odezwał, gdy dojadę.
-Pokłóciliście się? – usłyszałem pytanie mamy jakby z oddali, na co tylko pokręciłem głową. – Na pewno?
-Tak mamo, na pewno. Po prostu się śpieszyła – wytłumaczyłem spokojnie rodzicielce, mimo że sam czułem, że coś jest nie tak. – Idę pobiegać! – zadecydowałem nagle i udałem się do swojego pokoju, by szybko zmienić ubrania na sportowy, wygodny strój do biegania.
-A śniadanie?! Pewnie nic nie zjadłeś z tych kanapek.
-Później mamo! – odkrzyknąłem już w przedpokoju, ubierając na szybkiego buty i zaraz znalazłem się na korytarzu, gdzie zbiegłem ze swojego piętra. Gdy otworzyłem drzwi z klatki poczułem jak wiatr dmucha mi prosto w twarz. Ciarki przeszły mi po całym ciele. Uwielbiałem to. Uśmiechnąłem się do siebie i wkładając w uszy słuchawki, puściłem swoją playlistę, ruszając przed siebie.
Już miałem wracać do siebie, kiedy po drugiej stronie ulicy zauważyłem dobrze znaną mi sylwetkę jakiejś kobiety. Przymrużyłem oczy, by poznać, kto tam idzie. Od razu doszedłem do wniosku, że jest to mama mojego znajomego ze wcześniejszych, młodzieżowych, warszawskich klubów. To była strasznie miła rodzina. Dlatego bez zastanowienia ruszyłem w jej stronę.
-Dzień dobry! Może pomogę? – zapytałem kobiety, a tamta uśmiechnęła się i z chęcią oddała mi reklamówki. Podziękowała mi, a ja tylko powiedziałem, że nie ma za co dziękować. – Co u Pani? Jak zdrówko?
-A dobrze Andrzejku. Właściwie świetnie się czuję.
-A jak tam Dominik? Dobrze sobie radzi w Londynie?
-Dobrze, dobrze. Oczywiście gra w siatkówkę… Tej waszej młodocianej miłości chyba nigdy nie zamienicie na nic innego, prawda?
-Nigdy. – uśmiechnąłem się – Ale Pani chyba nie ma nic, przeciwko, że Domin tam gra?
-Mógłby grać bliżej, wiadomo… A jakby się wyszkolił to może by i tutaj pracę jakąś dostał. A tak to musiał tam jechać.
-Brakuje go Pani?
-Troszkę. Ale teraz to nie bardzo, bo nie mieszkam sama.
-Nie? A z kim?
-A córka Ignatowiczów dziś przyjechała. Nie miała się gdzie zatrzymać, więc… No ugościłam ją.
Córka Ignatowiczów?! Przecież to była Patrycja! Jego Patrycja!
-Patrycja przyjechała?
-A no tak, przecież Wy się doskonale znacie. No Patrycja. Tak się zmieniła przez te kilka lat. Teraz taka dorosła, piękna kobieta. I mądra. Od początku wiedziałam, że coś z niej będzie. Szkoda była jak tak wyjeżdżała. Było widać, że strasznie nie chciała, prawda?

-Ej, my już musimy iść! – odezwał się ktoś z ich przeciwnej drużyny meczu siatkówki na jednym ze szkolnych boisk.
-No! Ale jakoś się jeszcze zmówimy na meczyk?
-Tylko, że to już koniec roku… - odezwał się chłopak, który łapał piłkę siatkową.
-No dobra, na chwilę z domu można się ruszyć. To jak coś to…
-Dobra – przerwał im wysoki brunet – Spoko.
-No to idziemy. Na razie! – rzucili na pożegnanie i ruszyli przed siebie, zaraz coś do siebie szepcząc i odwracając się raz po raz.
-Damy radę, co? – wysoki brunet uśmiechnął się do niskiej szatynki, która poprawiała się na ławce. Pokiwała głową i wbiła wzrok w nierówny chodnik. – Hej, co jest?
-Każdy mecz… Każdy wypad na dwór jest dla mnie… Znaczy… To wszystko… No już za niedługo nie będę tego miała.
-Co?
-Wronku, wyjeżdżam po zakończeniu roku szkolnego. Na stałe.
-No chyba sobie jaja robisz. Gdzie?
-Do USA, z rodzicami. Dostali pracę i…
-Nie Pat. – pokiwała głową – Nie prawda. Powiedz, że żartujesz!
-Nie żartuję. Chciałabym żartować! – wbiła we mnie wzrok, a ja jedyne, co mogłem zrobić, to przyciągnąłem ją do siebie i oparłem podbródek na jej czole. – Boże... Ja tak bardzo nie chcę tam jechać! Tu mam wszystko. Mam Ciebie, mam Laurę, znajomych, nasze ulubione miejsce. Już tutaj wszystko znam i…
-Ale jest szansa zobaczyć się na mojej studniówce, nie? - wyrwała się z mojego uścisku i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. To był taki okropny widok… Pokręciła głową. – Jak to nie? Przecież od zawsze planowaliśmy, że to Ty ze mną pójdziesz.
-Rodzice mnie nie puszczą. Nie samą z USA do Polski, przecież. Zresztą, nie mam jeszcze osiemnastki… Na pewno się nie zgodzą. Będziesz musiał zabrać ze sobą Laurę.
-Ja pierdole. – wymruczałem, na co tylko dostałem od niej kuksańca w bok. – A mieliśmy takie plany…
-Niestety, życie pokazuje, że ma je gdzieś.
Pokiwałem głową, przytulając się do niej jeszcze ciaśniej niż chwilę temu. Ona była dla mnie najważniejszą osobą w tej cholernej Warszawie. Była cudowną przyjaciółką i dziewczyną. Nie chciałem jej stracić. A czułem, że tak właśnie się stanie, gdy wyjedzie.  

-Andrzejku?
-Tak, tak. Oczywiście… Tu miała wszystko, a tam ze sobą tylko rodziców. Ale mówi pani, że wróciła i mieszka z panią? – starsza pani pokiwała głową – To gdzie teraz jest?
-A wiesz… Wy, młodzi. Poleciała spotkać się z tą swoją przyjaciółką Laurą. Pewnie tęskniły za sobą jak głupie. Tyle lat się nie widzieć… - chłopak pokiwał tylko głową, wiedząc gdzie tak szybko zmyła się przyjaciółka. I w końcu, po latach, dowiedział się, gdzie znikała prawie na całe wakacje. Była z Patrycją. Na pewno!
I nigdy mu o tym nie powiedziała…

Patrycja:
Czekam już od dwudziestu minut, a Li nadal nie ma. Nareszcie raczyła coś napisać:  Przepraszam Cię bardzo będę do 10 minut, okropne kroki na mieście. Laura. To bardzo ciekawe, swoją drogą skąd ona jedzie chyba z Gdańska… bo na pewno nie z Warszawy. Po kilkunastu minutach do budynku wbiegła zdyszana Laura i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
-Hej, naprawdę Cię przepraszam, ale okropne kroki na mieście, a w dodatku pomagałam koledze w przeprowadzce. — kelnerka przyniosła kawę i herbatę owocową i postawiła przed nami.
-Andrzejowi, tak? — Li pijąc kawę o mało się nie zakrztusiła.
-Skąd wiesz?
-Nie istotne.
-Czyżby? Czy mi się wydaje, czy ty jesteś zazdrosna?
-Nie mam o co.
-Racja przecież masz chłopaka. — w jej tonie słychać było ironię, gdzie podziała się moja dawna Li?
-Ty nie masz, więc możesz robić, co ci się rzewnie podoba?
-Sama sobie zaprzeczasz, czyli coś jest na rzeczy, skoro interesuje Cię, co robi Andrzej.
-Możemy się przestać kłócić i zmienić temat? — próbowałam jakoś załagodzić to wszystko i wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- A co tam u Urosa? Dlaczego z Tobą nie przyjechał?
-Wszystko w porządku, nie mógł z racji tego, iż rozgrywają niedługo mecze.
-Nie wybierasz się na nie?
-Mogę zapytać, do czego dążysz tymi pytaniami?
-Do niczego, po prostu pytam z ciekawości.
Posiedziałyśmy jeszcze troszeczkę w kawiarni, powspominałyśmy dzieciństwo. Zawsze odkąd pamiętam trzymaliśmy we trójkę: Andrzej, ja i Laura.
Co prawda Li trochę później do naszej dwójki dołączyła, bo po przeprowadzce z Zamościa do Warszawy… Od tamtej pory też zawsze podkochiwała się w Andrzeju, chociaż wiedziała, że nie miała u niego szans.
Zrobiło się późno, więc rozstałyśmy się, każda z nas poszła w swoją stronę. Pogoda uległa małej zmianie, ochłodziło się troszeczkę i wiał porywisty wiatr. Wybrałam krótszą drogę, czyli przez park — nasz park. Przyjechałam, aby przemyśleć pewne sprawy i odpocząć, a okazało się, że wpadłam w drugie sidła wspomnień, które niekoniecznie są przyjemne. Wróciłam do mieszkania, które było moim obecnym miejscem zamieszkania, cioci Aliny nie było. Wzięłam prysznic ubrałam pidżamę i położyłam się na łóżku. Coś mnie kusiło, niedobre serce i podświadomość - włączyłam laptopa i otworzyłam plik ze zdjęciami. Zamiast zapomnieć, robiłam coś zupełnie odwrotnego. Sama nie wiedziałam dlaczego, przeglądałam zdjęcia i mimowolnie się uśmiechałam. Było już północy, kiedy opatulona kołdrą zasnęłam. Nocne koszmary nie pozwalały spać, toteż rano obudziłam się, a właściwie zerwałam na równe nogi. W dodatku w moim pokoju siedziała Laura, ciekawe kiedy tutaj weszła.
-Co Ty tutaj robisz? — spytałam zaskoczona jej wizytą, o tak wczesnej porze.
-Przyszłam Cię przeprosić za wczoraj głupio wyszło… — jakoś nie widziałam szczerości w tym wyznaniu, no ale od tylu lat się przyjaźnimy, więc przymknęłam na to oko.
-Nie gniewam się, napijesz się czegoś?
-Chętnie poproszę o herbatę. — ubrałam szlafrok i obie poszłyśmy do kuchni, cioci nie było w domu, ale wychodząc do pracy zostawiła tosty i ciepłą wodę. Usiadłyśmy przy stole i zajęłyśmy się konsumpcją śniadania. Nagle rozdzwonił się telefon Li.
-Cześć
-…..
-Jasne, będę za góra dwie godziny.
-…..
-Nie ma sprawy, trzymaj się.
-Strasznie Cię przepraszam, ale muszę już lecieć, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, nie gniewaj się miłego dnia papapa. — pożegnałyśmy się i zniknęła za rogiem swoim nowiuśkim oplem Cascadą. Ja natomiast postanowiłam, że poszukam jakiejś pracy i załatwię sprawę ze studiami.

***
Jak zwykle: Mamy nadzieję, że się podobało. 
Sunny dziś niestety się nie wypowiada, ale ja oczywiście zrobię to z przyjemnością. Zrozummy kobietę, późno wróciła, a jeszcze jutro urządzamy "piknik", na który niech się już powoli szykuje... Znaczy, tak tylko mówię. Ale Ona o tym doskonale wie.
Coś prócz prywaty... Za tydzień pierwsze mecze reprezentacyjne w tym sezonie. Osobiście stęskniłam się za nimi jak wariatka, żałuję tylko, że obejrzę tylko jedno z dwóch spotkań, ale to i tak lepsze niż nic! Zresztą, odbije to sobie później.
Ale to już pewnie nikogo nie interesuje, a więc do spisania za tydzień! Pozdrawiamy, hej!