W tle: KLIK
Patrycja:
Odkąd dowiedziałam się od Maćka, że Andrzej wylądował w szpitalu po tym, jak jakiś wariat chciał go przejechać nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Oczywiście miałam pewne podejrzenia i mogłabym się założyć o dużą sumę pieniędzy, że to osoba, o której myślę to zrobiła. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że Laura miała rację mówiąc, że wszystko było w porządku dopóki się tutaj nie pojawiłam. Z drugiej jednak strony, nie można nikomu zabronić powrotu do ojczyzny po latach. Snułam się z kąta w kąt, nie miałam ochoty na nic, jedzenie nie przechodziło mi przez gardło, sen nie przychodził. Coraz bardziej byłam tym wszystkim zmęczona, moje i rzeczywiście miewałam myśli samobójcze — wstyd się do tego przyznać, ale tak właśnie było. Bo jak można żyć ze świadomością, że Twój były ma zamiar pozbyć się rywala, który w przeszłości był ci bardzo bliski??
Andrzej:
Właściwie to nawet nie wiem ile dni leżałem w szpitalu, ale miałem tego serdecznie dosyć. Nie chciałem tu dłużej być, mimo że uwzięli się, że muszą mi zrobić wszystkie badania. Ale cholera, ile ich mogło być? Cała litania? No bez przesady. Ja rozumiem, że jestem sportowcem i całkiem możliwe, że moi „ludzie” kontaktowali się ze szpitalem, by upewnić się, że wszystko ze mną w porządku, ale rany kochany… Tyle badań?
-Kiedy mogę stąd wyjść? – zagaiłem tę samą pielęgniarkę, gdy skończyła pobierać mi krew po raz milion pierwszy – Tylko proszę mi nie mówić, że wtedy, kiedy wszystko będzie jasne, bo raczej nie wierzę, by właśnie teraz było inaczej!
-Pan nic nie rozumie…
-Nie, nie rozumiem. I nie chcę zrozumieć. Proszę mnie tylko stąd wypuścić.
-Dlaczego panu tak na tym zależy? Zresztą, jeżeli chce pan to… Może się pan wypisać. – spojrzała na mnie dziwnie, jakby wzrokiem prosząc mnie, bym tego nie robił.
-Tak zrobię – rzuciłem, przymykając oczy, nie wytrzymując jej spojrzenia.
Musiałem to zrobić. Musiałem wyjść z tego cholernego szpitala i w końcu dowiedzieć się prawdy o tym wszystkim. O tym, co dzieje się wokół mnie, bo naprawdę przestałem to wszystko ogarniać.
-Jak dobrze, że nic się nie stało! Zamartwiałam się! Tak bardzo się o ciebie bałam! – Laura mówiła i mówiła, a ja próbowałem jej przerwać, ale bezskutecznie
-To tylko zwykłe potrącenie…
-To nie było zwykłe potrącenie! To był zamach! To była zaplanowane morderstwo!
-Co Ty wygadujesz?
-To był Uros, sam powiedziałeś! To ten gnój, ten mafiozo…
-Lau… - westchnąłem, ale tamta jakby nie zauważała, że przesadza.
-Nie wypieraj się! Pamiętam, co mi wtedy powiedziałeś. To był on.
-No i co z tego? Przecież nic się nie stało.
-Ale ja się tak o Ciebie bałam! Byłam wściekła i…
-Była tak wściekła, że rozwaliła nam wszelkie papiery w holu przychodni. – usłyszałem głos wchodzącej pielęgniarki. Tamta nawet na nią nie spojrzała i nie przeprosiła.
-Lau… Zachowujesz się jak…
-Jak dziecko? Jak gówniara? Andrzej, bałam się o Ciebie! – teraz zaczęła już krzyczeć.
-Nie upoważnia Cię to…
-Kurwa, przestań być już taki idealny! – wrzasnęła i wybiegła z mojej Sali, na której leżałem. Westchnąłem, a w tym momencie w moich drzwiach pojawił się mój młodszy brat, Maciek. – Cześć brat. Co tu się stało?
-Wiesz, jestem za idealny – odpowiedziałem ze śmiechem, a tamten podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu, mimo że widział, w jakim jestem stanie.
-Dobrze Cię widzieć. Nawet nie wiesz jak nas wszystkich wystraszyłeś. Wszyscy tak się o Ciebie baliśmy, a najbardziej to chyba…
-Laura.
-Nie. Patrycja.
-Co? Patrycja? A skąd ona…
-Zadzwoniłem do niej. Powiedziałem, że miałeś wypadek, że… - zaskoczył mnie, więc mu przerwałem.
-Zwariowałeś? Po co?
-Przecież to Patrycja, ma prawo wiedzieć.
-Nie Maciek. Nie ma prawa o tym wiedzieć. Nie ona.
-Niby dlaczego? Głupi jesteś i tyle.
-A nawet jeśli, to jej tu nie było.
-Była, tylko Twoja Laura ją wygoniła. Powiedziała, że to jest jej wina. A potem, gdy do niej dzwoniłem, nie odbierała. Boję się, że coś się stało. I to może być wina Twojej „ukochanej”
Usłyszałem te słowa i po prostu zabolało mnie serce. Nie mogło jej się nic stać. Nie mogło, bo gdyby tak się stało… Chyba bym tego nie wytrzymał. Wiedziałem to już wcześniej, ale dopiero po słowach brata do tego doszedłem.
Patrycja:
-Patrysiu, chodź na obiad — ciocia próbowała wyciągnąć mnie za wszelką cenę z czterech ścian pokoju.
-Nie jestem głodna…
-Dziecko nie możesz tak funkcjonować, choroby się nabawisz.
-Mamo, co się stało? — do rozmowy włączył się Dominik.
-Patrycja zamknęła się w pokoju i nie chce wyjść.
-Pati wyjdź stamtąd.
-Nie!
-Pat, bo wyważę drzwi! — próbował szantażem zmusić mnie do opuszczenia pokoju.
-A proszę bardzo, dajcie mi wszyscy święty spokój! – krzyknęłam i mocnej opatuliłam się kocem.
I na tym rozmowa się skończyła. Wszyscy zaczęli się mną interesować, niepotrzebnie mają swoje sprawy i nimi niech się zajmą, a mi dają spokój. Ciocia z wujkiem siedzieli w pokoju, a Domin gdzieś wybył ja postanowiłam przejść się do parku. To było miejsce, które dawało w jakimś sensie ulgę, poczucie bezpieczeństwa. Ogarnęłam się przebrałam w inne ciuchy (trochę powycierane dżinsy, bluzkę w paski z rękawem ¾, trampki) odświeżyłam i wyszłam z domu, po drodze łapiąc jego bluzę. Poniosły mnie aż pod bydgoski szpital. Usiadłam na pierwszej lepszej ławeczce i moje myśli pobiegły do czasów przeszłych. Wszystkie obrazy przesuwały się w głowie jak klatki, kadry z filmu. Jedne były bardzo miłe inne mniej, oparłam głowę o oparcie ławki i przymknęłam powieki. Jeszcze bardziej przytuliłam jego bluzę, a po policzku spłynęła samotna łza.
Andrzej:
Podpisałem, co miałem podpisać i ruszyłem ze szpitala. Owszem, wszyscy pytali mnie czy dobrze się czuję i czy na pewno wszystko w porządku. Odpowiadałem, że tak. A jednak oni dalej odradzali mi wypisywanie się z niego dobrowolnie. Ale mnie to nie obchodziło. Musiałem się stąd wynieść.
Musiałem dowiedzieć się, co z Patrycją. Pytałem o nią Macka – codziennie. Ale on nie miał o niej żadnej wieści. Dalej nie dobierała. Niby ciocia Alina, mama Dominika, mówiła, że z nią wszystko w porządku, ale nie wierzyłem jej. Coś musiało być nie tak. I na pewno było.
Dopiero co wyszedłem ze szpitala, a czułem się tak bardzo zmęczony jakbym nie spał kilka nocy, nie jadł i nie pił przez tydzień. Chociaż właściwie to może nie były dobre określenia tego wszystkiego, ale było naprawdę źle. Zwalałem to wszystko na to, że kilka dni byłem bez jakiegokolwiek fizycznego ruchu i dlatego teraz tak kiepsko się czułem.
Przeszedłem przez malutki skrawek szpitalnego parku i musiałem na chwilę odetchnąć, bo już nie dawałem rady. Postanowiłem odpocząć przysiadając na chwilkę na drewnianą ławkę, ale ta najbliższa była zajęta. Ktoś na niej najzwyczajniej w świecie leżał!
Westchnąłem i już miałem omijać kolejnego bezdomnego, gdy zauważyłem, że to wcale nie jest tym, co wydawało mi się na początku. Na ławce ktoś leżał, owszem, ale spał. I nie był to żaden człowiek o nieprzyjemnym zapachu.
Podszedłem bliżej, bo zauważyłem coś znajomego. Jakaś oznaka, czy coś takiego, błyszczało w słońcu. Raziło po oczach, więc nie mogłem dojść do tego, kto tam leży. Zasłoniłem padające promienie słoneczne na to coś świecące się i dopiero teraz wszystko zobaczyłem dokładnie.
Na ławce leżała jakaś zapłakana dziewczyna, która przytulała się do szarej bluzy, której część mocno obejmowała, a także pozwalała, by reszta bezwładnie zwisała z ławki i brudziła rękaw. I niby nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że tą bluzę doskonale znałem.
Numer „5”, odblaskowa nazwa „SKF Legia Warszawa.”
Przez chwilę miałem wrażenie, że po prostu mam jakieś schizy, że może mi się coś majaczy. Ale gdy dziewczyna odwróciła głowę, wiedziałem, że to jest prawda. W końcu to była Ona. To jej wtedy oddałem swoją bluzę, po jednym z meczy, na który przyszła. Na którym mi kibicowała.
To była Patrycja, o której ostatnio tak dużo myślałem.
Westchnąłem z ulgą, bo dopiero teraz wszystko ze mnie zeszło. Poczułem się jeszcze gorzej, dlatego klęknąłem przed tą ławką. Przed nią, leżącą na niej. Wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem ją po głowie. Uśmiechnęła się pięknie przez sen, tak samo jak te kilka lat wcześniej, gdy uśmiech kierowała tylko i wyłącznie do mnie.
Nie minęła chwila, a już otworzyła oczy i wbiła wzrok w moją osobę. I co najważniejsze - nie wystraszyła się, nie wstała z ławki i nie uciekła przede mną. Po prostu wciąż była w tej samej pozycji, tyle, że z otwartymi oczami. Tak jakby wcześniej wiedziała, że to byłem ja. Że to ja głaskałem ją po włosach. Uśmiechnąłem się niepewnie i chwyciłem ją za dłoń, ściskającą bluzę, a po jej policzku momentalnie popłynęła jedna samotna łza. Starłem ją kciukiem, a ona przymknęła z powrotem oczy. A potem nagle ucałowała moją rękę.
-Co…
-Przepraszam Andrzej, przepraszam za wszystko.
W momencie, gdy szeptała mi te słowa, ja wybaczyłem jej to wszystko. To, że dzieciństwo spędziliśmy razem, że byliśmy w sobie zakochani, bo dziś o tym wiedziałem. To, że wtedy wyjechała i zostawiła mnie z Laurą. To, że nigdy się nie odezwała. To, że wróciła i było jak było.
Wybaczyłem jej wszystko.
A potem dźwignąłem ją z ławki i wziąłem na ręce. I nie obchodziło mnie to, że byłem słaby. Ona wcale nie była ciężka. Zresztą o takim ciężarze marzyłem od lat. Od lat pragnąłem mieć ją w swoich ramionach. Marzyłem o tym, by się do mnie przytuliła, tak jak to robiła teraz, gdy chowała nos w mojej szyi.
W końcu trzymałem ją w swoich ramionach. To było naprawdę cudowne uczucie. Po tylu latach znowu miałem ją przy sobie.
***
Sunny: Gratulujemy wygranej naszym chłopakom i wierzymy, że teraz ta machina ruszy i będzie już tylko lepiej :) czekamy na drugi mecz i pozdrawiamy wszystkie czytelniczki i kibiców siatkówki :P
Nisiek: Przepraszam, zawaliłam! Rozdział miał być już w piątek, ale jakoś tak wyszło, że dopiero dziś został opublikowany. Na pocieszenie jednak powiem, że… Przez chwilę będzie naprawdę słodko!
No i witamy wakacje! Może nie do końca takie, jakie chciałam, by były ale… Już niedługo, będzie dobrze!
Odkąd dowiedziałam się od Maćka, że Andrzej wylądował w szpitalu po tym, jak jakiś wariat chciał go przejechać nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Oczywiście miałam pewne podejrzenia i mogłabym się założyć o dużą sumę pieniędzy, że to osoba, o której myślę to zrobiła. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że Laura miała rację mówiąc, że wszystko było w porządku dopóki się tutaj nie pojawiłam. Z drugiej jednak strony, nie można nikomu zabronić powrotu do ojczyzny po latach. Snułam się z kąta w kąt, nie miałam ochoty na nic, jedzenie nie przechodziło mi przez gardło, sen nie przychodził. Coraz bardziej byłam tym wszystkim zmęczona, moje i rzeczywiście miewałam myśli samobójcze — wstyd się do tego przyznać, ale tak właśnie było. Bo jak można żyć ze świadomością, że Twój były ma zamiar pozbyć się rywala, który w przeszłości był ci bardzo bliski??
Andrzej:
Właściwie to nawet nie wiem ile dni leżałem w szpitalu, ale miałem tego serdecznie dosyć. Nie chciałem tu dłużej być, mimo że uwzięli się, że muszą mi zrobić wszystkie badania. Ale cholera, ile ich mogło być? Cała litania? No bez przesady. Ja rozumiem, że jestem sportowcem i całkiem możliwe, że moi „ludzie” kontaktowali się ze szpitalem, by upewnić się, że wszystko ze mną w porządku, ale rany kochany… Tyle badań?
-Kiedy mogę stąd wyjść? – zagaiłem tę samą pielęgniarkę, gdy skończyła pobierać mi krew po raz milion pierwszy – Tylko proszę mi nie mówić, że wtedy, kiedy wszystko będzie jasne, bo raczej nie wierzę, by właśnie teraz było inaczej!
-Pan nic nie rozumie…
-Nie, nie rozumiem. I nie chcę zrozumieć. Proszę mnie tylko stąd wypuścić.
-Dlaczego panu tak na tym zależy? Zresztą, jeżeli chce pan to… Może się pan wypisać. – spojrzała na mnie dziwnie, jakby wzrokiem prosząc mnie, bym tego nie robił.
-Tak zrobię – rzuciłem, przymykając oczy, nie wytrzymując jej spojrzenia.
Musiałem to zrobić. Musiałem wyjść z tego cholernego szpitala i w końcu dowiedzieć się prawdy o tym wszystkim. O tym, co dzieje się wokół mnie, bo naprawdę przestałem to wszystko ogarniać.
-Jak dobrze, że nic się nie stało! Zamartwiałam się! Tak bardzo się o ciebie bałam! – Laura mówiła i mówiła, a ja próbowałem jej przerwać, ale bezskutecznie
-To tylko zwykłe potrącenie…
-To nie było zwykłe potrącenie! To był zamach! To była zaplanowane morderstwo!
-Co Ty wygadujesz?
-To był Uros, sam powiedziałeś! To ten gnój, ten mafiozo…
-Lau… - westchnąłem, ale tamta jakby nie zauważała, że przesadza.
-Nie wypieraj się! Pamiętam, co mi wtedy powiedziałeś. To był on.
-No i co z tego? Przecież nic się nie stało.
-Ale ja się tak o Ciebie bałam! Byłam wściekła i…
-Była tak wściekła, że rozwaliła nam wszelkie papiery w holu przychodni. – usłyszałem głos wchodzącej pielęgniarki. Tamta nawet na nią nie spojrzała i nie przeprosiła.
-Lau… Zachowujesz się jak…
-Jak dziecko? Jak gówniara? Andrzej, bałam się o Ciebie! – teraz zaczęła już krzyczeć.
-Nie upoważnia Cię to…
-Kurwa, przestań być już taki idealny! – wrzasnęła i wybiegła z mojej Sali, na której leżałem. Westchnąłem, a w tym momencie w moich drzwiach pojawił się mój młodszy brat, Maciek. – Cześć brat. Co tu się stało?
-Wiesz, jestem za idealny – odpowiedziałem ze śmiechem, a tamten podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu, mimo że widział, w jakim jestem stanie.
-Dobrze Cię widzieć. Nawet nie wiesz jak nas wszystkich wystraszyłeś. Wszyscy tak się o Ciebie baliśmy, a najbardziej to chyba…
-Laura.
-Nie. Patrycja.
-Co? Patrycja? A skąd ona…
-Zadzwoniłem do niej. Powiedziałem, że miałeś wypadek, że… - zaskoczył mnie, więc mu przerwałem.
-Zwariowałeś? Po co?
-Przecież to Patrycja, ma prawo wiedzieć.
-Nie Maciek. Nie ma prawa o tym wiedzieć. Nie ona.
-Niby dlaczego? Głupi jesteś i tyle.
-A nawet jeśli, to jej tu nie było.
-Była, tylko Twoja Laura ją wygoniła. Powiedziała, że to jest jej wina. A potem, gdy do niej dzwoniłem, nie odbierała. Boję się, że coś się stało. I to może być wina Twojej „ukochanej”
Usłyszałem te słowa i po prostu zabolało mnie serce. Nie mogło jej się nic stać. Nie mogło, bo gdyby tak się stało… Chyba bym tego nie wytrzymał. Wiedziałem to już wcześniej, ale dopiero po słowach brata do tego doszedłem.
Patrycja:
-Patrysiu, chodź na obiad — ciocia próbowała wyciągnąć mnie za wszelką cenę z czterech ścian pokoju.
-Nie jestem głodna…
-Dziecko nie możesz tak funkcjonować, choroby się nabawisz.
-Mamo, co się stało? — do rozmowy włączył się Dominik.
-Patrycja zamknęła się w pokoju i nie chce wyjść.
-Pati wyjdź stamtąd.
-Nie!
-Pat, bo wyważę drzwi! — próbował szantażem zmusić mnie do opuszczenia pokoju.
-A proszę bardzo, dajcie mi wszyscy święty spokój! – krzyknęłam i mocnej opatuliłam się kocem.
I na tym rozmowa się skończyła. Wszyscy zaczęli się mną interesować, niepotrzebnie mają swoje sprawy i nimi niech się zajmą, a mi dają spokój. Ciocia z wujkiem siedzieli w pokoju, a Domin gdzieś wybył ja postanowiłam przejść się do parku. To było miejsce, które dawało w jakimś sensie ulgę, poczucie bezpieczeństwa. Ogarnęłam się przebrałam w inne ciuchy (trochę powycierane dżinsy, bluzkę w paski z rękawem ¾, trampki) odświeżyłam i wyszłam z domu, po drodze łapiąc jego bluzę. Poniosły mnie aż pod bydgoski szpital. Usiadłam na pierwszej lepszej ławeczce i moje myśli pobiegły do czasów przeszłych. Wszystkie obrazy przesuwały się w głowie jak klatki, kadry z filmu. Jedne były bardzo miłe inne mniej, oparłam głowę o oparcie ławki i przymknęłam powieki. Jeszcze bardziej przytuliłam jego bluzę, a po policzku spłynęła samotna łza.
Andrzej:
Podpisałem, co miałem podpisać i ruszyłem ze szpitala. Owszem, wszyscy pytali mnie czy dobrze się czuję i czy na pewno wszystko w porządku. Odpowiadałem, że tak. A jednak oni dalej odradzali mi wypisywanie się z niego dobrowolnie. Ale mnie to nie obchodziło. Musiałem się stąd wynieść.
Musiałem dowiedzieć się, co z Patrycją. Pytałem o nią Macka – codziennie. Ale on nie miał o niej żadnej wieści. Dalej nie dobierała. Niby ciocia Alina, mama Dominika, mówiła, że z nią wszystko w porządku, ale nie wierzyłem jej. Coś musiało być nie tak. I na pewno było.
Dopiero co wyszedłem ze szpitala, a czułem się tak bardzo zmęczony jakbym nie spał kilka nocy, nie jadł i nie pił przez tydzień. Chociaż właściwie to może nie były dobre określenia tego wszystkiego, ale było naprawdę źle. Zwalałem to wszystko na to, że kilka dni byłem bez jakiegokolwiek fizycznego ruchu i dlatego teraz tak kiepsko się czułem.
Przeszedłem przez malutki skrawek szpitalnego parku i musiałem na chwilę odetchnąć, bo już nie dawałem rady. Postanowiłem odpocząć przysiadając na chwilkę na drewnianą ławkę, ale ta najbliższa była zajęta. Ktoś na niej najzwyczajniej w świecie leżał!
Westchnąłem i już miałem omijać kolejnego bezdomnego, gdy zauważyłem, że to wcale nie jest tym, co wydawało mi się na początku. Na ławce ktoś leżał, owszem, ale spał. I nie był to żaden człowiek o nieprzyjemnym zapachu.
Podszedłem bliżej, bo zauważyłem coś znajomego. Jakaś oznaka, czy coś takiego, błyszczało w słońcu. Raziło po oczach, więc nie mogłem dojść do tego, kto tam leży. Zasłoniłem padające promienie słoneczne na to coś świecące się i dopiero teraz wszystko zobaczyłem dokładnie.
Na ławce leżała jakaś zapłakana dziewczyna, która przytulała się do szarej bluzy, której część mocno obejmowała, a także pozwalała, by reszta bezwładnie zwisała z ławki i brudziła rękaw. I niby nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że tą bluzę doskonale znałem.
Numer „5”, odblaskowa nazwa „SKF Legia Warszawa.”
Przez chwilę miałem wrażenie, że po prostu mam jakieś schizy, że może mi się coś majaczy. Ale gdy dziewczyna odwróciła głowę, wiedziałem, że to jest prawda. W końcu to była Ona. To jej wtedy oddałem swoją bluzę, po jednym z meczy, na który przyszła. Na którym mi kibicowała.
To była Patrycja, o której ostatnio tak dużo myślałem.
Westchnąłem z ulgą, bo dopiero teraz wszystko ze mnie zeszło. Poczułem się jeszcze gorzej, dlatego klęknąłem przed tą ławką. Przed nią, leżącą na niej. Wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem ją po głowie. Uśmiechnęła się pięknie przez sen, tak samo jak te kilka lat wcześniej, gdy uśmiech kierowała tylko i wyłącznie do mnie.
Nie minęła chwila, a już otworzyła oczy i wbiła wzrok w moją osobę. I co najważniejsze - nie wystraszyła się, nie wstała z ławki i nie uciekła przede mną. Po prostu wciąż była w tej samej pozycji, tyle, że z otwartymi oczami. Tak jakby wcześniej wiedziała, że to byłem ja. Że to ja głaskałem ją po włosach. Uśmiechnąłem się niepewnie i chwyciłem ją za dłoń, ściskającą bluzę, a po jej policzku momentalnie popłynęła jedna samotna łza. Starłem ją kciukiem, a ona przymknęła z powrotem oczy. A potem nagle ucałowała moją rękę.
-Co…
-Przepraszam Andrzej, przepraszam za wszystko.
W momencie, gdy szeptała mi te słowa, ja wybaczyłem jej to wszystko. To, że dzieciństwo spędziliśmy razem, że byliśmy w sobie zakochani, bo dziś o tym wiedziałem. To, że wtedy wyjechała i zostawiła mnie z Laurą. To, że nigdy się nie odezwała. To, że wróciła i było jak było.
Wybaczyłem jej wszystko.
A potem dźwignąłem ją z ławki i wziąłem na ręce. I nie obchodziło mnie to, że byłem słaby. Ona wcale nie była ciężka. Zresztą o takim ciężarze marzyłem od lat. Od lat pragnąłem mieć ją w swoich ramionach. Marzyłem o tym, by się do mnie przytuliła, tak jak to robiła teraz, gdy chowała nos w mojej szyi.
W końcu trzymałem ją w swoich ramionach. To było naprawdę cudowne uczucie. Po tylu latach znowu miałem ją przy sobie.
***
Sunny: Gratulujemy wygranej naszym chłopakom i wierzymy, że teraz ta machina ruszy i będzie już tylko lepiej :) czekamy na drugi mecz i pozdrawiamy wszystkie czytelniczki i kibiców siatkówki :P
Nisiek: Przepraszam, zawaliłam! Rozdział miał być już w piątek, ale jakoś tak wyszło, że dopiero dziś został opublikowany. Na pocieszenie jednak powiem, że… Przez chwilę będzie naprawdę słodko!
No i witamy wakacje! Może nie do końca takie, jakie chciałam, by były ale… Już niedługo, będzie dobrze!
No i bardzo dobrze. Nie można karać drugiej osoby, a w szczególności siebie, za błędy młodości, bo to na dobre nikomu nie wychodzi. Te nasze uczucia są tak skomplikowane, że pomimo największego bólu jaki sprawiła nam kochana osoba, jesteśmy w stanie wszystko jej wybaczyć. Bo ją na prawdę kochamy i szczęśliwi dopiero będziemy, gdy między nami wszystko będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Yes, yes, yes :D Bardzo się cieszę, że Maciek uświadomił Andrzeja w wydarzeniach poza jego salą. Laura zachowuje się jak nadpobudliwe rozkapryszone dziecko. Rządzi się, jakby Andrzej był jej własnością. Ech.
OdpowiedzUsuńCieszyłam się bardzo, gdy ją znalazł, gdy jej wybaczył i poruszył go ten widok. Nie ma serca z kamienia, więc będzie dobrze ;) Patrycja obwinia się za wszystkie ostatnie zdarzenia, ale niesłusznie. Już Andrzej jej to uświadomi, mam nadzieję ;)
Pozdrawiam
Ojejciu. I co ja mam tutaj napisać? :o Teraz jest u nich tak idealnie, że bardziej się nie da :D Szkoda tylko, że pewnie nie na długo, bo z jednej strony mamy Laurę, która ma jakieś wąty i roszczenia w stosunku do Andrzeja, ja nie wiem z jakiej paki i dlaczego, a z drugiej mamy byłego Patrycji i on też nie daje za wygraną... I szkoda, że swoim komentarzem wszystko zepsułam :P Całą optymistyczną otoczkę tego rozdziału. :) Ale niestety będą musieli wrócić do te szarej rzeczywistości, a tam wszyscy przeciwko nim :/ Smutne, ale prawdziwe. ;] Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń